, ,

Schronisko najlepsze, czy może najgorsze?

7.10.16

Najlepsze i najgorsze schroniska górskie

Na stałe wpisane w górski krajobraz i obok wędrówek oraz widokowych panoram z pagórami przede wszystkim kojarzone. Schroniska górskie - miejsca zwykle tańsze niż inne formy zakwaterowania, o specyficznym klimacie, nierzadko z historią, najczęściej prosto urządzone, z definicji mające być schronieniem dla strudzonego turysty. Nie ma w tym żadnej filozofii, prawda? Ale...

Wraz ze wzrostem popularności turystyki górskiej, wzrosło również zainteresowanie tą formą noclegu. Bo najczęściej w sercu gór, bo do szlaków blisko, bo łatwiej planować trasy i przejścia. Wszystko jak najbardziej logiczne i zrozumiałe. Jeśli dodać do tego pewien pierwiastek swoistego romantyzmu, skrytego w przytulności, drewnianych konstrukcjach, rozmowach z ludźmi, czy kominkowym ogniu, to już w ogóle wspomniane schroniska są na dobrej drodze, by cieszyć się sympatią - jeśli nie miłością - odwiedzających i nocujących gości.

Jednak przez ostatnie lata świat turystyki się zmienił. Schroniska przestały być wyłącznie bezpieczną bazą na przekimanie, a turysta przestał być zwykłym, górskim łazęgowiczem, a stał się usługobiorcą - najczęściej wiecznie głodnym i z kaprysami godnymi księżniczki na ziarnku grochu. Nawet takimi zupełnie od czapy. Ale o tym kiedy indziej.
Tym sposobem właściciele i osoby odpowiedzialne za schroniskowe obiekty musieli stać się usługodawcami pełną gębą, wychodząc na przeciw oczekiwaniom spragnionej górskich wrażeń klienteli. Teraz już nie liczy się tylko łóżko, a turyści maści wszelkiej są ukontenowani, gdy w obiekcie jest dobrze zaopatrzony bar z różnorodną, smaczną szamą i napitkiem, do tego różnorakie pamiątki i bliższe cywilizacji udogodnienia. Najlepiej na skinienie lub pstryknięcie palcami.
W tym wszystkim tylko, gdzieś się chyba zatraca pierwotna schroniskowa idea. A może jestem przewrażliwiona?

Niemniej jednak od zawsze ciekawiły mnie rankingi, w których podawano, czy dany schron jest dobry, a może stanowi tylko karykaturę prawdziwej górskiej kwatery i najlepiej omijać go szerokim łukiem. Jednak to nie sam fakt publikowania takich rankingów (zawsze ktoś, coś, gdzieś będzie badał i zestawiał), a ich końcowy wynik, jest dla mnie zaskoczeniem. Nie inaczej było po tym, jak zapoznałam się z rankingiem złych schronisk.

Wiadomo, że tak naprawdę ile osób, tyle opinii. Jednemu będzie się podobać to, innemu tamto, a kolejny stwierdzi, że ci pierwsi się nie znają. Taki stan rzeczy jest jak najbardziej zrozumiały i naturalny.
Jeśli jednak wśród przytaczanych odnośnie schronisk minusów czytam o brakujących wieszakach, starych łóżkach, czy małej liczbie pryszniców, to coś mi mimo wszystko zgrzyta. Mówimy przecież o schroniskach, a nie prywatnych kwaterach, tudzież innej agroturystyce, które to z założenia oferują (a przynajmniej powinny) standard lepszy.

Nocowaliśmy w różnych schroniskach. W jednych standard był lepszy (co wiązało się z wyższą ceną), w innych gorszy. Jeśli jednak świadomie podejmowaliśmy decyzję o noclegu w takim, a nie innym miejscu i płaciliśmy  niewiele, to nie oczekiwaliśmy cudów, fanfar, czerwonego dywanu i komitetu powitalnego.
Oczywiście nie jest tak, że bierzemy schroniska w ramiona z dobrodziejstwem ich całego, złego inwentarza, bo pewne standardy nawet tutaj winny być zachowane.

Jak płachta na byka działa na nas niemiła obsługa, która zachowuje się tak, jakby na obiekcie była za karę, turystę traktuje, jak największe zło tego świata, nie chce nalać wrzątku, obsługuje z łaską i z opanowaną do perfekcji opryskliwością. W końcu nie po to wybieramy się do schroniska, płacimy, żeby nas ktoś opierdalał dla zasady.
Drugim aspektem, działającym na niekorzyść danego miejsca jest wszechobecne zimno, które skutkuje brakiem możliwości rozgrzania się, czy wysuszenia przemoczonych ciuchów. I o ile w chatkach nie spodziewam się cudów, a raczej górskiego pizgania złem, tak już w miejscach, które wołają sobie odpowiednio dużo za nocleg, przedkładam komfort cieplny nawet ponad usposobienie gospodarzy. Bo to jednak średnia przyjemność, gdy zastanawiasz się, czy w kurtce spać, czy uszczelnić nią okna.

A co z resztą? Reszta ma dla nas znaczenie marginalne i nawet teraz, kiedy tyłek mi się już przyzwyczaił do większych wygód, z największym sentymentem wspominam noclegi w izerskiej Chatce Górzystów, gdzie był zupełnie inny świat, i która w obecnych rankingach odpadłaby zapewne w przedbiegach. I - to trzeba zaznaczyć - za każdym razem nocowałam tam zimą. Wnętrze oświetlaliśmy świeczkami, wodę przynosiliśmy ze studni, w kominku i kaflowych piecach rozpalaliśmy sami, samodzielnie narąbanym w drewutni drewnem, a zęby myliśmy w śniegu, który zdawał się być cieplejszy niż woda.
Być może dla wielu brzmi to szalenie, a nawet masochistycznie, wszak było zimno (rano, jak już ogień przez noc się wypalił). Jednak tutaj, płacąc kilkanaście złotych zyskiwaliśmy doświadczenie i naukę o sobie i współpracy z innymi, więc każda niewygoda traciła na znaczeniu.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM