Poprzedni weekend spędziłam w Poznaniu za sprawą odbywających się tam targów regionów i produktów turystycznych - TOUR SALON , w ramac...
Każdorazowo, gdy tylko stwierdzę, że nic mnie już nie zdziwi, bardzo szybko muszę te słowa odszczekiwać. Okazuje się bowiem, że otaczający mnie świat i ludzie w nim z upodobaniem dbają o moją wątpliwą rozrywkę.
Mimo, iż byłam przekonana, że czasy pociągowo-peronowych wojen, z atakującymi zewsząd łokciami i przejeżdżającymi stopy walizkami, mamy już dawno za sobą, to ostatni weekend uświadomił mi w jak błędnym przekonaniu i nieświadomości żyłam.
Czasy może się zmieniły, ale zachowanie i mentalność niektórych osób pozostają niezmienne od lat - niezależnie od wieku wspomnianych, dla których to hasła 'wyjazd' i 'podróż komunikacją zbiorową' oznaczają jednoczesne pozostawienie empatii i mózgu w domu.
Podróż, zamiast upływać w spokoju, zamienia się w drogę przez mękę i to bynajmniej nie przez fakt, że akurat Twój pociąg to jeżdżąca sauna lub lodówka. Twoje samopoczucie zostaje sprowadzone do parteru przez - czyhających chyba zawsze w gotowości - podróżnych uprzykrzaczy w osobach współpasażerów.
Szczęśliwy jest ten, kto jeszcze nigdy ich nie spotkał na swej podróżnej drodze.
Niestety, ilu rozmów bym nie przeprowadziła ze znajomymi w nawiązaniu do podróży koleją, to i tak temat ten zawsze wypływa i zaczyna się ogólny narzek na tych, którzy to (normalnie czasami mam wrażenie, że robią to dla sportu) uprzykrzają życie innym pasażerom. Kolej w tej materii zdaje się wieść prym, a to za sprawą faktu, że w pociągu spędzamy zwykle więcej czasu niż w autobusie i obszar do popisów jest jakby większy.
Najbardziej irytujące zachowania podróżujących pociągami
Wędrówki ludów
Te rozumiem w pociągach bez rezerwacji miejsca, kiedy to jego znalezienie jest zwykle okupione pielgrzymką przez cały skład. Ale niech mi ktoś wytłumaczy, jaki jest cel łażenia w tę i nazad ze wszystkimi klamotami (i nie, nie do Warsu, czy toalety), skoro na bilecie jest jednoznacznie podane miejsce do siedzenia. Ja wiem, że zdarzają się sytuację, kiedy nadrukowany na bilecie numer miejsca nijak ma się do rzeczywistości, ale - borze szumiący! - z trzydzistu chłopa chyba nie miało aż takiego pecha, żeby dostać bilet z nieistniejącym miejscem?!
Bieganie w tę i we w tę
Tu podobnie, jak powyżej, w pociągach bez rezerwacji jestem w stanie przymknąć na to oko, bo zew natury i ukryty wewnętrzny myśliwy każe zapolować na miejsce, ewentualnie dobrze się na nie zasadzić. Nijak ma się to jednak w sytuacji, kiedy dzierżysz w dłoni bilet, na którym, jak wół, jest napisany numer wagonu i określone miejsce. Ale niech tylko wybrzmi z głośników zapowiedź pociągu. I się zaczyna. W tę i we w tę, i tak ze trzy razy nawet mimo tego, że przecież przy zapowiedzi zostało powiedziane, w którym sektorze zatrzyma się dany wagon.
Zajmowanie nie swojego miejsca
To co, że na bilecie jest napisane: wagon 14, miejsce 056 korytarz, jak dla niektórych synonimem sukcesu jest uczaplenie tyłka w pozycji siedzącej, gdzie bądź, a najlepiej przy oknie, na miejscu Twoim lub innego pasażera. A co następuje potem? Albo foch, jak chcesz zająć swoje, zarezerwowane miejsce, albo - tak, zgadłeś - rozpoczyna się wędrówka w poszukiwaniu tego właściwego.
Rozpychanie się i zajmowanie więcej niż jedno miejsce
Bo przecież siedzenie, jak bozia przykazała jest nudne i dla frajerów! Na tę okoliczność trzeba się rozwalić do granic możliwości, anektując przy okazji miejsce siądadujące. Żeby było gdzie nogi wywalić, kurtki walnąć, albo walizkę posadzić.
Śmiecenie i brudzenie
Nie mam nic przeciwko jedzeniu i piciu. Wszak to naturalne potrzeby ludzkie. Ale jak komuś ciężko jest trafić papierem z kanapki czy butelką po napoju do kosza i rzeczone śmieci lądują gdzie popadnie albo - co gorsza - wciskane są za fotele (!), a okruchy i resztki żarcia walają się wokół, to mnie zaczyna nosić.
Głośne i długie rozmowy przez telefon/ze współtowarzyszami
To jest mój anty-faworyt. Hit nad hitami oraz stuprocentowy generator agresji i wewnętrznego wrzenia. Planowałeś się zdrzemnąć, poczytać książkę, a może pokontemplować zmieniający się za oknem krajobraz? Zapomnij! No, chyba że posiadasz umiejętność wyłączania się od otaczających Cię dźwięków. Bo oto w najbliższej odległości rozsiada się pleciuga, która klepać będzie tak długo, jak długo trwać będzie jej podróż. Spodziewaj się usłyszeć o wszystkim. Kto, z kim, gdzie, dlaczego i jak długo to dopiero początek, wierz mi.
Z powyższych zachowań najbardziej, niczym płachta na byka, działa na mnie głośna gadanina na tematy zupełnie od czapy albo takie, od których uszy więdną, i których nie da się odusłyszeć.
Serio, nawet człowiek wyciągający cały kanapkowy majdan z jajkiem na czele - o ile mnie nimi nie rzuca (na szczęście się nie zdarzyło 😄) - nie jest mnie w stanie zirytować tak, jak nadworna gaduła mieląca ozorem bez opamiętania.
A jak to jest z Wami? Jakie zachowania irytują Was najbardziej, a na co zupełnie nie zwracacie uwagi? A może jesteście niezmąconą oazą spokoju i nic, ani nikt, nie jest w stanie wyprowadzić Was z równowagi?
Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, RyanMcGuire
Każdorazowo, gdy tylko stwierdzę, że nic mnie już nie zdziwi, bardzo szybko muszę te słowa odszczekiwać. Okazuje się bowiem, że otaczaj...
W dniu, kiedy świat ogarnęła najprawdziwsza inwazja czerwoności, różowości i słodkości do kwadratu, my z dziką radochą zalegliśmy na sofie, dbając o cotygodniową porcję odleżyn i oddając się jednej z ważniejszych czynności celebracyjnych - opróżnianiu lampek. I to bynajmniej nie z żarówek, a dobrze rozmiękczających procentów.
W międzyczasie, a właściwie to między lampkami, moja łepetyna włączyła trybawaryjny romantic i dotarło do mnie po raz kolejny, żem szczęściara nieprzeciętna, bo mój lepszy/gorszy/brzydszy/przystojniejszołydkowy* [*niepotrzebne skreślić] połówek jest nie tylko nadwornym polewaczem wina ale przede wszystkim wspaniałym partnerem życiowo-wyjazdowym, z którym mogę doświadczać tego, co nowe i mocniej zgłębiać to, co już trochę znane. Jeden niepozorny wypad postawił nas na początku fascynującej ścieżki, którą przemierzamy wspólnie z nieukrywaną frajdą i radością.
Jeżeli do tej pozy byłeś przekonany, że jedyną słuszną formą spędzania wolnego czasu są wyjazdy w pojedynkę, to mam nadzieję, że dziś zmienisz zdanie i choć trochę się przekonasz do tego, że warto ruszyć z chaty - choć niekoniecznie zawsze - we dwoje.
Ja ogarniam rezerwacje, Piotrek dba o logistykę i transport tak, żeby się nie okazało, że nagle utkniemy gdzieś na wypiździewie. Gdy ja wymyślam trasę w górach, Piotrek ją skrupulatnie weryfikuje, bo wie, że potrafię nie mieć umiaru. To dzięki niemu jeszcze nie zdechliśmy, zadreptując się na śmierć. 😉
Choć miło przemierzać szlaki w pojedynkę, kiedy możesz skupić się na sobie i niczym nieniepokojony kontemplować otoczenie, to jednak cała frajda z wyjazdu zaczyna się w momencie, gdy masz się z kim podzielić swoim aktualnymi obawami czy zachwytem. A może się mylę?
To jak wolicie? W parze czy jednak w pojedynkę, kiedy zdani jesteście tylko na siebie?
