Wycieczka na leżący nieopodal miejscowości Wisła, w paśmie Czantorii w Beskidzie Śląskim, Stożek Wielki będzie - podobnie jak Klimczok - d...
Odwiedzając Beskid Śląski, nie sposób nie zahaczyć o Baranią Górę - pod względem wysokości drugi po Skrzycznem szczyt regionu, leżący na granicy powiatów - żywieckiego i cieszyńskiego. Tym bardziej że nazwa akurat tej góry większości z nas obiła się o uszy gdzieś w czasach szkoły podstawowej, kiedy to pojawił się temat najdłuższej z polskich rzek - Wisły i jej źródeł.
Odwiedzając Beskid Śląski, nie sposób nie zahaczyć o Baranią Górę - pod względem wysokości drugi po Skrzycznem szczyt regionu, leżący na gr...
Jeśli kiedykolwiek odbywała się jakaś górsko-turystyczna loteria, to mieszkańcy Polski południowej zgarnęli w niej całą pulę nagród pod postacią urokliwych ścieżek, widokowych szlaków i malowniczo położonych miejscowości 😊 Pomysły na wycieczki mogą więc dawkować sobie do woli i na pewno się nie nudzą pośród pięknych i pagórkowatych okoliczności przyrody.
Jeśli kiedykolwiek odbywała się jakaś górsko-turystyczna loteria, to mieszkańcy Polski południowej zgarnęli w niej całą pulę nagród pod post...
Po pochmurnej - ale, jakby nie było, sympatycznej - sobocie spędzonej na zdobywaniu Lackowej w Beskidzie Niskim, z nadzieją głupiej wyglądałam lepszej aury w niedzielę. I choć Piotruś studził moje zapały, ja się łudziłam do ostatniej chwili, że dane nam będzie podziwiać piękne obrazki ze szczytu Radziejowej - naszej kolejnej cegiełki do KGP.
Zima u progu wiosny
Nocą padało. Śniadanie również szamaliśmy przy akompaniamencie deszczowych kropli za oknem. Słabość, panie, słabość, a szarość jeszcze większa bez żadnych nadziei na rozpogodzenia. W dwóch słowach: dupa blada. Marzenia o pięknych widokach szczytowych zostały zastąpione przez mantrę - Niech chociaż przestanie padać to mokre gówno! Pliiisss! Na górze moje modły zostały wysłuchane tylko częściowo i ostatecznie skończyło się na tym, że opad nie był ciągły, a cykliczny. No i... zróżnicowany.
Yeti na Vibramie
Z Krynicy udaliśmy się w kierunku Piwnicznej-Zdrój. Z centrum miejscowości w kierunku Suchej Doliny i Przełęczy Gromadzkiej (Obidza) prowadzi szlak czerwony. Darowaliśmy sobie pokonywanie tego odcinka pieszo. Raz, że kapało z nieba mokre dziadostwo, a dwa, że większość szlaku biegnie wzdłuż asfaltowej drogi łączącej sąsiadujące ze sobą miejscowości. Plus minus trzy godziny po czymś takim to żadna frajda. Może przy innej pogodzie i z nadmiarem czasu postąpilibyśmy inaczej. Tym razem pognaliśmy naszą błękitną strzałę, ile można było, grzecznie zaparkowaliśmy (powyżej Bacówki na Obidzy) i stamtąd już ruszyliśmy na spacer, zostawiając za sobą deszcz, wkraczając w błoto po kostki, a po chwili przyjmując na klatę śnieg. I pomyśleć, że to był mój pierwszy śnieg w tym sezonie zimowym. :D Szał normalnie.
Widoki po horyzont i jeszcze dalej
Ta przejrzystość powietrza...
Z Przełęczy Gromadzkiej ruszamy dalej za znakami czerwono-niebieskimi, które po krótkim czasie rozchodzą się, a my mamy podążać szlakiem niebieskim w kierunku Wielkiego Rogacza /1182 m n.p.m./ Ze względu na wycinkę drzew połapanie się, gdzie odchodzi szlak niebieski, trochę nam zajęło i spowodowało, że nasze kopytka zażyły błotnego SPA. Z Wielkiego Rogacza na Radziejową jest już rzut beretem.
Normalny jestem. Ktoś wątpi?
Po kilkunastu minutach i zejściu w dół w towarzystwie wietrznej pizgawicy i zalodzonych gałęzi drzew jesteśmy już na Przełęczy Żłóbki. Teraz szybko w las i pod górę, by już za moment stanąć u stóp wieży wieńczącej szczyt Radziejowej. Z owej wieży miał się roztaczać przecudnej urody widok na Tatry. Niestety nie było nam to dane. <Płacz, zawodzenie i smutek wielki> To chyba pierwsza wycieczka, na której zrobiliśmy tak mało zdjęć. No ale mleko jest wyjątkowo mało fotogeniczne, a aparat wręcz domagał się ochrony przed tym marznącym deszczo-śniegowym opadem.
