Jako, że czas w podóży się nam trochę dłużył, a sam dojazd nas lekko zmęczył, trzeba było doładować akumulatorki, coby na cały pobyt starczyło. W związku z tym dzień mieliśmy zaplanowany na bardzo lekko (w sumie cały ten urlop był na lajcie, bez spiny i gonitwy).
Śniadanko trzeba wszamać, bo głód okrutny - chorwackie noce wysysają energię chyba. Przypuszczamy więc atak na pobliski market i pekarę, by już po chwili cieszyć się nabytą za "zwierzynę" zdobyczą.
Posileni, robimy użytek z tego całego majdanu, który ledwo wlazł do bagażnika, i spadamy na plażing, coby słoninkę wytopić, a i kolorku trochę złapać - w moim przypadku słońce okazało się być fantazyjnym malarzem na miarę Picasso i wyczarowało mi opaleniznę w łaty. Relaks popodróżowy pełną gębą. Temperatura idealna (jakieś 26 stopni), lektura górska, Radler, skrzeczące mewy i mało ludzi - lubimy to! Do tego wszystkiego arcy-seksowne buciki do wody, coby się jeżowce naszymi stopami za bardzo nie cieszyły i można się wakacjować. :)
Aura do pływania idealna
Cypelki zawsze były oblegane - Nigdy nie udało nam się tam wbić
Jestem zakochana w tych wszystkich białych/jasnych domkach - Idealny kontrast z błękitem
Promenada przy plaży - W szczycie sezonu pewnie jest oblegana przez tłumy
Kamienista plaża - Uwielbiam te kamyczki, mimo że wyglądają podobnie do tych, jakie babcie lubią wysypywać wokół grobów.
Popołudnie zamierzaliśmy spędzić w pobliskim Trogirze, ale wyłażące zza gór chmury skutecznie ostudziły nasze zapały. Zanosiło się sążnie i pozostawało kwestią czasu, kiedy pierdzielnie deszczem. Jednak tego dnia chorwackie chmury okazały się być wyjątkowo dowcipne i postanowiły zachować opad na inną okazję.
Nie ma jednak tego złego, coby na dobre nie wyszło. Trogir nam nie uciekł, bo dopadliśmy się do jego starówki już dnia następnego i fakt, muszę to stwierdzić, jest wyjątkowo malowniczym miejscem.
Jako, że czas w podóży się nam trochę dłużył, a sam dojazd nas lekko zmęczył, trzeba było doładować akumulatorki, coby na cały pobyt starc...