W międzyczasie, a właściwie to między lampkami, moja łepetyna włączyła tryb
Jeżeli do tej pozy byłeś przekonany, że jedyną słuszną formą spędzania wolnego czasu są wyjazdy w pojedynkę, to mam nadzieję, że dziś zmienisz zdanie i choć trochę się przekonasz do tego, że warto ruszyć z chaty - choć niekoniecznie zawsze - we dwoje.
Uzupełnianie się nawzajem
Choćby ludzie byli do siebie ultra-turbo-mega-podobni z charakteru to zawsze znajdzie się coś, co ich od siebie różni, a to z kolei powoduje, że zaczynają się nawzajem uzupełniać, tworząc zgrany zespół. A zgranie w kontekście wyjazdowym to rzecz wielce pożądana.Ja ogarniam rezerwacje, Piotrek dba o logistykę i transport tak, żeby się nie okazało, że nagle utkniemy gdzieś na wypiździewie. Gdy ja wymyślam trasę w górach, Piotrek ją skrupulatnie weryfikuje, bo wie, że potrafię nie mieć umiaru. To dzięki niemu jeszcze nie zdechliśmy, zadreptując się na śmierć. 😉
Lepsza organizacja i więcej pomysłów
Niegłupi był ten, kto kiedyś powiedział, że "co dwie głowy, to nie jedna". Wspólne planowanie to wspólna weryfikacja wydumanych pomysłów. W ten sposób łatwiej wprowadzić zmiany do sowich planów i zagwarantować sobie jeszcze lepszą ich realizację. Razem można więcej, ot co!Wzajemne poznanie
Wyjazdy, szczególnie te bardziej aktywne czy outdoorowe, bardzo szybko weryfikują to, z kim mamy do czynienia, czy możemy na tej osobie polegać i czego możemy się w danej sytuacji spodziewać. Podróżna codzienność zweryfikuje umiejętności, nastawienie, a przede wszystkim obnaży słabości. Mówią, że "jeśli chcesz kogoś poznać, zabierz go w góry". Prawda to i nie muszą to być wyłącznie góry. Nawet w trakcie miejskiego wyjazdu, kiedy zdani jesteście na siebie i Waszą organizację, możecie odkryć swoje wady i zalety. A znając swoje lepsze i gorsze strony dużo łatwiej o wzajemne zrozumienie w życiu codziennym, czyż nie?Wspieranie się nawzajem
Bywa i tak, że podczas wyjazdu coś się sypie. Nieważne, czy właśnie uciekł ci pociąg, czy pomyliłeś szlak, a może wsiadłeś w zły autobus i znalazłeś się "parę" kilometrów za daleko od miejsca przeznaczenia. Z kimś łatwiej znieść takie niekomfortowe sytuacje i prościej znaleźć rozwiązanie problemu. Poza tym miło jest mieć przy sobie kogoś, na kogo możesz liczyć w razie różnych przeciwności losu. I nie chodzi tutaj wyłącznie o logistykę. Tak się składa, że i na wyjeździe moga sie przyplątać choroby czy inne wypadki.Wspólne wspomnienia
Ludzka pamięć jest cudowna ale, niestety, bywa zawodna. Przeżycia i doświadczenia zbierane w pojedynkę, wcześniej czy później zaczną się zacierać. Choćbyś prowadził dzienniki i robił niezliczoną ilość fotografii, to bez rozmów i konfrontacji tych przeżyć z doświadczeniami partnera, wspomnienia ulecą. To późniejsze, wspólne rozmowy czy oglądanie zdjęć pozwalają na zachowanie wspomnień na dłużej. Ze wszystkimi ich szczegółami.Choć miło przemierzać szlaki w pojedynkę, kiedy możesz skupić się na sobie i niczym nieniepokojony kontemplować otoczenie, to jednak cała frajda z wyjazdu zaczyna się w momencie, gdy masz się z kim podzielić swoim aktualnymi obawami czy zachwytem. A może się mylę?
To jak wolicie? W parze czy jednak w pojedynkę, kiedy zdani jesteście tylko na siebie?
W dniu, kiedy świat ogarnęła najprawdziwsza inwazja czerwoności, różowości i słodkości do kwadratu, my z dziką radochą zalegliśmy na sofie,...
