, , , ,

Wybraliśmy się na Gubałówkę. I była to wyprawa życia!

10.1.17

Zakopane Gubałówka Tatry

Gubałówka to - obok Giewontu - pagór, na który niezależnie od pory roku walą dzikie tłumy odwiedzających Zakopane i okolice. Urodą nie grzeszy i skomercjalizowana jest do granic możliwości, ale mimo to, przyciąga. Jednych po żarełko i napitek, innych po zakupy, a kolejnych zaprasza do pokontemplowania tatrzańskiej panoramy, która z Gubałówki - nie ma co ukrywać - jest zacna. A i leżaczek do usadowienia tyłeczka się znajdzie.
To był nasz (mój na pewno) czwarty raz. I to - świat się kończy - kolejką! Ale czegóż się nie robi dla najulubieńszych współwycieczkowiczów. 😊 Razem, to razem, a że wypad z założenia miał być cepersko-lajtowo-relaksacyjny, bez mrugnięcia okiem (choć pewnie, gdyby nie lawinowa trójka i braki sprzętowe, znacznie ciężej byłoby nas namówić, bo te wierchy wysokie wołają, oj wołają zawsze) przystaliśmy na tę propozycję. 
Mieliśmy wprawdzie małe w ciul ogromne załamanie i dopadła nas nawet chęć mordu na wszystkich dookoła, gdy utknęliśmy w korku do Poronina, ale na szczęście było i minęło.

Nie o tym jednak dzisiaj, a o tym, jak to wypad na Gubałówkę stał się wyprawą życia z mnogością aspektów edukacyjnych, które Wam tu dzisiaj przybliżymy, bo inaczej z nadmiaru wiedzy głowy nam się zrobią kwadratowe, a tego byśmy nie chcieli.

Na Gubałówce
Robiliśmy konkurencję dla wszystkich selfiemakerów

Gdy będziecie zmierzać w kierunku Gubałówki, porzućcie wszelkie oczekiwania oraz nadzieje na ciszę i spokój, a zdrowiej na tym wyjdziecie. To znaczy, Wasze zawód i szok będą mniejsze, jak już fala tłumu porwie Was ze sobą i nieść będzie pośród oscypków, kożuchów, chust i plastikowych ciupasek made in China przez Krupówki i drogą Na Gubałówkę ku miejscu przeznaczenia.

Lekcja turystyczno-ceperskiego (po)życia z Gubałówką

Niech Was nie zwiodą zmysły, bo ten odpowiedzialny za wnikliwą obserwację okolicy będzie jak znalazł.
Już przy przejściu podziemym mruga do nas okiem biletomat. Jeszcze większe oko puszcza nam jednak kolejkowy wężyk tenże biletomat okupujący (co najmniej, jakby coś za darmo dawali). Nie dajcie się zwieść i niewzruszeni podążajcie dalej. Dalej co prawda oczom Waszym ukaże się obraz, który przyprawi Was o zawrót głowy, palpitację serca i migotanie przedsionków razem wzięte - turbo kolejka, a nawet trzy, które zdają się zupełnie nie poruszać do przodu. 
Gdy jednak przeminie pierwszy szok, zobaczycie, że pod ścianą i to we względnym spokoju stoją trzy biletomaty, które dziwnym trafem nie są oblegane i działają. Nie musieliśmy się więc przegrupowywać i rozstawiać po człowieku w każdej kolejce.



Mamy bilety, szybkie ogarnięcie naszego stadka i jesteśmy zwarci i gotowi do walki o ogień wagonik. Przez moment mamy wrażenie, że peron jest z gumy, bo ludzie napływają i napływają. Wkrótce jednak czujemy się, jak wymiętolone sardynki i nie wiemy, czy trzymać się siebie, czy za kieszenie, czy za zęby, żeby w nie nie dostać jakimś łokciem. I to wszystko w imię jakichś 216 sekund jazdy.
Targowisko na Gubałówce
All made by małe żółte rączki

Jak już przeżyjecie jazdę w puszce, będzie tylko lepiej. Pod warunkiem, że Wasze serca pozostaną niewrażliwe na wszechobecną cepeliadę. Tylko w ten sposób będziecie w stanie zatopić się w kramach i stoiskach, gdzie nabędziecie mydło i powidło, a przede wszystkim - pomiędzy oscypkami, ciupaskami i stringami z poliestrów (swoją drogą - ile poliestrów potrzeba na trzy dupne sznurki? 😂)z motywem, a jakże, góralskim - poznacie nowości i trendy wprost z Aliexpress oraz nabędziecie dwa lewe kapcie.

Kulig Sanie Gubałówka
'Z kopyta kulig rwie...'

Również tutaj - bardziej niż gdziekolwiek indziej - poczujecie się, jak na autostradzie opanowanej jednak nie przez gnające na złamanie karku samochody, a wszelkiej maści konne sanie. W głowie się może zakręcić. Gdzie się nie obejrzycie, koń, sanie, koń, sanie, ihahaha i  kopytko. Że też się tym ludziskom chce tak jeździć między tymi wszystkimi stoiskami i wśród tłumu.

Dać dzieciuchowi trochę śniegu

A kiedy już będziecie kipieć z emocji (samych pozytywnych ma się rozumieć), znużeni zakupami i szczęsliwi, że żadne sanie nie przerobiły Was na naleśniki, zapragniecie się posilić i wrzucić coś na ruszt, a to najłatwiejsza droga do tego, by dowiedzieć się, która kiełbasa jest najlepsza i dlaczego akurat ta przygotowywana przez sprzedawcę, z którym rozmawiacie. Wędzenie - waszej osoby naturalnie - macie w pakiecie.



Czegóż chcieć więcej? Chyba tylko oscypka z żurawiną pałaszowanego w towarzystwie tych wszystkich, zacnych, pocztówkowych widoków na zasmogowane Zakopane i niezmiennie majestatyczne Tatry. Do tego fura radochy ze śniegu i masa wygłupów, bo powagę to się na takie okoliczności zostawia w domu. I jest miodnie. I tej wersji będziemy się trzymać.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM