Jeśli są tacy, którzy być może w ferworze mundialowego szaleństwa nie zauważyli, że mamy już lato i początek okresu wakacyjnego, uprzejmie donoszę, że to już. Większość będzie mogła wziąć w końcu upragniony urlop i wyruszyć w bliższym lub dalszym kierunku, pozwiedzać, posmakować, pooddychać powietrzem górskim, nadmorskim, tudzież egzotyczno-miejskim. Do wyboru, do koloru, tylko świnki-skarbonki, konta i portfele cierpieć mogą katusze, bo to okres dla nich iście odchudzający.
Gdzieś tam się kiedyś przyjęło, że drogi urlop jest synonimem opcji all inclusive, turbo-hotelu, przelotu samolotem i w ogóle jakiejś rajsko-egzotycznej destynacji. Fakt, jeśli planujemy podróż marzeń na drugi koniec globu, która ma potrwać odpowiednio długo, swoje musimy wybulić. Jeśli jednak w planach mamy wypoczynek w kraju, nad naszym morzem (chyba nigdy ciepłym), lub w górach (chyba zawsze pięknych pod warunkiem, że nie ma w nich akurat nadmiaru ludzkiej stonki i szarańczy) po cichu zakładamy, że taki wyjazd nie będzie nas kosztował wszystkich zebranych na koncie monet. Niestety, możemy się "lekko" zdziwić.
O ile wybieramy destynacje oddalone od tych najbardziej znanych kurortów, będziemy raczej w stanie spędzić urlop w wersji nisko-budżetowej, choć i ta granica pomiędzy różnymi miastami i miejscami się zaciera i każdy patrzy, jak tu na turyście zbić kokosy. Jadąc gdzieś we dwójkę, wybierając położone w górach schronisko, namiot, czy domek w nadmorskim lesie, raczej wydamy mniej niż gdybyśmy się ulokowali na przykład w centrum Zakopanego czy Międzyzdrojów. We dwójkę, czy w pojedynkę łatwiej ogarnąć budżet i wydatki w trakcie naszego wypoczynku. Wszak człowiek dorosły robi się w miarę upływu swego żywota bardziej odporny na komercyjną tandetę, która aż bije po ślepiach i macha do nas ze wszystkich możliwych kramów i straganów usytuowanych przy wszystkich możliwych deptakach w całej Polsce. A ceny na takich stoiskach lubią być kosmiczne i zupełnie nie adekwatne do jakości oferowanych cudeniek.
Ja jestem z tych raczej opornych, nie powiem, ale kubek do grzańca (a nawet dwa) nabyć kiedyś musiałam, bo gadał do mnie, że moje życie bez niego nie będzie już takie samo. Ale wielbię go nadal miłością nieskończoną, a on sam się ładnie kolorystycznie w meblach kuchennych prezentuje, więc dutki nie były tak do końca wyrzucone w błoto. ;)
O ile wybieramy destynacje oddalone od tych najbardziej znanych kurortów, będziemy raczej w stanie spędzić urlop w wersji nisko-budżetowej, choć i ta granica pomiędzy różnymi miastami i miejscami się zaciera i każdy patrzy, jak tu na turyście zbić kokosy. Jadąc gdzieś we dwójkę, wybierając położone w górach schronisko, namiot, czy domek w nadmorskim lesie, raczej wydamy mniej niż gdybyśmy się ulokowali na przykład w centrum Zakopanego czy Międzyzdrojów. We dwójkę, czy w pojedynkę łatwiej ogarnąć budżet i wydatki w trakcie naszego wypoczynku. Wszak człowiek dorosły robi się w miarę upływu swego żywota bardziej odporny na komercyjną tandetę, która aż bije po ślepiach i macha do nas ze wszystkich możliwych kramów i straganów usytuowanych przy wszystkich możliwych deptakach w całej Polsce. A ceny na takich stoiskach lubią być kosmiczne i zupełnie nie adekwatne do jakości oferowanych cudeniek.
Ja jestem z tych raczej opornych, nie powiem, ale kubek do grzańca (a nawet dwa) nabyć kiedyś musiałam, bo gadał do mnie, że moje życie bez niego nie będzie już takie samo. Ale wielbię go nadal miłością nieskończoną, a on sam się ładnie kolorystycznie w meblach kuchennych prezentuje, więc dutki nie były tak do końca wyrzucone w błoto. ;)
Co ma jednak powiedzieć rodzinka, np. 2+2, która chce się wybrać na krajowy odpoczynek? Jak tu przetransportować dzieciarnię obok tych kolorowych przybytków, gdzie wszystko regionalne Made in China? - Nie da się, choćby skały srały.
I kasa zaczyna płynąć strumieniem tak wartkim, że jakby się człek dobrze postarał, to i w ciągu jednego dnia dno pieniężnej sakwy zobaczy, bo tu ciupaska, tu kapelusik, tu fota z brudnym misiem lub piratem na pamiątkę, rejs statkiem, najprawdziwszy oscypek w centrum Kołobrzegu, zdechła-najświeższa rybka prosto z morzo-marketu, popcorny, lody, goo-too-waneeee kuuu-kuu-ry-dzeee i żarełko takie bardziej przyziemne w postaci śniadania, czy kolacji - nieważne, czy na mieście, czy na kwaterze - płacić trzeba, bo za darmo to się ewentualnie piachu albo korzonków można najeść, a nie oszukujmy się, w trakcie urlopu spożywania korzonków, uprzednio samodzielnie wykopanych, nikt praktykował nie będzie.
Tanio (tak, wiem, to pojęcie względne) nie jest, ale w sumie chyba aż tak wielkiej tragedii nie ma, bo skoro mimo tych wszystkich żali, rok rocznie nasze miejscowości turystyczne są oblegane do tego stopnia, że palca nie ma gdzie wcisnąć, to i miejscowi upatrują w tym możliwość zarobku i tak się biznes kręci. W naszym interesie już tylko pozostaje, gdzie, ile i czy w ogóle wydamy nasze drogocenne i ukochane pięniądzory.
A tymczasem życzę Wam udanego wypoczynku, gdziekolwiek się wybierzecie!
Jeśli są tacy, którzy być może w ferworze mundialowego szaleństwa nie zauważyli, że mamy już lato i początek okresu wakacyjnego, uprzejmie...