Morskie Oko i przeglądające się w nim tatrzańskie szczyty już dawno temu rozkochały w sobie ludzi, a ich piękno i niezwykłość sprawiły, że...

Odwiedzona wcześniej Gubałówka była już wspomnieniem, dzień powoli się kończył, skrywając w ciemnościach chmurę smogu wypełniającą wsz...

Gubałówka to - obok Giewontu - pagór, na który niezależnie od pory roku walą dzikie tłumy odwiedzających Zakopane i okolice. Urodą nie grzeszy i skomercjalizowana jest do granic możliwości, ale mimo to, przyciąga. Jednych po żarełko i napitek, innych po zakupy, a kolejnych zaprasza do pokontemplowania tatrzańskiej panoramy, która z Gubałówki - nie ma co ukrywać - jest zacna. A i leżaczek do usadowienia tyłeczka się znajdzie.
Gubałówka to - obok Giewontu - pagór, na który niezależnie od pory roku walą dzikie tłumy odwiedzających Zakopane i okolice. Urodą ni...

Mając w nogach tylko krótki spacer na Kłodzką Górę stwierdziliśmy, że trzeba sobie ten wyjazd dodatkowo uatrakcyjnić, a że z Przełęczy Kło...

Nie odkryję tutaj żadnej Ameryki, ani nie wymyślę koła na nowo, bo poniższe zachowania i postępowanie są - a przynajmniej powinny być - oczywiste. Poczynione na przestrzeni lat obserwacje uzmysłowiły mi jednak, że to, co dla jednego będzie oczywiste, dla innego stanowić będzie rzecz niestworzoną, a jak się do tego wszystkiego wmiksuje nieco (lub więcej, niż nieco) procentów, to próżno szukać jasności umysłu.
BEZPIECZNY SYLWESTER (i każda inna impreza)
Nic nikomu nie udowadniaj
Ja wiem, że ciężko odmawia się kumplom, psiapsiółkom i dawno niewidzianym znajomym, ale picie na wyścigi, szot za szotem, bo inni piją, to nie jest najlepszy pomysł. To, że masz znajomych, którzy mogą wciągnąć litra ruskiego bimbru w godzinę i zupełnie tego po nich nie widać, nie oznacza, że masz robić to samo. Szczególnie, gdy na co dzień jest ci miękko i wesoło po dwóch lampkach wina. Oni mogą, ale Ty nic nie musisz. Chcesz wypić, pij. Dla siebie, dla smaku, a nie dla ilości i po to, by się komukolwiek przypodobać.Bądź odpowiedzialny i rozsądny
Rozsądek i odpowiedzialność powinny Ci towarzyszyć nie tylko wtedy, gdy rozchodzi się o Twoją szanowną osobę. Imprezujesz z paczką znajomych? Ktoś odpada, nie może więcej, źle się czuje, chce iść sam do domu? W żadnym wypadku na to nie pozwalaj. Na imprezach masowych trzeba trzymać się razem. Pilnować siebie, swoich rzeczy i spożywanych drinków. Odpowiadacie za siebie nawzajem. Chyba nie chciałbyś zostać pozostawiony samemu sobie w sytuacji kryzysowej lub biegać nago po śniegu wokół górskiego schroniska lub po centrum miasta. No właśnie. Dlatego miej na oku resztę swojej ekipy.Nie mieszaj
Być może od dziecka marzysz, by zostać choć na jeden wieczór mistrzem barmańskim, ale, uwierz, Twój organizm i żołądek to nie są dobre materiały na shaker. Czysta jakoś nigdy nie lubiła się z winem, a drinki z piwem. A jak do tego wszystkiego dołożyć sylwestrowe bąbelki, to już w ogóle karuzela i rychła walka o wolność pawi. Wszelkie konfiguracje różnych alkoholi wcześniej, czy później spowodują bolesny zgon i kaca giganta. Jeśli natomiast bardzo potrzebujesz pitnej odmiany, postaw na sok. Najlepiej taki mało słodki, żeby się nie zamulić. No i jedz, przegryzaj, żołądek nie lubi być pusty. Ale o tym chyba wiesz, co?Zadbaj o bezpieczny powrót do domu
Rzecz niby oczywista, a często bagatelizowana. Nie licz za każdym razem na to, że ktoś będzie niepijący i przyjedzie samochodem, a potem, jak ten dobry samarytanin porozwozi wszystkich do domów. Zadbaj o siebie sam. Nocna komunikacja miejska to rozwiązanie tak samo dobre, jak zawodne. Po pierwsze może być zatłoczona upojonymi do nieprzytomności zwłokami innych, nieznajomych imprezowiczów, którzy nad ranem - tak, jak Ty - będą próbowali dotrzeć do domu, a po drugie taki autobus może najzwyczajniej w świecie nie przyjechać. Wtedy może czekać Cię przemarsz z jednego końca miasta na drugi. Plusem tego jest fakt, że w trakcie takiego spaceru wytrzeźwiejesz, ale jak aura nie będzie sprzyjać - przemarzniesz, przemokniesz, albo sobie kopytka połamiesz.Pozostaje więc najbardziej oczywista forma transportu - taksówka. Ale zamów ją sobie odpowiednio wcześniej na daną godzinę, bo nad ranem to zapomnij, że się do jakiejkolwiek taxikorporacji dodzwonisz.
To chyba wszystko. Uważajcie na siebie, bo osiołków i oszołomstwa dookoła nie brakuje. A jeśli byliście kiedyś świadkami, bądź uczestnikami tych mniej bezpiecznych sytuacji, podzielcie się nimi. Tak ku przestrodze dla innych.
A korzystając z okazji życzymy wszystkim, by ten nowy rok był lepszy, obfitował w sukcesy i pozwalał realizować wszystkie plany i założone cele. 🎉 Również te górskie. 😀
Już za momencik pożegnamy stary rok, bo jego następca macha już do nas zza rogu. Każdy z nas powita nowy rok na swój sposób. Jedni w kapcia...

