Na przedłużony, sierpniowy weekend w Beskidach byliśmy napaleni (ja jakby bardziej, hue, hue) już na początku maja, kiedy to poczyniła...
Wroblog, Wroblog i po Wroblogu, ale zanim wszystko dobiegło końca zaliczyliśmy jeszcze instawalk po wrocławskich zakamarkach - polec...

Ponieważ bloger to - wbrew pozorom - stworzenie stadne, chętnie bierze udział w różnej maści przedsięwzięciach i aktywnościach. I nie chodzi tutaj wyłącznie o branżuniowe konfy, porównywanie zasięgów i chmielworking. Choć to też czas zacny, miły i owocny.
Jako, że #WroBlog nie mógł się zakończyć wyłącznie na sobocie, organizatorki zadbały również o niedzielne atrakcje.
Na pierwszy ogień poszedł instawalk po wrocławskich zakamarkach. A jak instawalk, to zdjęcia. Dużo zdjęć, więc nasze wewnętrzne Japończyki zacierały łapki i skrzętnie ładowały baterie w fotosprzętach. Był tylko jeden minus. Niedzielna aura postanowiła wyjątkowo dorzucić do pieca. Był gorąc niczym w piekle. Tym większe barwa dla nas, że nam się chciało wypełzać z chaty. Normalnie, przy takiej pogodzie, raczej uciekamy gdzieś, gdzie jest chłodniej, a gdyby się dało, to i do lodówki byśmy wleźli i nie wychodzili z niej do końca lata.
Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Karola Franieczek (@zycie.me)
W samo południe (sic!) stawiamy się w miejscu zbiórki pod wrocławskim Monopolem. Hotelem, nie sklepem. Grzeczni byliśmy. Już w oczekiwaniu na resztę grupy pomału się roztapiamy. Żeby nie powiedzieć, że pozwalamy słońcu na wytopienie z nas zjedzonych w ostatnim miesiącu burgerów i ciastek.
Instawalk był zaplanowany z myślą o blogerach przyjezdnych, a ostatecznie wyszło tak, że większość była z Wrocławia. Po co więc Wrocławiakom łazić po mieście, które oglądają na co dzień? W dodatku w dzikim upale?!
Jaki Wrocław jest, każdy widzi. Większość miasto chwali, przyjezdni się nim zachwycają, bo urody odmówić mu nie można. Po spacerze wiemy jedno. Dupy z nas, a nie Wrocławianie. Tymi zostaniemy, gdy poznamy wszystkie wrocławskie zakamarki, wnętrza i czeluści, oraz nauczymy się na co dzień zadzierać łby wysoko, by podziwiać mnogość architektonicznych detali. A tych mamy we Wrocławiu pełno. Plan na jesień - robić foto tournée po wrockowych klatkach schodowych, a tymczasem dość wywodów. Pora na kilka zdjęć. W końcu poszliśmy focić.













Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Karola Franieczek (@zycie.me)


Ponieważ bloger to - wbrew pozorom - stworzenie stadne, chętnie bierze udział w różnej maści przedsięwzięciach i aktywnościach. I nie ch...

Bloggers gonna blog
WroBlog - Ale, że o co cho?!
Nie śpię, piszę bloga!
WroBlog & Ludzie
Nie byłoby Wrobloga, gdyby nie ludzie, których łączy wspólne działanie i frajda z tworzenia w internetach. To właśnie podczas takich spotkań jeszcze bardziej czujesz, że to, co robisz, ma sens. Tutaj nikt nie popatrzy na Ciebie z politowaniem i nie powie: ale co to, ten blog i na co to komu?! Pozytywne nastawienie i życzliwość wylewają się uszami. Normalnie miłość, przyjaźń, jednorożce. Tak więc nawet jeśli na co dzień trochę odludek z Ciebie (jak i ze mnie), to wśród pozytywnych ludzi i tak się odnajdziesz. A żeby poczuć się pewniej zawsze możesz przyciągnąć ze sobą jakąś duszyczkę, z którą masz dobry kontakt (chociażby tylko w internetach). W ten sposób do rejestracji namówiłam Jacka. Myślałby kto, że mam takie moce sprawcze. :D
Wroblog & Wiedza
Człowieki, człowiekami, luźne gadki, śmiechy, chichy, głupoty i nawiązywanie nowych kontaktów, swoją drogą, ale w tym wszystkim nie można zapomnieć o sporej dawce wiedzy, którą w sposób bezbolesny (mimo, że w uczelnianych ławkach) i nierzadko z humorem, przekazują ci bardziej doświadczeni.Z mojej strony wielkie dzięki dla prelegentów i panelistów za to, że chcieli się podzielić wiedzą, doświadczeniem, zwrócić uwagę na ważne i przydatne w blogowaniu kwestie. Wyznanie miłości leci więc do Uli, Konrada i K., Andrzeja, Krzysztofa, Pawła, Janka, Moniki oraz Marty. Wiedza rzeczowa i konkretna, bez przynudzania i zbędnych pierdoletów.