Kto choć raz nie doświadczył bólu pleców, skurczy czy napięcia mięśni, ręka w górę. Tak, jak myślałam - las rąk. Zastane ciało, niedostateczna aktywność fizyczna, praca siedząca i składanie się niczym scyzoryk w najdziwniejsze pozycje podczas pisania i pracy przy komputerze bardzo szybko dają o sobie znać, serwując nam różnej maści bólowe dolegliwości. Nawet teraz, pisząc te słowa, czuję się tak, jakby mi po plecach przebiegło stado słoni i przejechał walec - #ciężkieżycieblogera - i wiem, że nie jestem w tym odosobniona.
Jako, że już za dzieciaka kładziono nam do głowy, że sport i ruch to zdrowie, zbierasz się w sobie i idziesz rozruszać cielsko. Tu jakiś spokojny spacer, tam masaż i spływa na Ciebie kojące rozluźnienie. Na swoje nieszczęście podpatrujesz też tych wszystkich górskich dreptaczy, połykasz haczyk i ruszasz na wycieczki - najpierw spokojniejsze, ale apetyt rośnie w miarę jedzenia, więc z biegiem czasu łagodne spacery zamieniasz na wielogodzinne wyrypy, na których nierzadko towarzyszy Ci (za)ciężki plecak.
A jak już dowalisz sobie ramiona ciężkim plecakiem, bardzo szybko poznasz tę ciemniejszą stronę mocy wędrówek, kiedy to napięcie, skurcze mięśni i ból pleców zaczynają grać pierwsze skrzypce, a Ty zaczynasz marzyć jedynie o tym, by się położyć i już nie wstawać.
Dlaczego tak się dzieje, że wędrówka, która dotychczas dostarczała nam mnóstwa frajdy i niezapomnianych przeżyć, uracza nas bólem i mięśniami karku napiętymi bardziej niż plandeka na żuku? Przyczyny mogą być różne - niedopasowany, źle wyregulowany i (o czym już wspomniałam) za ciężki plecak, spanie w niewygodnej pozycji (schroniskowe warunki, nie wspominając nawet o spaniu pod chmurką, doskonałością i komfortem raczej nie powalają), przewianie czy niezwracanie uwagi na prawidłową postawę.
Okazuje się, że dbałość o prawidłową postawę to klucz do sukcesu i zminimalizowania dolegliwości. Dlatego ważne jest, by pamiętać o prostych plecach oraz prawidłowym ułożeniu miednicy. Odpowiednia postawa to rozluźnione mięśnie, a tym samym wygodniejsza i bezproblemowa wędrówka. Układanie się podczas marszu w pozycji "na żółwia" nie jest najlepszym pomysłem.
Również podczas wędrówki da się tak pokombinować, by nie doprowadzić do napięcia mięśni i późniejszego cierpienia. Wystarczy (a tu przyznaję się bez bicia, że czasami mi się po prostu nie chce) robić krótkie ale regularne przerwy, w czasie których zdejmiemy plecak i damy plecom i ramionom odpocząć. Po włożeniu plecaka ponownie go regulujemy, sprawdzamy pas biodrowy, regulujemy szelki, etc.
Jeśli mimo wszystko zacznie dokuczać Ci ból pleców/ramion, możesz pokombinować ze zmianą rozłożenia ciężaru. Staraj się przenosić ciężar z ramion na biodra i odwrotnie, zluzuj bądź dociągnij szelki i obserwuj, jak to wpływa na Twoje odczuwania (dys)komfortu.
Dbaj też o siebie, a właściwie o swoje plecy i kręgosłup przed i po wycieczce, wykonując proste ćwiczenia. (Uwaga! Piszę o ćwiczeniach, które u mnie zdają egzamin. Nie jestem trenerem, ani ortopedą, więc jeśli masz jakiekolwiek wątpliwości lub przeciwwskazania, skonsultuj się z odpowiednią osobą).
Unoszenie nogi - ćwiczenie warto wykonywać każdego ranka, szczególnie przed intensywną i długą wędrówką. Stań wyprostowany na równym podłożu i unoś nogę ugiętą w kolanie pod kątem prostym. Powtarzaj kilkanaście razy na każdą nogę.
Przyciąganie nogi do góry - przytrzymaj nogę zgiętą w kolanie pod kątem prostym, następnie złap tuż przy biodrze, pod udem i delikatnie przyciągaj w górę.
