Zimowa aura w górach sprawia, że ośnieżone szczyty prezentują się majestatyczniej niż w innych porach roku, zdają się być bardziej surowe ...
Tegorocznej aurze urlopowo-wakacyjnej można przypisać wiele epitetów, jednak stabilność nie była jej najmocniejszą stroną. Z tego też względu każdy, kto akurat nie wylegiwał się w hamaku gdzieś w tropikach, już prawie hobbistycznie sprawdzał wszelkie dostępne modele pogodowe, a trasy wycieczek - szczególnie tych górskich - układał tak, żeby mieć nie tylko plan B, ale też C. A nawet Z, gdyby zaszły takie potrzeby i okoliczności.
Tegorocznej aurze urlopowo-wakacyjnej można przypisać wiele epitetów, jednak stabilność nie była jej najmocniejszą stroną. Z tego też wz...
Podczas, gdy dzisiejsza pogoda nas nie rozpieszcza, w górach bliższych i dalszych sypnęło śniegiem, zapraszam na letnią, sierpniową wędrówkę szlakami po słowackiej stronie Tatr.
Wyjazd, mimo że krótki, był wyczekiwany jak każdy - nie ma dla nas lepszej odskoczni od codzienności niż spokojne szlaki i górskie zmęczenie. Tydzień przed wyjazdem upłynął na standardowym zaklinaniu pogody i ślęczenia nad mapą, coby ustalić dokładnie, gdzie zamierzamy podreptać w tym jakże ograniczonym czasie.
Na przysłowiowy pierwszy ogień dnia pierwszego poszła Dolina Kieżmarska (Dolina
Bielej vody
Kežmarskej). Po słowackiej stronie Tatr stanęliśmy około godziny 13-tej - późno, ale w końcu z Wrocławia trzeba się było tam dotoczyć (o dzięki ci, cudowne Ero-Tico), a póki co zdolności teleportacyjnych nie posiadam ani ja, ani małżon.
Dojechaliśmy do miejscowości Kieżmarskie Żłoby (Kežmarské Žľaby), gdzie zostawiliśmy autko. Późna pora okazała się w tym przypadku naszym sprzymierzeńcem. Płatny parking był cały zajęty, więc zostawiliśmy Ticusana wzdłuż drogi na wzór reszty parkujących.
Weszliśmy na szlak żółty, który początkowo prowadził trasą przystosowaną również dla rowerów. Droga była szeroka, leśna, prowadziła wzdłuż potoku Biała Woda Kieżmarska, więc szło się bardzo przyjemnie, nie czując prażącego dość mocno słońca. Po niedługim marszu docieramy do rozstaju nad Matlarami, skąd dalej wędrujemy szlakiem niebieskiem w kierunku Białego Stawu (Biele pleso).
Rozejście szlaków nad Matlarami - 1020 m n.p.m.
Potok Biała Woda Kieżmarska
Dreptając szlakiem niebieskim docieramy do rozdroża Zimna Studnia (
Šalviový prameň), gdzie przychodzi czas na małe czekoladowe szamanko. W końcu dzień bez czekolady i batoników to dzień stracony.
Rozejście szlaków Zimna Studnia (Šalviový prameň) - 1200 m n.p.m.
Coś jakby pierwsze zmęczenie?
Skrajne Jatki i Golica Bielska
Po około dwóch godzinach dreptania i podziwiania pierwszych widoków, powodujących ślinotok, docieramy do Białego Stawu (Biele Pleso), gdzie również robimy dłuższy podstój. Nie ma się co śpieszyć, kiedy pogoda dopisuje. Widać przedwyjazdowe, pogodowe modły zrobiły swoje.
Humory niezmiennie dopisują.
Biały Staw (Biele Pleso)
Po odpoczynku przy Białym Stawie, ruszamy na szlak czerwony, który ma nas zaprowadzić do Schroniska przy Zielonym Stawie Kieżmarskim (Chata pri Zelenom plese).
Schronisko przy Zielonym Stawie Kieżmarskim (Chata pri Zelenom plese)
Zielony Staw Kieżmarski (Zelené pleso)
Mały Kieżmarski Szczyt
Powrót
Od Zielonego Stawu nie sposób było oderwać wzroku. Niemniej jednak, w pewnej chwili zrobiło się całkowicie pusto, mimo że w momencie naszego przyjścia do schroniska, było tam gwarno i dość tłoczno. Cisza, która nas ogarnęła sprawiła, że i my postanowiliśmy się zbierać. Mimo że nie czekała nas ciężka droga powrotna, to jednak trochę czasu na nią musieliśmy przeznaczyć. Mieliśmy też dotrzeć przed określoną godziną do Schroniska przy Popradzkim Stawie, gdzie mieliśmy naszą wypadową miejscówkę. Wracaliśmy niespiesznie, a po zejściu na dół przywitało nas nasze, samotnie na nas oczekujące autko.
P.S. Jeśli nie lubisz się męczyć, uwielbiasz ciszę, obawiasz się wyższych partii Tatr, to takie przejście doliną jest opcją idealną. Góry na wyciągnięcie ręki przy pięknej pogodzie nacieszą oczy każdego, kto tylko będzie gotowy na spotkanie z nimi.
Podczas, gdy dzisiejsza pogoda nas nie rozpieszcza, w górach bliższych i dalszych sypnęło śniegiem, zapraszam na letnią, sierpniową wędrówk...
Dzień drugi naszego pobytu powitał nas bardzo mglistą aurą, która niestety utrzymała się do końca dnia. Na dokładkę mocno wiało i w góry wychodzili tylko narwańcy. Zostaliśmy w schroniskowym ciepełku objadając się pięciostawiańską szarlotką - mniam!
W nagrodę za cierpliwe czekanie na poprawę pogody, dzień trzeci powitał nas słońcem i lekkim mrozem. Praktycznie nie wiało i jak tylko wstaliśmy, to od razu gęba mi się zaczęła cieszyć. Ot, taka moja reakcja na dobre warunki sprzyjające wędrówkom.
Widok na Tatry Bielskie
W planach było wdrapanie się na Kozi Wierch (2291 m n.p.m.). Wyruszyliśmy ze schroniska z samego rana, kiedy słońce dopiero zaczęło wynurzać się zza szczytów.
To był nasz cel - Kozi Wierch
Wcześnie, żeby zdążyć przed południowym nasłonecznieniem stoków. W końcu był 2 stopień zagrożenia lawinowego. Lepiej dmuchać na zimne.
Jedzonko i herbata w plecaku, raki na butach, czekan póki co przytroczony do plecaka.
Ruszyliśmy szlakiem niebieskim, mijając przysypane śniegiem stawy: Przedni Staw Polski, leżący przy samym schronisku, Mały Staw Polski i Wielki Staw Polski.
Dolina Pięciu Stawów Polskich
Śnieg na szlaku był dość ubity więc szło się bez problemów i po około czterdziestu minutach doszliśmy do Niżniego Solniska, gdzie od szlaku niebieskiego odchodzi szlak czarny, wiodący na szczyt Koziego Wierchu, należącego do szczytów Orlej Perci.
Niestety, mimo sprzyjających warunków pogodowych nie udało nam się wejść na szczyt. Moje raki stwierdziły, że to nie jest dzień na współprace z moimi butami i niestety cały czas luzowały mi się wiązania. A że teren był dość zmienny - w dolnych partiach ze śniegu wystawała trawa, hacząc o raki, oraz kamienie powodujące, że traciło się stabilizację. Bez raków niestety nie dało rady piąć się pod górę, na samym czekanie nie da rady się wspinać nie mając rakowgo podparcia stóp. Zawróciliśmy w pół drogi. Lekko zawiedzeni, chociaż ja to bardziej wkurzona na to żelastwo :D Ale nic to, gór nam przecież nie przesuną. Jeszcze nie raz sie tam będziemy drapać. Obrażona na sprzęt straciłam z lekka chęć na dalsze dreptanie, ale towarzysz mój najważniejszy namówił mnie, byśmy się przeszli w kierunku Pustej Dolinki.
Pusta Dolinka -
W Pustej Dolince
Weszliśmy na pobliskie skałki z zamiarem naładowania czekoladowych baterii i wtedy ten dzień zmienił się w najpiękniejszy i najważniejszy dzień mojego/naszego życia, bo... ;] Nawet teraz, jak sobie o tym przypominam, to od razu się cieplej robi. Tak, zawsze mówiłam, że Tatry to magiczne miejsce!
Dzień drugi naszego pobytu powitał nas bardzo mglistą aurą, która niestety utrzymała się do końca dnia. Na dokładkę mocno wiało i w góry wy...
Wiosna się chyba na nas obraziła i postanowiła uraczyć nas iście przysłowiową końcówką marca. Dzisiaj pogoda do wyboru, do koloru: deszcz, śnieg, deszczośnieg, grad, obecność słońca liczona w nanosekundach i wiatr taki, że okna do domu wchodzą, bo już mają dość opierania się podmuchom.
Z tego względu wzięło mnie na zimowe tatrzańskie wspominki, kiedy to w pięknych okolicznościach przyrody, można było cieszyć oko ośnieżonymi szczytami, błyszczącymi dumnie w pięknym grudniowym słońcu.
Sam wypad został zaplanowany jeszcze w okresie wakacyjnym, coby mieć pewność, że nam miejsca w schronisku nie zabraknie. A jak wiadomo w okresie świąteczno-noworocznym schroniska w Tatrach są wyjątkowo oblegane.
Wyruszyliśmy więc z Wrocławia ciuchajką w kierunku Krakowa, a z grodu Kraka już autobusem do Zakopanego. Całonocna podróż obyła się bez niespodzianek, chociaż po większym namyśle stwierdzam, że jednak niespodzianka była - ani pociąg, ani autobus nie miały opóźnienia! Ot, chyba jakiś cud pobożonarodzeniowy ;)
Jako że do stolicy Tatr dotarliśmy nad ranem, musieliśmy trochę poczekać na pierwszego busa kursującego do Palenicy Białczańskiej.
Na Palenicy byliśmy około 8 rano, zapowiadał się ładny, lekko mroźny dzień. Słońce delikatnie przecierało się przez poranne chmury i lekkie zamglenia. Samo powietrze - cud, miód i orzeszki ;)
Wszamaliśmy śniadanko, coby nam się żołądki nie zbiesiły. Oskarpetowaliśmy stopy, żeby im się komfortowo dreptało. Pod spodnie wciągnęliśmy termoaktywne rajty. Naszykowaliśmy raki, żeby były w pogotowiu, jakby się okazało, że jednak je trzeba założyć. Teraz tylko kijki w dłoń i ruszamy na szlak, opłaciwszy oczywiście uprzednio wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Plecaki na grzbiety i ruszamy!
Na początek drogą. Zasypana, już udeptanym, fajnym śniegiem, więc nawet nie było wrażenia, że się idzie zwykłą asfaltówką. Wczesny ranek, więc i ludzi garstka się przewijała. Tabunów zdążających do Morskiego Oka nie było jeszcze. Ten typ dreptaczy "wypełza" w okolicach godziny 10. ;)
Przysypane Wodogrzmoty Mickiewicza
Po około 30 minutach wchodzimy na szlak czerwony i dochodzimy do miejsca, w którym krzyżuje się on ze szlakiem zielonym. W tym właśnie miejscu, obok wodospadu Wodogrzmoty Mickiewicza, wchodzimy na szlak zielony.
Szlak zielony wiedzie nas Doliną Roztoki, nad którą górują przyprószone szczyty. Przyprószone dlatego, że kilka dni wcześniej dość mocno wiało i było dość ciepło, jak na koniec grudnia. Pozostało nam podziękować za taką pogodę w dniach wcześniejszych, bo poskutkowało to tym, że stopień zagrożenia lawinowego spadł z 3 do 2.
Turnia Nad Szczotami 1741 m n.p.m.
Wołoszyn
Idziemy szlakiem, który prowadzi nas wzdłuż Potoku Roztoka. Po ok godzinie i 10 minutach docieramy do Nowej Roztoki i pod wiatą ładujemy nasze baterie porcją czekolady z kabanosem. :D Uprzedzam pytanie - Nie, nie mamy rozstroju żołądków po takich kombinacjach. :D
Potok Roztoka
To już dwie trzecie szlaku zielonego, którym idziemy w dolinie. Po kolejnych 20 minutach docieramy do rozwidlenia szlaków. Od szlaku zielonego odchodzi szlak czarny, a samo rozwidlenie znajduje się na wysokości Żlebu pod Krzyżnem.
Dolina Roztoki
O ile Doliną Roztoki idzie się iście spacerowo, to już tutaj trzeba się liczyć z ostrym podejściem, które według mapy zajmuje ok 40 minut. Nam zeszło dłużej. Śniegowe warunki zrobiły swoje. Tutaj też trzeba było sięgnąć po niesione pomoce - raki poszły w ruch. Inaczej byśmy chyba zjechali na tyłku z powrotem. Jednak po wydrapaniu się na górę widoczki zawsze rekompensują cały tud.
Nad Doliną Roztoki
Niźnia Kopa nad Doliną Roztoki
Na czarnym szlaku...
Z małym spóźnieniem docieramy do Doliny Pięciu Stawów Polskich, gdzie w schronisku spędziliśmy kolejnych 6 nocy. :)
Zakwaterowanie, obiad, odpoczynek i planowanie trasy na następny dzień, bo pogoda zapowiadała się super.
Wiosna się chyba na nas obraziła i postanowiła uraczyć nas iście przysłowiową końcówką marca. Dzisiaj pogoda do wyboru, do koloru: deszcz, ...