Będzie króciutko. Za chwil parę ruszamy w stronę Harrachova, coby przez najbliższe trzy dni pokicać po okolicy i podrepać po czeskiej stron...

Choć w górach zalega jeszcze trochę śniegu, to na nizinach temperatura podskoczyła, a sama wiosenka postanowiła postawić kropkę nad i, pieczętując swoje przybycie pierwszymi grzmotami i błyskawicami.
Gdy burza już się pojawi, trudno nie zauważyć tego zjawiska atmosferycznego. W ciągu dnia samo zjawisko może nie jest tak wizualnie spektakularne, ale nocą rozbłyski na tle ciemnego nieba prezentują się wyjątkowo i powodują z jednej strony zachwyt, a z drugiej niepokój. Nie należy bowiem zapominać, że burza, jaka by nie była, należy do zjawisk niebezpiecznych i daje nam odczuć potęgę natury.
Jeśli mamy do czynienia z burzą w mieście zwykle pozostajemy w tym czasie w pomieszczeniach (mieszkaniach, domach) wyłączając sprzęty elektryczne. Nawet jeśli znajdziemy się poza domem, w mieście mamy wiele możliwości, aby schronić się przed gromami i przeczekać najgorsze. O tym, że w czasie burzy nie powinno się przebywać na otwartej przestrzeni, nie trzeba nikogo przekonywać.
Warto więc śledzić prognozy pogody, aby wiedzieć, czego się spodziewać danego dnia.
Jak powstaje burza?
Szczególnie w miesiącach letnich powstające stosunkowo szybko chmury kłębiaste prowadzą do tworzenia się chmur burzowych, tzw. cumulonimbusów. Są one wysokie, czasami kształtem przypominają kowadło. Zwykle można je zaobserwować na południowo-zachodnim horyzoncie. Pojawieniu się burzy towarzyszą, jak każdy miał już chyba okazję się przekonać, gwałtowne opady, czasami grad, oraz silne podmuchy wiatru.
Wyróżniamy dwa rodzaje burz: termiczne i frontowe.
Burza termiczna powstaje na skutek szybkiego wznoszenia się wilgotnego, ciepłego powietrza na większe wysokości. Jest to zjawisko miejscowe, będące skutkiem intensywnego promieniowania słońca. Burza taka trwa zwykle 1-2 godzin, a po jej przejściu zwykle wraca słoneczna pogoda.
Burza frontowa natomiast powstaje na skutek silnego zderzenia się wilgotnego, a przy tym ciepłego powietrza, z masą powietrza chłodnego. Burze te to zjawisko długofalowe. Front burzowy może ciągnąć się przez kilkaset kilometrów z zachodu na wschód. Po przejściu takiej burzy zwykle obserwujemy zmianę pogody i odczuwalne ochłodzenie.
Brzmi poważnie, prawda?
Jeśli jesteśmy częstymi bywalcami na górskich szlakach, prawdopodobieństwo, że kiedyś znajdziemy się w takiej burzowej sytuacji, jest raczej nieuniknione. Nie da się niestety przewidzieć wszystkiego w 100%.
Aby uniknąć burzy, śledź komunikaty pogodowe i wyruszaj na szlak wczesnym rankiem, aby już w okolicach południa schodzić w dół. Wtedy jest bardzo duża szansa, że burzowe załamanie pogody nie zaskoczy Cię na szczytach.
Co zrobić, gdy mimo wszystko zjawisko, jakim jest burza, zaskoczy nas podczas przebywania w górach?
Jeżeli znajdujesz się na wysokości, postaraj się zejść tak nisko, jak to możliwe. Zejdź poniżej grzbietu, na jego zawietrzną stronę, czyli przeciwną do zbliżającej się burzy.W żadnym wypadku nie kładź się na ziemi.
Jeśli masz taką możliwość, odizoluj się od podłoża. Przykucnij na plecaku lub karimacie. Uważaj jednak na metalowy stelaż. W takim przypadku lepiej zrezygnować z bliskiego kontaktu z plecakiem. Metal stelaża może ściągnąć pioruny.
Siądź/Przykucnij. Pamiętaj, aby mocno złączyć stopy i kolana. Unikniemy w ten sposób napięcia krokowego, które może nawet zabić.
Unikaj zagłębień terenu. Dlaczego? Ano dlatego, że we wszelakich zagłębieniach będzie gromadziła się woda, a woda plus wyładowania elektryczne to... dokładnie, porażenie.
Nie zbieramy się w grupki, nie trzymamy się za ręce, nie przytulamy do siebie, aby, w przypadku uderzenia pioruna, uniknąć porażenia wszystkich osób.
Telefony komórkowe mogą jonizować powietrze, a przez takie powietrze łatwiej przedostać się piorunom. Nie wyłączaj jednak telefonu, tylko dobrze go zabezpiecz przed wilgocią i schowaj do plecaka. Z jego pomocą wezwiesz pomoc.
Nie biegaj, gdyż szybki ruch na otwartej przestrzeni powoduje zmianę pola elektrycznego, a to ściąga pioruny.
Jeśli masz ze sobą metalowe przedmioty, przytroczone na zewnątrz plecaka, np. czekan, kubek, kijki trekingowe i usłyszysz charakterystyczne dzwonienie, koniecznie odrzuć je od siebie. Jeśli dodatkowo włosy "stają Ci dęba" sytuacja jest naprawdę poważna, bo piorun za chwilę uderzy w bliskiej odległości, w Ciebie lub obok.
Pamiętaj, cokolwiek by się nie działo, postaraj się zachować spokój, bo nie ma chyba nic gorszego niż panika w sytuacji zagrożenia. Postaraj się przeanalizować sytuację i nie trać głowy.
Zachęcam do obejrzenia filmu "Burze" należącego do serii "Akademia Górska TOPR". W filmie tym ratownicy górscy instruują, jak się zachować, czego unikać i co robić, aby wszystko skończyło się dobrze.
Ja osobiście nie miałam tej wątpliwej przyjemności spotkania z burzą na szlaku. Wystarczą mi wyładowania w mieście, podczas których, będąc w domu, najchętniej bym wlazła na stojąco pod dywan ze strachu. W górach póki co, dopisywało mi szczęście.
A jak tam Wasze wędrówki? Ktoś z Was ma na koncie jakieś burzowe przygody? Jak wrażenia? Jak sobie radziliście?
Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, sethink
Choć w górach zalega jeszcze trochę śniegu, to na nizinach temperatura podskoczyła, a sama wiosenka postanowiła postawić kropkę nad i, p...
Dzisiaj wiosna udowadnia, że uparta z niej bestyjka i, pomimo niedawnego odwrotu i znacznego ochłodzenia, możemy już cieszyć się w ciągu dnia przyzwoitą dawką promieni słonecznych. Ranki jednak, mimo że pogodne, są jeszcze dość chłodne, a dzisiaj nawet poranny, przymrozkowy szron postanowił o sobie przypomnieć.
Tak patrząc na świeże listki i pąki "otulone" podmuchem zimy, wróciłam myślami do tego, co mi się tak bardzo w mroźnej aurze podoba. Za każdym razem dostaję ślinotoku, gdy dane mi jest podziwianie szadzi na drzewach, lodowych form powstałych na skutek wiatru. O ile zimowy wiatr, wilgoć i mgła w mieście nie sprawiają frajdy, a wręcz utrudniają życie, o tyle poza miastem, na otwartych przestrzeniach, można cieszyć oko osobliwymi rzeźbami.