16 sprawdzonych miejsc, gdzie warto pojechać na długi weekend
KGP - Lackowa 997 m n.p.m., Beskid Niski - 12.03.2016
Frauenkirche i spojrzenie na Drezno z góry
5 praktycznych wskazówek, jak na górskim szlaku rozpoznać wodę zdatną do picia
CITY BREAK - Drezno Neustadt

Najpiękniejsze wodospady w Karkonoszach
Jak mądrze spakować plecak na wycieczkę w góry, by było wygodnie?
Czy kondycja jest potrzebna, by chodzić po górach?
Za górami, lasami i pastwiskami... - Wycieczka nad jezioro Madleinsee
Jak zacząć chodzić po górach zimą? - 3 przyjemne szlaki w Sudetach na dobry początek

Jak zadbać o komfort chodzenia podczas górskich wędrówek?
4 sprawdzone wskazówki, jak przewidywać pogodę w czasie wędrówki
Krynica-Zdrój, Park Zdrojowy i Góra Parkowa
CITY BREAK - Drezno - Zwinger i Salon Matematyczno-Fizyczny
Mowa ciała w podróży - Z tych gestów lepiej zrezygnuj

Jak wybrać najlepsze okulary przeciwsłoneczne w góry?
Pogoda w górach - Gdzie sprawdzać prognozy?
Jak mądrze uzupełniać płyny podczas górskich wędrówek?
Miał być Flimspitze 2929 m n.p.m., a był Greitspitze 2872 m n.p.m. po raz drugi
Beskid Żywiecki i Mała Babia pod chmurno-mglistą kołderką
Dzięki, że jesteście i posiadacie umiejętność trawienia tych - czasami lekko potłuczonych - treści.
W nagrodę napiszcie, który wpis/relacja był Waszym ulubionym w tym roku. Nawet jeśli nie załapał się do powyższego zestawienia.
To już. Stało się. Znowu kolejny rok za nami. Dni i miesiące pełne wrażeń, emocji, śmiejącej się facjaty, wzruszeń, cudownych górskich miej...

