Muszę się Wam do czegoś przyznać. Warunkiem, jaki musiał zostać spełniony, abym się w ogóle do Chorwacji wybrała, miała być możliwość choć chwilowej "randki" z tamtejszymi górami. Zdjęcia, jakie już zdążyłam sobie obejrzeć, przekopując zawczasu zasoby internetów, wyhodowały u mnie postępujący ślinotok i chuć na te wzniesienia tak wielką, że nie było innej rady, musiałam tam być.
Tym sposobem, plan wizyty w masywie Biokovo został umiejscowiony wśród reszty urlopowych aktywności. Kiedy już plażing pomału (a nawet szybciej) wychodził mi bokiem, a pobliski Trogir został przez naszą czwórkę zaliczony z każdej strony, przyszedł czas, by sobie ostatecznie dogodzić. Pogoda zapowiadała się sprzyjająca, więc decyzja - JEDZIEMY - dopełniła planów.
W tym miejscu dodam od razu, że nie uskutecznialiśmy tuptającej wędrówki, a to za sprawą trzech czynników - Po pierwsze, dla mnie (mimo w sumie przyjemnej temperatury) i tak by było za gorąco, by tak tyrać w pełnym słońcu. Mogłabym się na tę górkę ewentualnie porwać na piechotę, gdybym miała ze sobą prywatny beczkowóz z wodą. :D Po drugie, pan Mąż w dalszym ciągu pozostaje w głębokim i paskudnym związku z kontuzją, która uniemożliwia mu wygodne i bezbolesne kicanie po górach. Po trzecie, towarzysząca nam koleżanka w dwupaku raczej by się nie wybrała, gdybym ją chciała przegonić na piechtę, a koledze nie pozostawało nic innego, jak trzymać ze swoją małżonką. Tym sposobem nasza Fantastyczna Czwórka zapakowała się o w miarę ludzkiej porze w błękitną strzałę, by pognać w kierunku Makarskiej i stamtąd udać się dalej do Parku Narodowego Biokovo [Park Prirode Biokovo].
Muszę się Wam do czegoś przyznać. Warunkiem, jaki musiał zostać spełniony, abym się w ogóle do Chorwacji wybrała, miała być możliwość choć ...