A po wszystkim nadszedł wieczór, a wtedy działy się cuda i dziwy. Znaczy się o dziwach nic mi nie wiadomo, wszak wszyscy grzeczni byli, a po afterku zapewne równie grzecznie pochrapywać poszli, coby mieć siły na niedzielne aktywności spod znaku instawalku i eksploracji wrocławskiego Afrykarium. Będą foty, stay tuned!
W zeszły weekend Wrocław przeżywał oblężenie. Z jednej strony najechany został przez fanów rockowego brzmienia, a z drugiej przez blogerów,...

Jałowcówka w Koszarawie - Miejsce, gdzie aktywność splata się z błogim spokojem
Koszarawa - A cóż to? A gdzież to? Ręka w górę, kto z Was - bez sprawdzania na mapie - wie, gdzie owa miejscowość się znajduje? Wyłą...

No bo przecież góry - jakie by nie były - to wolność, przestrzeń, miejsce dla każdego, gdzie ów każdy może się spełniać na swój sposób - wędrować dolinami, wdrapywać się na szczyty, pokonywać łatwe i trudne szlaki, czy nieznakowane ścieżki, podglądać świstaki i kozice, leżeć w trawie dzień cały, biegać, czy sponiewierać się wyrypą życia, chcieć więcej, mocniej i dalej. Dla każdego coś miłego - na spokojnie i z adrenaliną, na szybko i z większym namaszczeniem. Takie to było dla mnie oczywiste i normalne.
O, słodka, moja naiwności! - Szepnęłam, gdy moje oczy ujrzały poniższe wywody.
Nie podaję autorów tych wypowiedzi, bo to nie o to chodzi. Pisownia poniżej cytowanych słów - oryginalna.
Kurwa !!!!!!!!!! czy ktos kto kocha gory moze odpowiedziec mi na takie pytanie ????Co ci ludzie maja z tymi rekordami wejsc na szczyty???Jeden kurwa w ciagu 30 dni zdobywa Sniezna Pantere,inny chce wbiec na Mount Everest,ktos inny na boso zapierdala po Tatrach i wiele wiele innych ........Kurwa !!!! ludzie !!! z gor robia silownie ???Gory sie kocha.......samo przebywanie w gorach to szczescie i spelnienie.W jeden dzien idziesz sie wspinac,w drugi robisz trekking w trzeci robisz ferrate i wiele wiele innych rzeczy.Czy w kazdym z tych dni trzeba pobijac rekordy????Czy nie jestescie szczesliwi przebywajac w gorach??A nawet jesli zrobicie cos czego wczesniej nie zrobiliscie np wspinaczka w wyzszym stopniu niz do tej pory zrobiliscie to czy ta sama sciane bedziecie robic potem na czas ?????Pierdolenie ze czlowiek chce sie pnac do gory...............skoro chcesz pnac sie do gory to sa pewne limity.Wielu ludzi traktuje gory jak kupe kamieni do pobijania swych rekordow,do podniesienia swego EGO a przeciez nie o to chodzi.Gory maja DUSZE i trzeba ja szanowac......
kurwa jutro sobie wbiegne na Monte Vettore na 2476 m i pochwale sie wynikiem...........i bede zapierdalal jak glupi do gory bez czucia gor ,bez ich zpachu bez przystankow na zachwycanie sie krajobrazem z gory.............kurwa ten swiat jest chory
Ja bym im wszystkim zaproponowal zdobycie Mount Everest kurwa NAGO !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
zgadzam sie z Toba ! Gory maja dusze ale Ci wszyscy zapierdalacze traktuja je jak silownie !to bardzo przykre ! oni nie maja gdzie sie pokazac w mediach dlatego tam to czynia!
Ludzie potrafia obrzydzic wszystko.Kiedys w gorach nie bylo tylu ludzi co dzis.Jak ktos dreptal po gorach to z kultura i odpowiednim ubiorem i sprzetem.Teraz syf w baletkach .A te rekordy to po to ze bylem i zrobilem ;)bez serca
Za każdym razem, gdy tylko pomyślę, że nic mnie już w ludzkich działaniach i zachowaniu nie zdziwi, zostaję w mej naiwności szybko spro...