Plan na ten rok był taki, żeby już zakończyć kompletowanie szczytów do Korony Gór Polski. Ostatecznie wyszło tak, że zostały nam jeszcze trzy pagóry do odwiedzenia, więc kompletowanie będziemy dokańczać w nowym roku.
Plan na ten rok był taki, żeby już zakończyć kompletowanie szczytów do Korony Gór Polski . Ostatecznie wyszło tak, że zostały nam jeszcz...
Literatura górska zwykle kojarzona jest z relacjami z wypraw, opisami perypetii i problemów w trakcie zdobywania szczytów czy wytyczania nowych dróg. Wszelkie treści i reportaże krążą wokół alpinistów-himalaistów-zdobywców. Również wtedy, gdy wyprawa nie zakończyła się sukcesem, a nosiła znamiona tragedii i dramatów rozegranych na górskich ścianach i graniach.
Świat potrzebuje ryzykantów. Inspirują, rzucają wyzwania, zachęcają. Wzniecają iskry i rozpalają płomienie, które płoną jeszcze długo po ich śmierci. Mają odwagę robić to, co wydaje się niemożliwe. Ale nie bez kosztów. ~Maria CoffeyTakimi słowami autorka wita nas na dzień dobry. Można się spodziewać - i słusznie - że ta lektura to nie spacerek.
Dostajemy jedenaście rozdziałów soczystego konkretu o tym, jak wspinaczka wysokogórska wpływa na ludzi i ich wzajemne relacje. Coffey zestawia ze sobą czerpane z pasji szczęście ze śmiercią, ludzkimi tragediami, kalectwem, kryzysami w związkach. Górski rollercoaster, którego nikt nie chce doświadczać, a mimo to godzi się na te wszystkie następstwa i wypadki, które zawsze mogą się przydarzyć.
Wspinacze uważają, że ich pasja jest warta ponoszonego ryzyka. Ale kiedy dojdzie do tragedii, co dzieje się z ich bliskimi? Dlaczego planują przyszłość z osobą, która stale ryzykuje życie? Te pytania we wspinaczkowym świecie długo pozostawały niewypowiedziane. Maria Coffey złamała to tabu po tym, jak jej partner, Joe Tasker, zaginął na północno-wschodniej grani Everestu.Mroczna strona gór to zbiór opowieści i bardzo szczerych rozmów prowadzonych przez autorkę z bliskimi i rodzinami ofiar oraz wspinaczami, którzy zakończyli swoją wspinaczkową działalność. Z tych rozmów wyłania się nam przede wszystkim świat kobiet aktywnych wspinaczy. Ich codzienność wypełniona strachem i oczekiwaniem. Bez owijania w bawełnę.
Literatura górska zwykle kojarzona jest z relacjami z wypraw, opisami perypetii i problemów w trakcie zdobywania szczytów czy wytyczania...

Rok temu, w listopadzie, zakończyły swój żywot moje ukochane KEFASy, w których chodziłam wygodnie i komfortowo przez wiele sezonów, niezależnie od pogody i pory roku, przedeptując szlaki Sudetów, Beskidów, Tatr i Alp. Próżne byłyby jednak wszelkie próby reanimacji bucików, bo te już swoje wysłużyły, a służyły dzielnie. Nawet wtedy, gdy nieumyślnie próbowałam zasztyletować je zębami raków.
Nie ukrywam więc, że pierwsze, co zrobiłam, to zaczęłam się rozglądać za kolejnymi KEFASami. Niestety poszukiwania nie były owocne i żałoba po stracie tej pary przyjaciół jakby przybrała na sile.
MISJA: ZNALEŹĆ WYGODNE BUTY TREKKINGOWE
Jako, że kolejne wypady już majaczyły na horyzoncie, trzeba było znaleźć Kefaskom godnych następców. Rozpoczęłam więc poszukiwania. Szukałam i szukałam, gorliwie przeczesując internety i z jeszcze większym zapałem obmacując asortyment sklepów stacjonarnych. I bądź tu człowieku mądry, kiedy osiołkowi w żłoby dano. Trzeba było zastosować określone kryteria, bo w przeciwnym razie chyba do teraz biegałabym na boso.Podstawowe kryteria miałam w zasadzie trzy:
- Nie planowałam wydatku, który niósłby ze sobą widmo pożyczki pokroju chwilówek
- Bucior miał być za kostkę (bo ja łamaga jestem i w takich mi wygodniej i bardziej stabilnie), na Vibramie i z Goretexem
- Buty miały być w miarę uniwersalne (wiem, że coś takiego nie istnieje, dlatego piszę 'w miarę'), czyli takie, bym mogła z nich korzystać praktycznie od wiosny do jesieni, a jak je stuninguję odpowiednią skarpetą, to i w zimie dadzą radę. A, no i po mieście, przy niepogodzie, też mi się zdarza w trekkach biegać. Tak że ten.
ZAKUP: AKU CAMANA FITZROY GTX
- Cholewka: skóra zamszowa + AIR 8000® (1,6 mm)
- Gore-Tex® Performance Comfort
- Podeszwa: Vibram® Erica Everest
- Podeszwa wewnętrzna: Die Cut EVA
- Twardość: średnia (6-4 mm nylon)
- Anatomicznie ukształtowana wyjmowana wkładka Custom Fit 152
- Język zszyty z cholewką
- System szybkiego sznurowania
- Miękki, profilowany kołnierz
- Usztywniona pięta
- Usztywniony nos
- Wyprodukowane w Europie
- Ręczne wykończenie, indywidualny kod identyfikacyjny szewca
OPINIA: TRUDNA MIŁOŚĆ Z AKU CAMANA FITZROY GTX
Rok temu, w listopadzie, zakończyły swój żywot moje ukochane KEFASy, w których chodziłam wygodnie i komfortowo przez wiele sezonów, niez...