Wyrzeźbione wiatrem na Szrenicy

I nikt mi nie powie, że skały w górach zawsze wyglądają tak samo ;)

Szlak w biegnący w stronę Przełęczy Karkonoskiej

Karkonoskie Świnki w zimowej szacie
Czerwony kolor przy takiej pogodzie - bardzo pożądany ;)

Gdzieś tam w dole majaczy zapewne Marysin

Na szlaku - gdzieś pomiędzy Przełęczą Karkonoską a Słonecznikiem
Jak widać na powyższych zdjęciach, nie mogliśmy powiedzieć o pogodzie, że nas rozpieszczała. Mroźny wiatr smagał po twarzy, co chwilę prósząc zmrożonymi drobinkami śniegu. Mimo tego, artyzm natury wynagrodził te pogodowe niedogodności. :)
Dzisiaj wiosna udowadnia, że uparta z niej bestyjka i, pomimo niedawnego odwrotu i znacznego ochłodzenia, możemy już cieszyć się w ciągu dn...
Pomijając zimną Wielkanoc, wiosna wali drzwiami i oknami. Dzisiaj nawet spotkałam małe, latające bzyczątko zwane pszczółką. Z uwagi na moją alergię ominęłam zasięg lotu owego stworzonka szerokim łukiem, coby go w jakimś amoku nie chlasnąć czymś, co by mi w rączęta wpadło. Wszystkie możliwe drzewka, krzewy i inne chaszcze się zielenią i nic ich już nie powstrzyma przed zalewaniem świata tym kolorem nadziei :D Ale że ja jestem normalnie nienormalna, to te wszystkie kolorki i latające żyjątka na mnie wrażenie robią średnie. W związku z tym myślami przenoszę się w Tatry, w bardziej śnieżne i mroźne okoliczności przyrody.
Po nie udanym wejściu na Kozi Wierch dzień wcześniej nie straciliśmy animuszu, żeby podreptać dalej, tym bardziej, że pogoda była wyjątkowa. A może to nie pogoda była wyjątkowa, tylko my mieliśmy wyjątkowe szczęście, że tak się wstrzeliliśmy między gorsze fronty :D Jakby nie było, trzeba było to wykorzystać maksymalnie.
W planach było podejście na Szpiglasowy Wierch, ale z uwagi na to, że pokrywa śnieżna w tamtym rejonie była średnio stabilna i co chwilę ktoś informował o sporych osunięciach mas śniegu, wybraliśmy Przełęcz Zawrat (2158 m n.p.m.).
Świnica i Zawratowa Turnia. Zawrat był naszym celem.
Uparcie trzymałam kciuki, aby moje raki tym razem miały ochotę na współpracę. Udało się.
Standardowo wyruszyliśmy z pięciostawiańskiego schronu z samego rana, po śniadanku. Dreptaliśmy szlakiem niebieskim. Uściślając - zimą nie ma zbyt wielu opcji szlakowych w tej okolicy. Kto był, ewentualnie widział mapę, ten o tym wie, ale warto o tym przypomnieć, żeby się jakaś duszyczka nie porwała zimą na Orlą Perć, w dodatku pod prąd. Lepiej iść szlakiem wiodącym Doliną Pięciu Stawów.
Minęliśmy miejsca, w których szlak niebieski przecinał się ze szlakiem żółtym (wiedzie na Kozią Przełęcz 2137 m n.p.m.) oraz czarnym (prowadzącym na Kozi Wierch 2291 m n.p.m.).
Mały Kozi Wierch nad Pustą Dolinką

Minęliśmy więc spokojnie Pustą Dolinkę u podnóża Koziej Przełęczy. Potem szlak skręcał w Dolinkę pod Kołem, mijając Kołową Czubę (2105 m n.p.m.) oraz przełęcz Schodki (2065 m n.p.m.).
Walentkowa Grań i Dolinka Pod Kołem
|
Musieliśmy trochę przyspieszyć kroku, oczywiście na tyle, na ile to było możliwe w śniegu, w niektórych miejscach, po kolana. A dlaczego? Ano dlatego, że stok jest wystawiony na południe, a słoneczko dawało bardzo mocno. Taka aura sprzyja śnieżnym osunięciom (W sumie to taki śnieżna obsuwa mnie chwilowo przyblokowała. Tylko do wysokości bioder, ale wrażenie zostawiła odpowiednie. Mogę stwierdzić, że wszelkie osunięcia dzieją się bardzo szybko. ) i lawinom. Trzeba było uważać. Na szczęście nic nie zakłóciło naszej wędrówki.
Hej! Pod górkę...
Gdy już byliśmy u stóp Zawratu zaczęły pojawiać się chmury. W sumie była to mieszanka chmur i mgły, które chwilowo przewalały się z Doliny Gąsienicowej, która, jak się okazało po wejściu na górę, tonęła w mglistym mleku. Nas to jednak nie martwiło, bo nie mieliśmy w planach zejścia w tamtym kierunku, tylko spokojny powrót do 5-tki.