Rozluźnianie karku i kręgosłupa szyjnego - czubkami palców delikatnie uciskaj mięsień szyi przy kręgosłupie, przesuwając palce w górę, w stronę czaszki. Następnie wykonaj kilkukrotne skręty głową w prawo i w lewo.
Ćwiczenia, wszelkiej maści zabiegi, a nawet idealnie wyregulowany plecak swoją drogą, jednak nie wolno (po prostu nie wolno i już) Ci zapomnieć o odpowiednim nawodnieniu organizmu. Dobre nawodnienie - picie nie tylko w trakcie wędrówki, ale też dzień przed - zagwarantuje lepsze funkcjonowanie całego ciała, a co za tym idzie również kręgosłupa, którego dyski międzykręgowe potrzebują płynów do prawidłowej pracy. Ciało jest jak maszyna. Bez smarowania nie pojedzie.
Wskazówki & Ekwipunek
- 11.2.17
Proste sposoby na rozluźnienie mięśni i złagodzenie bólu pleców podczas górskiej wędrówki
Kto choć raz nie doświadczył bólu pleców, skurczy czy napięcia mięśni, ręka w górę. Tak, jak myślałam - las rąk. Zastane ciało, niedostatec...
Z wyjazdami - zarówno tymi bliskimi jak i dalekimi, w górach, mieście czy nad morzem - wiążą się fotografie, na których staramy się złapać ulotne chwile i ciekawe kadry z podróży. Osobiście nie wyobrażam sobie pojechać gdzieś i wrócić bez fotek. No nie i już. Obrazkowa pamięć zewnętrzna musi zostać stworzona, by cieszyć oczy w długie zimowe wieczory.
Czasy mamy fotografii wielce sprzyjające, w sprzęcie możemy - o ile nam akurat portfel na suchoty nie cierpi - grzebać jak w ulęgałkach i wybrać dla siebie odpowiednie fotozabawki, w posiadaniu których będąc, wyczarujemy takie foty, że klękajcie narody.
Pośród tych wszystkich, cyfrowych fotocudeniek zrodziły się selfie-sticki, kiedy to już zwykła fota z rąsi stała się passé i potrzeba było tę kończynę przedłużyć, aby na fotce zmieściło się coś więcej niż tylko facjata nie zawsze przecudnej urody.
Tym sposobem kijki do zdjęć towarzyszą nam wszędzie, a w pobliżu atrakcji turystycznych mamy ich zatrzęsienie - z jednej strony atakują nas nimi ich właściciele, a z drugiej sprzedawcy tej samojebkowej technologii.
Jako, że selfie-stick to technologia wielce ekspansywna, zadomowiła się też na dobre na górskich szlakach, szczególnie tych popularnych. Tam czasami można odnieść wrażenie, że kijków więcej niż ludzi.
Ale czy selfie-stick to naprawdę konieczny gadżet (po przecież nie artykuł pierwszej potrzeby) podczas górskiej eskapady? Czy jest przydatny, a może więcej mamy z nim kłopotu niż pożytku?
Jakby jednak nie było, używanie selfie-sticka podczas górskiej wędrówki ma wady i zalety. Pisząc o zaletach mam na myśli sytuacje, w których fota z samej ręki nie wchodzi w grę, a skorzystanie z profesjonalnego sprzętu jest utrudnione.
Korzystacie? A może macie i tylko ze sobą nosicie i jeszcze się używaniem nie skalaliście?
Za pomocą selfie patyka to i krajobraz się uchwyci i kopytko uwieczni
Czasy mamy fotografii wielce sprzyjające, w sprzęcie możemy - o ile nam akurat portfel na suchoty nie cierpi - grzebać jak w ulęgałkach i wybrać dla siebie odpowiednie fotozabawki, w posiadaniu których będąc, wyczarujemy takie foty, że klękajcie narody.
Pośród tych wszystkich, cyfrowych fotocudeniek zrodziły się selfie-sticki, kiedy to już zwykła fota z rąsi stała się passé i potrzeba było tę kończynę przedłużyć, aby na fotce zmieściło się coś więcej niż tylko facjata nie zawsze przecudnej urody.
Tym sposobem kijki do zdjęć towarzyszą nam wszędzie, a w pobliżu atrakcji turystycznych mamy ich zatrzęsienie - z jednej strony atakują nas nimi ich właściciele, a z drugiej sprzedawcy tej samojebkowej technologii.
Jako, że selfie-stick to technologia wielce ekspansywna, zadomowiła się też na dobre na górskich szlakach, szczególnie tych popularnych. Tam czasami można odnieść wrażenie, że kijków więcej niż ludzi.
Ale czy selfie-stick to naprawdę konieczny gadżet (po przecież nie artykuł pierwszej potrzeby) podczas górskiej eskapady? Czy jest przydatny, a może więcej mamy z nim kłopotu niż pożytku?
Selfie-stick i górska wędrówka
Żeby nie było - też jesteśmy posiadaczami patyczka do selfie. Często łazimy po szlakach, gdzie przez cały dzień nie spotykamy nikogo, a miło przywieźć do domu wspólną fotkę i kawałek krajobrazu za nami. Nie zawsze jednak okolica jest aż tak super-hiper-ślinotokogenna, żeby kombinować, gdzie ustawić lustrzankę, nie mówiąc już o rozkładaniu statywu. Nie zawsze też mamy ochotę prosić napotkane osoby o zrobienie zdjęcia, bo najczęściej kończy się tak, że albo nie mamy nóg, albo ciemni jesteśmy, jakby noc nas nagle zastała, etc. Selfie-stick wydaje się więc być gadżetem idealnym, szczególnie wtedy, gdy uda się złapać fajną perspektywę.Jakby jednak nie było, używanie selfie-sticka podczas górskiej wędrówki ma wady i zalety. Pisząc o zaletach mam na myśli sytuacje, w których fota z samej ręki nie wchodzi w grę, a skorzystanie z profesjonalnego sprzętu jest utrudnione.
Plusy korzystania z selfie kijka:
- łatwiej strzelić swej nadobnej facjacie zdjęcie na ciekawym tle
- łatwiej objąć, a tym samym zmieścić na fotce grupę ludzi, z którymi akurat wędrujemy
- kijek jest teleskopowy, więc możemy pobawić się perspektywą
- z pewnością przykujesz spojrzenia innych - lansiarska fota jak znalazł 😂
Minusy korzystania z selfie kijka:
- kijek, choćby najlżejszy, to jednak dodatkowy ciężar do targania - lepiej zabrać czekoladę
- w sytuacjach wyjątkowych kijek może okazać się nieporęczny, a nawet przyczynić się do wypadku, kiedy wpatrzony w ekranik zamiast pod nogi, będziesz się kręcić w poszukiwaniu TEGO ujęcia, a wtedy to już tyko krok od jebu-dubu-dup
- z pewnością przykujesz spojrzenia innych - i nie będzie to wzrok pełen podziwu 😂
Korzystacie? A może macie i tylko ze sobą nosicie i jeszcze się używaniem nie skalaliście?
Z wyjazdami - zarówno tymi bliskimi jak i dalekimi, w górach, mieście czy nad morzem - wiążą się fotografie, na których staramy się złapać ...
Nasz romans z górami trwa na tyle długo, że zdążyliśmy się już pomacać ze skałami i kosodrzewiną, zgubić w gąszczu drzew, wylegiwać na polanach i podziwiać orgazmiczne widoki z różnych szczytów. Niemniej jednak nie potrafimy jednoznacznie powiedzieć, z którymi pagórami nasze randkowanie jest bardziej ogniste.
Góry wysokie czy średnie? - Które lepsze, piękniejsze, bardziej ukochane?
Gdy myślimy o wysokich Tatrach czy Alpach, serca biją nam szybciej, a w głowach już układa się plan, by wyruszyć na kolejne podboje i doświadczyć wolności wśród strzelistych skał i grani.
Z drugiej strony, nasza wewnętrzna chętka pcha w kierunku szlaków łagodniejszych, których przecież również mamy dostatek. Sudety czy Beskidy tylko czekają, by się w nie zapuścić i - niewykluczone - również zakochać, bo i widokiem uraczą, i zmęczyć się pomogą.
Mówią, że od przybytku głowa nie boli, ale jak się ma tyle górskiego dobra do wyboru, to najchętniej byłoby się we wszystkich miejscach jednocześnie. Może macie jakiś patent na to, by ta miłość była łatwiejsza?
Poniważ ostatnio zachęcaliśmy do tego, by po prostu ruszyć na szlak, wypadałoby teraz choć trochę nakreślić, które pagóry brać pod uwagę, a które nie i dlaczego.
- Hej, słuchajcie, namówiliście mnie, chcę iść w góry.Na to pytanie nie ma jednoznacznej odpowiedzi, bo każdy ma inne upodobania i jednemu spodoba się to, a drugiemu coś zupełnie innego. Czeka Cię więc trochę górskich randek zapoznawczych, dzięki którym sam odkryjesz, co rajcuje Cię najmocniej.
- Świetnie!
- A które góry będą dla mnie najlepsze?
Żeby nie było, że zostawiamy Cię samego i bez żadnych sugestii, to poniżej znajdziesz małe porównanie gór wysokich z tymi średnimi, plusy, minusy, za i przeciw wędrowania po określonych szlakach.
Szlaki
W górach średnich - na przykład w Sudetach czy Beskidach - szlaki mogą przebiegać w zróżnicowanym terenie: wzdłuż dróg, wśród pól, łąk i lasów. Trafisz na szerokie trakty oraz wąskie ścieżki, drogi asfaltowe i szutrowe, a i ścieżki przyrodnicze nie są rzadkością. Do wyboru do koloru.Oznaczenia szlaków w miejscach popularnych i uczęszczanych zwykle nie pozostawiają wątpliwości i naprawdę ciężko się zgubić. Niemniej jednak czujność w lesie będzie wskazana, by nie przeoczyć skrętu, czy wymalowanych oznaczeń, które akurat postanowiły ukryć się wśród liści.
W górach wysokich spotkasz węzły szlaków turystycznych. Najczęściej na przełęczach, w pobliżu stacji wyciągów czy górskich schronisk. Trafisz na kamieniste ale zróżnicowane podłoże i będziesz maszerować po skalnych stopniach, wąskich ścieżynkach (również nad przepaścią), czy pośród kosodrzewiny. Oznaczenia szlaku są widoczne, ale lubią "znikać", bo tyczka się przewróciła, farba na kamieniu wyblakła czy też ów kamień się przemieścił. Skupienie w śledzeniu szlaku jest więc wskazane, do tego oczywiście posiadanie mapy i umiejętność z jej korzystania, żeby w razie potrzeby móc określić swoje położenie. Zakładamy, że nie chcesz utknąć na noc w środku niczego, co?
Mimo, że szlaki w górach wysokich będą bardziej ambitne, to jednak punkt przyznaję "średniakom" - za różnorodność.😄
Możliwość powrotu/noclegu
Wysoko w górach znajdziesz schroniska, w których wypoczniesz i nabierzesz sił do dalszej wędrówki. Dodatkowo przenocujesz (lepiej zarezerwuj nocleg wcześniej) i zyskasz świetną bazę wypadową na dalsze podboje okolicy. Do tego śniadanie/kolacja/napitek z widokiem, zachody/wschody słońca na szczycie. Minusem mogą być znaczne odległości między schroniskami. Jest to uciążliwe, gdy planujesz kilkudniowe przejście. Musisz nastawić się na dłuższy marsz, a nawet problem z wyhaczeniem miejsca noclegowego, jeśli schron należy do tych bardzo obleganych i popularnych.W górach niższych jest nieco łatwiej. Schronisk jest trochę więcej, więc i możliwości manewru przybywa. Nie każde jednak będzie usytuowane w miejscu gwarantującym niezapomniany widok. Możesz brać też pod uwagę wszelkiej maści agroturystyki i pokoje prywatne, których w miejscowościach turystycznych jest całe mrowie. Nawet jeśli nie dotrzesz do celu, łatwiej o odwrót i zejście w dolinę/do miasta, etc.
Co będzie lepsze, to już kwestia organizacji i upodobań, ja wrzucam po punkcie dla wysokich i średnich. 😄
Widoki i panorama
Właściwie nie ma się co zastanawiać, bo w tej kategorii zwycięzca będzie tylko jeden. Nic nie pobije panoramy z wysokiego szczytu, jaką dane nam będzie oglądać przy sprzyjającej aurze, nic. Koniec, kropka! Przestrzeń i wysokość mogą oszołomić, a człowiek od samego patrzenia dostaje ślinotoku. Widoczność 360 stopni, że skrętu głowy można dostać, do tego cała okolica pod stopami. Taki widok ciężko jest przebić.Żeby jednak nie było, że pośród tych mniejszych pagórów nic ciekawego nie doświadczysz, to spieszę donieść, że i tam znajdziesz miejsca, które zaaplikują przed Twoje oczęta wspaniały i sielski widok. A jak trafisz na jesienne mgły snujące się w dolinach, to się zakochasz, serio!