Słowo pisane pochłaniam w ilościach hurtowych. Gdyby się dało uskuteczniać tę czynność podczas snu, nie omieszkałabym tego wykorzystać. Póki co, pozostają wieczory. A czytałam zawsze, w zdrowiu i chorobie, a w czasie szkoły najwięcej wtedy, gdy trzeba się było uczyć. I śmiem twierdzić, że w takich poczynaniach nie byłam odosobniona. Z lubością miksowałam gatunki, choć nie tykałam romansideł, nie odstraszały mnie knigi, których można by użyć do samoobrony.
Obecnie, z równie wielkim zajaraniem, sięgam po literaturę z górskiej półki. Pożyczam, czytam, kupuję, górska biblioteczka się powiększa, a ja - a w zasadzie to my - nie mam dość.
Znajoma kiedyś mnie zapytała:
- To przecież w większości książki na faktach. Jakieś biografie. Nie nudzi cię to?Nie pamiętam, jaka książka była jej pierwszą górską, ale po jej przeczytaniu przyznała mi rację. Przyznawała mi ją po każdym kolejnym, przeczytanym tytule.
- Nie i ciebie też nie będzie.
Górski tytuł to też pewnego rodzaju element zastępczy, gdy przychodzi jesień i zima, kiedy to rzadziej gościmy na szlakach, a mimo tego górskie ciągoty nie słabną. Wtedy jest idealny czas na lekturę. Tym sposobem, wygodnie, spod koca, wespół z herbatą z prądem, możemy przenieść się w najwyższe góry, przeżywać rozterki, dramaty, zajrzeć w wysokogórski świat od kuchni.
Na tę okoliczność wybrałam dla Was dwanaście tytułów, które pozwolą przetrwać zimę i z powodzeniem zainteresują każdego. Nawet osobę, która po górach nie chodzi. A że i święta mamy za pasem, to i któryś z tytułów może wyląduje pod Waszymi choinkami lub w skarpecie oczekującej na Mikołaja. Prezent dla brata, ojca, męża, mamy, siostry, sąsiadki, czy kochanki będzie jak znalazł.

NANGA PARBAT. ŚNIEG, KŁAMSTWA I GÓRY DO WYZWOLENIA - Dominik Szczepański
Lata 70. i 80. to dominacja naszych rodaków w Himalajach, a "Ucieczka na szczyt" to dokumentacja ważnego, jeśli nie najważniejszego rozdziału w historii polskiego himalaizmu. Autorka skupia się tutaj na sylwetkach Jerzego Kukuczki, Wandy Rutkiewicz, czy Krzysztofa Wielickiego. W tej książce przygoda miesza się z pasją, radość z sukcesu z cierpieniem. To nie tylko fakty, a przede wszystkim ludzie, którzy stawali się legendami.
Ginie człowiek. Mąż, ojciec, kumpel. A powstała książka jest mieszanką dziennikowych zapisków Piotra i przemyśleń Olgi. To opowieść o miłości, nadziei i pragnieniach. Opowieść wzruszająca. I piszę to z pełną odpowiedzialnością. Bo jak mi - zawziętej i upartej - się oczy spociły nie raz w trakcie lektury, to musi coś być na rzeczy.
DRAMAT BRACI MESSNERÓW - Jochen Hemmleb
Bracia Messnerowie zdobyli szczyt, ale wrócić udało się tylko starszemu, Reinholdowi. Młodszy, Günther zginął podczas schodzenia. Gdy Reinhold zostaje odnaleziony, zaczyna się "teatr" kontrowersji, pytań, oskarżeń i szukania kozła ofiarnego, a coraz to nowe doniesienia i komentarze uczestników wyprawy podsycały medialny kocioł.
Sprawdź recenzję.