Jeszcze przed wyjazdem na urlop do Austrii wiedzieliśmy, że powrót - jak zwykle zresztą - nadejdzie zbyt szybko i będzie bolesny. Nigdy...

Ostatniego dnia naszej urlopowej, alpejskiej łazęgi zdradziliśmy na chwilę Tyrol i przenieśliśmy się do Vorarlbergu , gdzie naszym cele...

W środku nocy obudził nas szum i bębnienie deszczu w okno dachowe. W półśnie wyartykułowałam do siebie: 'No, to by było na tyle, jeśli o sprzyjające warunki pogodowe chodzi', a gdy rano zadzwonił budzik, w pokoju przeważała szarość nawet pomimo odsłoniętych zasłon. Na zewnątrz siąpiło, okolicę pochłonęła listopadowa ponurość, a dolina tonęła w morzu niskich chmur, które zdawały się całować czubki drzew na wysokości naszego balkonu.
W środku nocy obudził nas szum i bębnienie deszczu w okno dachowe. W półśnie wyartykułowałam do siebie: 'No, to by było na tyle, jeś...




Środa z założenia miała być dniem spokojniejszym, bez szczególnych wyryp i biegania z językiem wywalonym na brodę. Równie dobrze mogło tego...

Nastał kolejny dzień, nasz urlop nabierał rozpędu, pogodowa aura w dalszym ciągu dawała znać, że nas lubi, a kolejne punkty z naszego planu wyczekiwały spotkania z nami. Ponieważ za sobą mamy dwa (a w zasadzie to dwa i pół) szczytowania - jedno na Rauher Kopf, a drugie na Greitspitze - tym razem obieramy sobie za cel miejscówkę płaską, co nie znaczy, że nisko położoną. Co to, to nie. Wtorek sponsorowało wyjście nad Madleinsee 2437 m n.p.m., leżące - jak się później okazało - w miejscu niezwykle urokliwym i generującym wzmożony ślinotok.
Nastał kolejny dzień, nasz urlop nabierał rozpędu, pogodowa aura w dalszym ciągu dawała znać, że nas lubi, a kolejne punkty z naszego pl...

Po bardzo owocnym i widokowym dniu, kiedy to z bananem na gębach wtarabaniliśmy się na Rauher Kopf , minęła noc, a słońce znów śmiało zaglą...

#PomocMierzonaKilometrami - Z czym to się je?

Ale ja nie biegam!
Zrób coś dla siebie, robiąc coś dla innych - #PomocMierzonaKilometrami
Człowiek to z natury stworzenie dobre, w większości lubiące pomagać innym. A gdy nikt go do owego pomagania nie przymusza, nie nachodzi w m...

W końcu nadszedł czas na pierwszą - wyczekiwaną niczym upragniony urlop - relację. Będzie leśnie, słonecznie, sielsko i - przede wszystkim ...



Osobiście szczerze polecamy nocleg w kameralnym pensjonacie Gidis Hof. Nie będziesz zawiedzony.
Planowanie tegorocznego urlopu zaczęłam kreślić już w styczniu. Miało być inaczej niż zwykle. Mniej przytyrki, a więcej relaksu. Nie za...