Walentkowy Wierch - Widok z Zawratu
Warto było się wdrapać pomimo tej zniechęcającej chmury. Widok jaki ukazał się naszym oczom, bym przepiękny. Ośnieżone szczyty połyskiwały majestatycznie w promieniach południowego słońca.
Przełęcz Zawrat - Nad nami Świnica
Widok z Zawratu na Walentkową Przełęcz 1994 m n.p.m.
|
Gdyby nie to, że na górze zaczęło troszkę wiać i zaczęliśmy odczuwać delikatny chłód, stalibyśmy tam chyba do dzisiaj, gapiąc się na boskie panoramy. :D
Schodząc z Zawratu... Zawsze z bananem na facjacie
Zmarudziliśmy chwilę na górze na zdjęcia, by potem zejść na dół i... wytarzać się w śniegu.
Wyjątkowo miękko się siedziało ;)
W końcu nikt nie powiedział, że takie śnieżne kąpiele zarezerwowane są tylko dla najmłodszych :D Polecam takie śnieżne wariacje!
Pomijając zimną Wielkanoc, wiosna wali drzwiami i oknami. Dzisiaj nawet spotkałam małe, latające bzyczątko zwane pszczółką. Z uwagi na moją...
Dzień drugi naszego pobytu powitał nas bardzo mglistą aurą, która niestety utrzymała się do końca dnia. Na dokładkę mocno wiało i w góry wychodzili tylko narwańcy. Zostaliśmy w schroniskowym ciepełku objadając się pięciostawiańską szarlotką - mniam!
W nagrodę za cierpliwe czekanie na poprawę pogody, dzień trzeci powitał nas słońcem i lekkim mrozem. Praktycznie nie wiało i jak tylko wstaliśmy, to od razu gęba mi się zaczęła cieszyć. Ot, taka moja reakcja na dobre warunki sprzyjające wędrówkom.
Widok na Tatry Bielskie
W planach było wdrapanie się na Kozi Wierch (2291 m n.p.m.). Wyruszyliśmy ze schroniska z samego rana, kiedy słońce dopiero zaczęło wynurzać się zza szczytów.
To był nasz cel - Kozi Wierch
Wcześnie, żeby zdążyć przed południowym nasłonecznieniem stoków. W końcu był 2 stopień zagrożenia lawinowego. Lepiej dmuchać na zimne.
Jedzonko i herbata w plecaku, raki na butach, czekan póki co przytroczony do plecaka.

Dolina Pięciu Stawów Polskich
Śnieg na szlaku był dość ubity więc szło się bez problemów i po około czterdziestu minutach doszliśmy do Niżniego Solniska, gdzie od szlaku niebieskiego odchodzi szlak czarny, wiodący na szczyt Koziego Wierchu, należącego do szczytów Orlej Perci.
Niestety, mimo sprzyjających warunków pogodowych nie udało nam się wejść na szczyt. Moje raki stwierdziły, że to nie jest dzień na współprace z moimi butami i niestety cały czas luzowały mi się wiązania. A że teren był dość zmienny - w dolnych partiach ze śniegu wystawała trawa, hacząc o raki, oraz kamienie powodujące, że traciło się stabilizację. Bez raków niestety nie dało rady piąć się pod górę, na samym czekanie nie da rady się wspinać nie mając rakowgo podparcia stóp. Zawróciliśmy w pół drogi. Lekko zawiedzeni, chociaż ja to bardziej wkurzona na to żelastwo :D Ale nic to, gór nam przecież nie przesuną. Jeszcze nie raz sie tam będziemy drapać. Obrażona na sprzęt straciłam z lekka chęć na dalsze dreptanie, ale towarzysz mój najważniejszy namówił mnie, byśmy się przeszli w kierunku Pustej Dolinki.
Pusta Dolinka -
Pusta Dolinka - Mały Kozi Wierch 2228 m n.p.m. - Zmarzła Przełęcz 2126 m n.p.m. - Zamarła Turnia 2179 m n.p.m. - Kozia Przełęcz 2137 m n.p.m. - Kozie Czuby - Kozi Wierch 2291 m n.p.m.
|
W Pustej Dolince
Weszliśmy na pobliskie skałki z zamiarem naładowania czekoladowych baterii i wtedy ten dzień zmienił się w najpiękniejszy i najważniejszy dzień mojego/naszego życia, bo... ;] Nawet teraz, jak sobie o tym przypominam, to od razu się cieplej robi. Tak, zawsze mówiłam, że Tatry to magiczne miejsce!
Dzień drugi naszego pobytu powitał nas bardzo mglistą aurą, która niestety utrzymała się do końca dnia. Na dokładkę mocno wiało i w góry wy...