ANNAPURNA. GÓRA KOBIET - Arlene Blum
Czy książkę traktująca o zdobywaniu najwyższych szczytów można zaliczyć do literatury kobiecej? Można i w tym przypadku nie będzie to określenie na wyrost. To nie tylko historia pierwszej kobiecej wyprawy na Annapurnę. To przede wszystkim sylwetki uczestniczek, ich życie, ambicje, motywacje i wzajemne relacje podczas wyprawy.
Mogłoby się wydawać, że o Evereście i wspinaczkach na dach świata napisano już wszystko, a każda następna publikacja będzie powielaniem wcześniejszych i znanych już faktów. Nic z tych rzeczy. Autorka rozprawia się z mitami, daje odpowiedzi na pytania, dlaczego to wszystko wygląda tak, jak wygląda.

Krakauer tak opisał tragiczną wyprawę, która miała miejsce w roku 1996, że czytając tę książkę można odnieść wrażenie, że trzymamy w rękach dobry thriller. Gdy już do nas dotrze, że to czyste fakty, góry jawią się jako jeszcze większa potęga. "Wszystko za Everest" to dobry reportaż z pakietem informacji o realiach wypraw wysokogórskich.
To nie tylko obraz gór i wspinaczy, to opis pragnień, ambicji i motywacji, jakie kierują uczestnikami wypraw wysokogórskich. Jednoznacznie wskazany jest również fakt, że tam zagrożeniem jest wszystko: wysokość, temperatura, lód, wiatr, lawiny, etc., a idący walczyć z żywiołem są świadomi tego na co się piszą i jak to się może skończyć.
Sprawdź recenzję.
Potęga gór, ambicja, biurokracja, samotność i mnóstwo anegdot. Dla fanów literatury górskiej to pozycja must read. Nie trzeba być jednak osobą zafiksowaną na punkcie gór, by czerpać przyjemność z tej lektury, która nie tylko wciąga, ale również - a może przede wszystkim - skłania do pewnych przemyśleń.
Sprawdź recenzję.
Można czytać, jako uzupełnienie "Wszystko za Everest" Krakauera. Autor opisuje te same wydarzenia z roku 1996, kiedy sam cudem - mimo poważnych odmrożeń - uszedł śmierci. Po lekturze tej książki stwierdzenie 'dostać drugie życie' nabiera nowego, mocniejszego znaczenia. Wola walki, chęć przeżycia, pragnienie powrotu do rodziny pozwoliły mu przetrwać, mimo że przez ekipę, która ruszyła na ratunek, został uznany za zmarłego.
Wpis zawiera linki afiliacyjne - Jakoś trzeba uzbierać na te wszystkie czekolady wciągane na szlaku ;) Wy też możecie tego spróbować i zarejestrować się TUTAJ.
Słowo pisane pochłaniam w ilościach hurtowych. Gdyby się dało uskuteczniać tę czynność podczas snu, nie omieszkałabym tego wykorzystać. ...
Gdy planujemy wyjazd, w naszej głowie od razu pojawia się lista dyżurnych rzeczy, bez których nie wyobrażamy sobie żadnego wypadu. Niezależnie od tego, czy ma to być górska wędrówka, czy krótki city break połączony z miejskim zwiedzaniem.
Oprócz listy rzeczy, które zabieramy zawsze, jest też kilka akcesoriów, które zyskały miano: to warto spakować. Co ważne, 'warto' nie jest przez nas stosowane zamiennie z 'trzeba'. To te rzeczy, które mogą nam umilić, tudzież usprawnić pobyt, ale spokojnie możemy się bez nich obejść, a ich wybór jest uzależniony od tego, czy, i jak długo, będziemy nasz bagaż nosić. Bądź co bądź nie dorobiliśmy się jeszcze prywatnych tragarzy. To dlatego, w ciągu tych kilku wspólnych lat nauczyliśmy się odpowiednio selekcjonować nasz wyjazdowy ekwipunek.
Nie zawsze jednak tak było i doskonale pamiętamy wyjazdy, kiedy plecaki przygniatały nas (mnie jako kurdupla zdecydowanie bardziej) do ziemi, a do niesienia popakowanych w pierdyriald toreb (!) klamotów brakowało rąk.
Jestem przekonana, że i Wy macie na swoim koncie podróżne dramaty związane z pakowaniem walizki, czy plecaka, kiedy te za cholerę - choćby upychane nogami - nie chciały się domknąć. Wówczas byliście - a może nadal jesteście - stawiani przed trudnym wyborem tego, z czego naprawdę można zrezygnować i spokojnie zostawić tę rzecz na półce w domu. No, przyznajcie się, jak to z Wami jest? A tymczasem jedziemy z tematem, którym mam nadzieję uratować czyjeś przeciążone ramiona.
Rzeczy, których nie warto pakować do plecaka
Zbyt dużo ciuchówTutaj oczywiście wiele będzie zależało od miejsca, do którego się wybieramy. Jednak nawet w przypadku, gdy stawiamy na wyjazd bardziej cywilizowany (w sensie, że nie przedzieramy się przez leśne chaszcze), nie ma potrzeby zabierać kilku zmian odzieży na każdy dzień pobytu. Chyba nie masz zamiaru spędzać całego czasu na zmienianiu fatałaszków w stylu: niebieska koszulka na spotkanie ze stadkiem dzików, różowa na wieczorne pogaduchy przy piwie pod schroniskiem, zielona z fikuśnymi spodenkami na popołudniową kawę? Chyba nie o to chodzi. No właśnie! Więc nie bierz tego tyle. Zestaw podstawowy i jakiś awaryjny, jakby Cię niespodziewanie wspomniana kawa lub piwo zaatakowało, w zupełności wystarczą. Oszczędzisz sobie wielkiego prania po powrocie.
Szpilki/ eleganckie pantofle
Oczywiście, jeśli na wyjeździe będziesz mieć do zaliczenia spotkanie, na którym trzeba wyglądać, to cierpisz, ale wspomniane obuwie zabierasz.
Natomiast wakacyjny, czy weekendowy wyjazd, w czasie którego zamierzasz zwiedzać, to nie pora na ograniczające i najczęściej niewygodne szpilki, które z zasady najlepiej to tylko wyglądają.
Bez nich nawet imprezę sylwestrową da się opędzić. Mało tego, jest nawet wskazane, by mieć na szpile wywalone szczególnie wtedy, gdy owy sylwek będzie miał miejsce w górskim schronisku. Po pierwsze dlatego, że schroniskowe podłogi, to nie parkiety z modnych, miejskich klubów, a po drugie we wszechobecnych przeciągach bardzo szybko zrobi Ci się zimno w stopy.
Biżuteria
Dziesięć pierścionków, drugie tyle bransoletek, tyle samo łańcuszków, czy kolczyków? Bez sensu! W górach totalnie bez sensu, chociażby przez to, że wszelkiej maści nadmiar żelastwa jest niewygodny. Paluchy puchną ze względu na zmiany ciśnienia i noszenie pierścionków przestaje być komfortowe. To właśnie górskie wędrówki wyleczyły mnie z nadmiaru biżuterii, którą mimo wszystko bardzo lubię, bo taka ze mnie trochę sroka na błyskotki. Niemniej jednak na szlaku i w ogóle na co dzień noszę wyłącznie obrączkę i pierścionek zaręczynowy.
Abstrahując od kwestii wygody, posiadanie przy sobie w podróży dużej ilości biżuterii może być po prostu niebezpieczne. Nigdy nie wiadomo, kto i gdzie przyuważy, co mamy ze sobą i postanowi wejść w posiadanie naszych błyskotek.
O ile więc nie wybieramy się na rewię mody, czy inny fashion week, to biżuterię możemy potraktować, jak nadmiar ciuchów - olać.
Pełnowymiarowe kosmetyki
Higiena na wyjeździe to bezdyskusyjnie bardzo ważna rzecz. Niezależnie od tego, czy wybieramy się na górską wędrówkę, czy na miejskie zwiedzanie powiązane z wizytą w hotelowym SPA.
Nie oznacza to jednak, że na wyjazd musimy wpakować do plecaka całą szafkę kosmetyków i dodatkowo ogołocić z nich wszystkie półki w naszej domowej łazience. Nasza wyjazdowa kosmetyczka może mieć zupełnie podstawowe wyposażenie. Mając nocleg w hotelu, czy większym pensjonacie odpada nawet problem szamponu, czy żelu pod prysznic. O ile więc nie masz żadnych alergii, możesz spokojnie obejść się bez swoich, drogeryjnych cudeniek myjących.
Inaczej sprawa wygląda w górskich schroniskach, czy małych agroturystykach, gdzie o kosmetyki trzeba sobie zadbać samodzielnie. Nie oznacza to jednak, że masz brać ze sobą największe opakowanie pasty do zębów, trzy balsamy do ciała (skóra Ci nie zwiędnie, jak jej nie namaścisz przez te kilka dni), żel pod prysznic i szampon - każde w półlitrowej butli. Chyba nie zamierzasz tego dźwigać?! I zabierać sobie tym samym miejsca w plecaku na bardziej potrzebne rzeczy w postaci na przykład zapasu czekolady, co?
Jedzenie w dużych opakowaniach
W tym przypadku zostawiamy hotele i duże pensjonaty, bo tam nas nakarmią, a nawet jeśli nie, to do cywilizacji w postaci knajp i restauracji będzie blisko.
Wyjazd w górskie ostępy wiąże się - co już wielokrotnie ustaliliśmy - z dźwiganiem swojego dobytku na plecach. Jeśli nie w smak nam wyżywienie wyłącznie ze schroniskowej kuchni, w naszym plecaku musi się znaleźć miejsce na ulubione papu. I tutaj, podobnie, jak w przypadku kosmetyków, rezygnujemy z dużych i ciężkich opakowań. Nie potrafisz sobie wyobrazić dnia bez kromki z nutellą lub ulubionym dżemem? Żaden problem, pod warunkiem, że nie wpakujesz do plecaka największego słoika z danym specyfikiem. Chyba nie muszę pisać, dlaczego. W ogóle szklane opakowania to zło, jeśli o noszenie chodzi, więc jeśli tylko masz możliwość przepakuj sobie zawartość ze słoików do dużo lżejszych pojemników plastikowych.
Mając powyższe na uwadze, teraz oddaję Wam głos. Dajcie znać, z czego rezygnujecie? Z czego nauczyliście się rezygnować, a bez czego, mimo wszystko, nie potraficie się na wyjeździe obejść?
Gdy planujemy wyjazd, w naszej głowie od razu pojawia się lista dyżurnych rzeczy, bez których nie wyobrażamy sobie żadnego wypadu. Nieza...

Co warto mieć ze sobą w schronisku?
Po ostatnim wpisie o tym, na co się przygotować, gdy zdecydujemy się na nocleg w górskim schronie , nic Was już nie powinno zaskoczyć. ...

Stało się. Decyzja zapadła, wybierasz się w góry, a na samą myśl o wędrówkach uśmiech nie schodzi Ci z facjaty. Reakcja jak najbardziej przewidywalna i normalna. Żeby mieć blisko do szlaków, wybrałeś nawet nocleg w schronisku. I świetnie. Pojechałeś, pochodziłeś, wróciłeś i zamiast nam tu zdawać relację, jak było miodnie, minę masz nietęgą i przebąkujesz, że te góry to chyba jednak była pomyłka.
Stało się. Decyzja zapadła, wybierasz się w góry, a na samą myśl o wędrówkach uśmiech nie schodzi Ci z facjaty. Reakcja jak najbardziej...

Tak, tak, tak, miała być sprzyjająca pogoda, więc napaliliśmy się, jak szczerbaci na suchary, żeby przelecieć się w Izery i dołożyć kol...
Ten portret legendarnego himalaisty to coś więcej niż rzecz o determinacji i górach. To zapierająca dech opowieść o granicach ryzyka, które bywają granicami człowieczeństwa.
[RECENZJA] KUKUCZKA - D. Kortko, M. Pietraszewski | Determinacja i granice ryzyka
Mam z biografiami ten problem, że gdy po nie sięgam obawiam się nudy i tego, że cała historia będzie tylko zlepkiem informacji, które r...

To miał być zwyczajny, sobotni wyjazd 'za miasto', coby zresetować łepetynę, dotlenić mózgowie i pospacerować na spokojnie w prz...

Dolny Śląsk, jak i cała Polska, skrywa na swoim terenie mnóstwo interesujących miejsc, które zasługują, by je odwiedzić oraz sprawdzić, co mają co zaoferowania. Właściwie to nie ma dnia, by "nie zaatakował znienacka" kolejny pomysł na wycieczkę. - A to ktoś ze znajomych pochwali się zdjęciami, a to w ręce wpadnie nowy przewodnik. Miejscówki godne uwagi sypią się, jak z rękawa, pomysł goni pomysł i tylko czas wolny zdaje się nie chcieć współpracować i zmusza nas do podejmowania decyzji i trudnych wyborów pod tytułem: gdzie by tu tym razem.
Dolny Śląsk, jak i cała Polska, skrywa na swoim terenie mnóstwo interesujących miejsc, które zasługują, by je odwiedzić oraz sprawdzić, ...

Po ostatnim zejściu z Orlicy porzuciliśmy Was na Sołtysiej Kopie, obiecując jeszcze jeden pagór tego dnia. Chodźcie więc na słoneczn...

Kiedy kilka lat wcześniej doszły mnie informacje, że Smarzowski planuje wziąć na warsztat obraz wydarzeń wołyńskich, pomyślałam - świetnie....

Na stałe wpisane w górski krajobraz i obok wędrówek oraz widokowych panoram z pagórami przede wszystkim kojarzone. Schroniska górskie - miejsca zwykle tańsze niż inne formy zakwaterowania, o specyficznym klimacie, nierzadko z historią, najczęściej prosto urządzone, z definicji mające być schronieniem dla strudzonego turysty. Nie ma w tym żadnej filozofii, prawda? Ale...
Wiadomo, że tak naprawdę ile osób, tyle opinii. Jednemu będzie się podobać to, innemu tamto, a kolejny stwierdzi, że ci pierwsi się nie znają. Taki stan rzeczy jest jak najbardziej zrozumiały i naturalny.
Jeśli jednak wśród przytaczanych odnośnie schronisk minusów czytam o brakujących wieszakach, starych łóżkach, czy małej liczbie pryszniców, to coś mi mimo wszystko zgrzyta. Mówimy przecież o schroniskach, a nie prywatnych kwaterach, tudzież innej agroturystyce, które to z założenia oferują (a przynajmniej powinny) standard lepszy.
Nocowaliśmy w różnych schroniskach. W jednych standard był lepszy (co wiązało się z wyższą ceną), w innych gorszy. Jeśli jednak świadomie podejmowaliśmy decyzję o noclegu w takim, a nie innym miejscu i płaciliśmy niewiele, to nie oczekiwaliśmy cudów, fanfar, czerwonego dywanu i komitetu powitalnego.
Oczywiście nie jest tak, że bierzemy schroniska w ramiona z dobrodziejstwem ich całego, złego inwentarza, bo pewne standardy nawet tutaj winny być zachowane.
Jak płachta na byka działa na nas niemiła obsługa, która zachowuje się tak, jakby na obiekcie była za karę, turystę traktuje, jak największe zło tego świata, nie chce nalać wrzątku, obsługuje z łaską i z opanowaną do perfekcji opryskliwością. W końcu nie po to wybieramy się do schroniska, płacimy, żeby nas ktoś opierdalał dla zasady.
Drugim aspektem, działającym na niekorzyść danego miejsca jest wszechobecne zimno, które skutkuje brakiem możliwości rozgrzania się, czy wysuszenia przemoczonych ciuchów. I o ile w chatkach nie spodziewam się cudów, a raczej górskiego pizgania złem, tak już w miejscach, które wołają sobie odpowiednio dużo za nocleg, przedkładam komfort cieplny nawet ponad usposobienie gospodarzy. Bo to jednak średnia przyjemność, gdy zastanawiasz się, czy w kurtce spać, czy uszczelnić nią okna.
A co z resztą? Reszta ma dla nas znaczenie marginalne i nawet teraz, kiedy tyłek mi się już przyzwyczaił do większych wygód, z największym sentymentem wspominam noclegi w izerskiej Chatce Górzystów, gdzie był zupełnie inny świat, i która w obecnych rankingach odpadłaby zapewne w przedbiegach. I - to trzeba zaznaczyć - za każdym razem nocowałam tam zimą. Wnętrze oświetlaliśmy świeczkami, wodę przynosiliśmy ze studni, w kominku i kaflowych piecach rozpalaliśmy sami, samodzielnie narąbanym w drewutni drewnem, a zęby myliśmy w śniegu, który zdawał się być cieplejszy niż woda.
Być może dla wielu brzmi to szalenie, a nawet masochistycznie, wszak było zimno (rano, jak już ogień przez noc się wypalił). Jednak tutaj, płacąc kilkanaście złotych zyskiwaliśmy doświadczenie i naukę o sobie i współpracy z innymi, więc każda niewygoda traciła na znaczeniu.
Na stałe wpisane w górski krajobraz i obok wędrówek oraz widokowych panoram z pagórami przede wszystkim kojarzone. Schroniska górskie -...