Na szczycie rozmawiamy chwilę z parą z Katowic i stwierdzamy jednogłośnie, że tylko oszołomy i wariaci przy takiej pogodzie wyłażą w góry. Cóż, jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma.
Szybkie zdjęcia, gorąca herbata antypizgawicowa i niezawodny batonik na koniec. Można ruszać w drogę powrotną, jednocześnie odgrażając się w myślach, że jeszcze tam wrócimy. Już przy sprzyjającej aurze, by bez przeszkód obfocić wszystko i nacieszyć oczy beskidzkimi krajobrazami bez mlecznej zasłony. Pytanie tylko, kiedy to nastąpi. :D
Po pochmurnej - ale, jakby nie było, sympatycznej - sobocie spędzonej na zdobywaniu Lackowej w Beskidzie Niskim , z nadzieją głupiej wy...
Mimo słonecznej pogody dnia poprzedniego, poranek przywitał nasz szarością nieba i mglistymi chmurami, które przyklejały się do nas z lubością tylko przez nie rozumianą.
Wyruszamy z Nowego Targu, kierując się w stronę osiedla/osady Kowaniec. Nieopodal, na wysokości Oleksówek, gdzie mają swój początek znakowane ścieżki, zostawiamy nasz wehikuł na parkingu, zabieramy jedzonko i w drogę na kolejny szczyt koronny. Tym razem, z racji względnie bliskiej odległości do dwóch poprzednich, padło Turbacz 1310 m n.p.m., najwyższy szczyt Gorców.
Wyruszamy z Nowego Targu, kierując się w stronę osiedla/osady Kowaniec. Nieopodal, na wysokości Oleksówek, gdzie mają swój początek znakowane ścieżki, zostawiamy nasz wehikuł na parkingu, zabieramy jedzonko i w drogę na kolejny szczyt koronny. Tym razem, z racji względnie bliskiej odległości do dwóch poprzednich, padło Turbacz 1310 m n.p.m., najwyższy szczyt Gorców.
Widoczność pozostawiała wiele do życzenia
Z parkingu ruszamy szlakiem zielonym, który początkowo biegnie wzdłuż asfaltowej drogi. Mijamy stróżówkę GOPR-u i posuwamy się na przód, szczęśliwie uchodząc zębom warującego przy drodze psiura, który umyślił sobie, żeby pysk swój otworzyć akurat w momencie, gdy go spokojnie minęliśmy. Na szczęście kąt widzenia małżonka ie zawiódł. Wkrótce asfalt się kończy - na całe szczęście - i wchodzimy na leśną, ubitą drogę.
Pomnik pamięci żołnierzy Konfederacji Tatrzańskiej Armii Krajowej
Mijamy pasterskie chaty, a na wysokości 969 m n.p.m. przystajemy na chwilę pod pomnikiem pamięci żołnierzy Konfederacji Tatrzańskiej Armii Krajowej.
Aura średnio sprzyja wędrówce. Nie pada, ale wszechogarniająca wilgoć z mgły i bardzo niskich chmur czyni spacer mało komfortowym. Ale spinamy dupki i idziemy. Wyznaczony cel będzie osiągnięty. Po około dwóch godzinach marszu docieramy do Bukowiny Waksmundzkiej 1103 m n.p.m., gdzie szlak zielony łączy się z niebieskim.
Idziemy dale, mijając Polanę Wisielakówkę. Co nam się nie spodobało na całym szlaku to fakt, iż był bardzo rozjeżdżony przez Quady i inne pojazdy motorowe. Szkoda, bo okolica sama w sobie spokojna. Nawet w tak mglisty i pochmurny dzień, ciszę niejednokrotnie przerywał warkot silników.
Z Polany Wisielakówki maszerujemy dalej.
Wkrótce szlaki zielony i niebieski zbiegają się z żółtym, który prowadzi z Kowańca przez Bukowinę Miejską. Z tego miejsca już niedaleko do położonego u stóp Turbacza schroniska PTTK Turbacz, które znajduje się na wysokości 1283 m n.p.m. Zanim usiedliśmy w schronisku, podreptaliśmy czerwonym szlakiem na szczyt.
Na szczycie niestety widoczności brak. Również przy schronisku, gdzie przy dobrej pogodzie roztacza się cudowna panorama na Pieniny i Tatry, mogliśmy podziwiać wyłącznie wilgotność mgły i czubki własnych nosów. Jakby nie było, szczyt zdobyty. Teraz trzeba tam wrócić przy lepszej pogodzie, żeby nasycić wzrok wspomnianą panoramą.
Po zejściu ze szczytu obiad i chwilowy odpoczynek w schronisku przy kubku herbaty z jagodami. Tak dokładnie, jedną czwartą kubka zajmowały jagody. Herbata była idealnie rozgrzewająca i bosko słodka. Mogłaby stanowić ekwiwalent dla czekolady. Tak, wiem, prawię herezje, ale tak właśnie było. Herbata na Turbaczu była, cud miód. :)
Mimo słonecznej pogody dnia poprzedniego, poranek przywitał nasz szarością nieba i mglistymi chmurami, które przyklejały się do nas z lubośc...