Punkt leci na wysokości. 😄
Krajobraz
Krajobraz w górach wysokich jest niepowtarzalny i jedyny w swoim rodzaju, pełen cudownych przeciwieństw - strzeliste wierzchołki górują nad głębokimi dolinami, rozległe łąki przechodzące w teren bardziej skalisty. Im wyżej, tym bardziej surowo i cudownie.W niższych górach natomiast czeka Cię pełna różnorodność, a krajobraz będzie zmienny niczym kobieta. Delikatne wzniesienia, doliny usiane przysiółkami i poprzecinane polami uprawnymi. Do tego lasy i łąki, źródełka, rzeki i szemrzące potoki. Słyszysz to wszystko? Pięknie jest!
Jak dla mnie remis 😄
Flora i fauna
Góry dają nam możliwość obcowania z bardzo zróżnicowaną florą i fauną. Znaczna cześć terenów górskich to parki narodowe i krajobrazowe. Pośród skalistych ostępów spotkamy wyłącznie te zwierzęta i rośliny, które były w stanie przystosować się do surowych warunków tam panujących. Nie powinno więc dziwić, dlaczego takie emocje wywołuje spotkanie kozicy, czy świstaka. Te futrzaki są przecudne i występują w jeszcze cudniejszych okolicznościach przyrody.Pośród niższych pagórów czeka na Ciebie większa różnorodność gatunków, również tych pod ochroną. To tutaj nawdychasz się zapachów łąk i lasów oraz nacieszysz oczęta kolorami.
Dla mnie kolejny remis 😄 Choć może ze wskazaniem na wysokości - Ach, te kamziki! 💗
Atrakcje turystyczne
Wysoko w górach próżno szukać dodatkowych atrakcji. One same w sobie stanowią nie lada gratkę i atrakcję. Jeśli kręci Cię coś więcej niż tylko wysokogórska wyrypa, zejdź w doliny, zajrzyj do bacówek, porozmawiaj z miejscowymi, a gwarantuję, że trafisz na rzeczy, które skradną Twą pikawkę.W górach niższych atrakcji turystycznych - nawet tych mało górskich - dostatek. Miasta i miasteczka, pomniki, zamki, pałace, wykopaliska, skanseny, etc. Można tak wymieniać bez końca. Nie wszystko jest warte uwagi, nie wszystko fajnie komponuje się z okolicą, jednak wybór jest ogromny. To właśnie chodząc szlakami w niższych górach masz możliwość odkrywania nowych miejsc i poznawania historii regionu. Taka kompletna wycieczka.
Punkt leci dla "średniaków" - za różnorodność.😄
Zagrożenia
Na szlakach wysokogórskich - ze względu na trudniejszy teren, przepaścistość i wyższe wymagania sprawnościowe czy kondycyjne - wzrasta nie tylko doświadczanie gór ale i możliwe zagrożenia z tym związane. Piękno i sielanka w ciągu kilku chwil mogą zmienić się w niebezpieczeństwo, chociażby ze względu na załamanie pogody, burzę, spadające kamienie czy - zimą - lawiny.W górach niższych szlaki są łagodniejsze - co nie znaczy, że każdy jest łatwy - a co za tym idzie, nie wymagają takiej sprawności czy kondycji, jak te wysokogórskie. Mniej prawdopodobne jest również zarobienie w łeb spadającym kamieniem. Jeśli więc nie przedobrzysz z długością wyrypy, ani nie dasz się przyfajczyć słońcu, nic strasznego nie powinno Cię dopaść.
Nie ma co gadać, bezpieczniej wędruje się tam, gdzie niżej. 😄
Choć góry wysokie hipnotyzują i przyciągają, wydają się być tymi super, hiper i naj pod każdym względem, serce się do nich wyrywa, a dłonie chcą pieścić granitową skałę, to - patrząc na powyższe - właśnie góry średnie mają do zaoferowania najwięcej. Zarówno jeśli chodzi o różnorodność krajobrazu, szeroko pojętej natury, czy atrakcji turystycznych.
A jak tam u Was, górołaziki kochane? Które pagóry wychodzą u Was zwycięsko?
Nasz romans z górami trwa na tyle długo, że zdążyliśmy się już pomacać ze skałami i kosodrzewiną, zgubić w gąszczu drzew, wylegiwać na p...