Gdy nastał nowy dzień na wędrówkę, mogliśmy uśmiechnąć się od ucha do ucha, gdyż po pogodzie z dnia wcześniejszego nie było ani śladu. No może trochę błotka by się znalazło. Niemniej jednak nowy dzień przywitał nas słoneczną aurą, która tym bardziej zachęcała do zebrania się na szlak.
Podziękowaliśmy za gościnę w Pensjonacie Gorc i ruszyliśmy dalej, podjeżdżając na wysokość miejscowości Bukówka, gdzie weszliśmy na szlak znakowany na niebiesko.
Naszym celem była Mogielica 1170 m n.p.m. (Beskid wyspowy) /wysokość wg Klubu Zdobwyców i Oficyny Wydawniczej AMOS 1173 m n.p.m., wg Wikipedii 1171 m n.p.m./. Mogielica jest najwyższym szczytem Beskidu Wyspowego, nazywana również Kopą ze względu na swój kształt.
Ruszamy szlakiem niebieskim, mijając Świstak i Gryblówkę, kierujemy się w stronę naszego celu. Pomału wznosimy się wyżej, mijamy domostwa, przy których prowadzi szlak, wędrujemy szlakiem wijącym się wśród polan i łąk, w niektórych miejscach ocienionym okolicznymi drzewami.
Szlak w przeważającej części jest iście spacerowy. Idziemy dość szerokimi, leśnymi drogami. Mimo pięknej pogody nie spotykamy wielu turystów. Mogę nawet zaryzykować stwierdzenie, że nikt przed nami nie szedł tego dnia, bo na "śniadanie" najadłam się pajęczyn. Niech mi ktoś wytłumaczy, dlaczego znajdują się one zawsze na wysokości mojej "paszczy"?! :D Po niecałych dwóch godzinach wolnego i spokojnego marszu docieramy do skrzyżowania szlaku niebieskiego z żółtym.
Od tej pory jesteśmy na szlaku niebiesko-żółtym, który stanowi fragment Szlaku Papieskiego. Tutaj też rozpoczyna się niedługi odcinek lekkiego podejścia. Samo podejście nie było mocno strome, jednak deszcz padający dzień wcześniej zrobił swoje i spowodował, że wszechobecne kamienie oraz wystające korzenie były wyjątkowo śliskie. Trzeba więc było uważać, gdzie się stawia kopytka.
Po wyjściu z chłodnego i pełnego wilgoci lasu, przystajemy na chwilę na jednej z wielu rozległych polan, aby podładować glukozowe akumulatorki. W końcu wycieczka bez batonika, to wycieczka stracona. :D
Chwila odpoczynku
Chwila szalonych wygibasów
Od wszechogarniającej zieleni aż kręci się w głowie. Soczysta zieleń plus intensywny błękit nieba, to chyba jedno z najlepszych zestawień kolorystycznych, jakie natura jest nam w stanie zaserwować.
Posileni, zmierzamy dalej, by po około godzinnej wędrówce przez okoliczne łąki dotrzeć do Polany Stumorgowej, która znajduje się już u stóp naszego celu - Mogielicy.
W oddali Tatry
"Beskidzkie morze wysp"
Nasz cel - Mogielica
Ponieważ samo podejście na Mogielicę jest dość strome, nie możemy sobie odebrać tej przyjemności, jaką jest wcześniejszy odpoczynek na Polanie Stumorgowej, z której rozciąga się przepiękna panorama na Beskid Wyspowy, Sądecki, Gorce, Pieniny oraz Tatry. Przy takiej pogodzie żal by było z tego nie skorzystać. :)
Widok z Polany Stumorgowej
Było też leżakowanie na turystycznych ławach ;)
Nasza, nieodłączna towarzyszka wędrówek ;)
Wśród zielonych wysp "beskidzkiego morza"
Trzeba było ruszyć zadki, bo aura przesłała pozdrowienia od przejmującego wiatru, który zaczął naganiać ciemne chmury. Chcieliśmy wejść na szczyt suchą stopą, bez udziwnień pogodowych.
Szczyt zdobyty
Widoki z wieży
Na wieży widokowej
Wieża widokowa na szczycie Mogielicy
Nie warto być normalnym :D
Zeszło nam chwilę na szczycie, jak i na wieży, a to za sprawą roztaczających się widoków.
Przy zejściu, w drodze powrotnej, na szczęście już w pobliżu naszego wehikułu, złapał nas deszcz. Cieszyło nas jednak niezmiernie, że pogoda mimo wszystko dopisała i udało nam się dopisać kolejny szczyt do naszej Korony. :)
Po dotarciu do naszego wehikułu, skierowaliśmy się na Nowy Targ, skąd dnia następnego znowu wyruszyliśmy na szlak.
Gdy nastał nowy dzień na wędrówkę, mogliśmy uśmiechnąć się od ucha do ucha, gdyż po pogodzie z dnia wcześniejszego nie było ani śladu. No m...