PROLOG
Był luty i dzień, jakich wiele. Tamten jednak zapisał się w historii górskiej blogosfery, dając początek czemuś większemu. To właśnie wtedy - 22 lutego - Gosia aka Ruda z wyboru rzuciła na swym twarzoksiążkowym fan page'u następującymi słowami:Halo halo górskie blogery! Większość z Was doskonale kojarzę i już sobie wypisałam w swoim magicznym notatniku, ale na pewno o kimś zapomniałam. Także tego, kto bloga o tematyce górskiej prowadzi, ten się chwali w komentarzu! Bo mi się coś urodziło w głowie. Na razie ciiiiii...
Cisza ze strony Rudej nie trwała długo, a jej dalsze działania zaowocowały utworzeniem twarzoksiążkowej grupy, gdzie zwołała gromadkę górskich wariato-ludzików i przedstawiła im swój pomysł, coby porządzić bardziej, razem. Wszak w kupie siła!
I tak doszliśmy do sedna - Miało się odbyć pierwsze spotkanie górskiej blogosfery. #BloGórsfera miała stać się faktem. <Jupijajej!>
Wszyscy, jak jeden mąż, wyrazili zainteresowanie i byli napaleni, jak szczerbaty na suchary, jarając się przy tym, jak trawy jesienią i mając już wizję naszego spotkania w górach. Namacalnie o góry się jednak nie otarliśmy, ale swoimi osobami, górską zajawką i pasją, przenieśliśmy je na ten ostatni weekend w miejsce zupełnie niepagórowate, z którego mimo wszystko stworzyliśmy naszą małą, górską mekkę. Po ostatnich wydarzeniach, Radom już nigdy nie będzie tylko Radomiem ze swoją chytrą babą.
BOHATEROWIE OPOWIEŚCI
9 lipca A.D. 2016 z różnych stron Polski, pokonując mniej lub więcej kilometrów (tym razem nie na piechotę, a korzystając z dobrodziejstw transportu publicznego i posiadanych wehikułów), do Radomia dotarli następujący blogo-górscy bohaterowie:Gosia - Ruda z wyboru, sprawczyni całego zamieszania, matka wydarzenia
Ania i Mateusz - Zabieszczaduj
Ania i Jarek - Czar Gór
Sylwia i Piotrek - Góromaniacy
Magda i Tomek - Wieczna Tułaczka
Agata i Bartek - My Way To Heaven
Krzysiek - Pionowe Myśli
Bartek aka Morguś - Morgusiowe Wędrówki
Karola i Piotrek zwany Frankiem - Życie Me, my w sensie
Kasia - Szukając Słońca
Mateusz i Darek - Zieloni w Podróży
Gośćmi specjalnymi, którzy uświetnili nasze spotkanie, porwali opowieścią, służyli radą, uczyli i inspirowali byli:
Andrzej Marcisz - petarda taternictwa i wspinaczki z olbrzymimi sukcesami na swoim koncie. Człowiek, dla którego tatrzańskie skały, granie i turniczki nie mają żadnych tajemnic. Zrealizował wariant wspinaczkowego przejścia Głównej Grani Tatr Wysokich. SZACUN! Pasjonaty z osiągnięciami zawsze miło posłuchać.
Magda Jelonkiewicz-Bałdys ze Skills Factory - nasza wydarzeniowa mugol-ka, która nas pocoachowała, opowiadając o personal brandingu, podrzuciła garść, a nawet szuflę wskazówek, pozwoliła otworzyć głowy na nowe.
W pozostałych rolach:
Wszelkiej maści radomskie człowieki, jakie pojawiały się na naszej drodze - ściankowicze, tkalniozagadkowcy, etc.
AKT I - ZNALEŹĆ WYJŚCIE
Miejsce akcji: Tkalnia ZagadekCo zrobić z osiemnaściorgiem ludzi, którzy znają się wyłącznie z internetów, a swoje twarze kojarzą tylko ze zdjęć zamieszczanych na blogach? Podzielić ich na trzy mieszane grupy i pozamykać w pokojach. Niech sobie radzą. Niech współpracują i znajdą wyjście.
O takie zadanie wystarała się dla nas Gosia, a ludzie z Tkalni Zagadek zgodzili się nas ugościć w swoich tajemniczych pokojach pełnych ukrytych szyfrów, gdzie zostaliśmy zamknięci. Mieliśmy do rozwiązania szereg zagadek i łamigłówek. Aby się wydostać musieliśmy współpracować i wspólnie dopasowywać elementy układanki. Nierzadko szukając odpowiedzi zupełnie od tyłka strony. Bez tego, wyjście z pokoju nie stałoby się naszym udziałem. A wtedy... żegnaj kolacjo, żegnaj piwo, żegnaj kiełbasko, żegnajcie chipsiki. Napiszę Wam jednak w sekrecie, że nasza #drużynajedynek rulezzz.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji brać udziału w takiej zabawie, polecamy, bo jest masa frajdy przy szukaniu wskazówek i odpowiedzi. A sama Tkalnia działa nie tylko w Radomiu i ma swoje pokoje również w innych miastach.
AKT II - NAUKA I INSPIRACJA
Miejsce akcji: Pięterko w Centrum Wspinaczkowym GrotaNasze wymięte zagadkami mózgi złapały trochę oddechu, by już za moment dać się ponieść inspirującej opowieści Andrzeja Marcisza, z której wynikało dla nas jednoznacznie, że pasja ma moc niesamowitą i pcha człowieka do rzeczy, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się zupełnie szalone i niemożliwe do zrealizowania. A jednak - da się. Solidna dawka zdjęć tatrzańskich widoków, połączona z wieloma opowiadaniami sprawiła, że upływający czas przestał mieć znaczenie. Było trochę o wspinaniu, kilka livehack-ów i ogromne pokłady wiedzy o Tatrach.

Po tatrzańskiej prelekcji - mimo wakacji i czasu urlopowego - przyszła pora na naukę, którą starała się nam bezboleśnie zaaplikować Magda Jelonkiewicz-Bałdys ze Skills Factory.
A jak działać z górskimi człowiekami bezboleśnie? Dać im długopisy, kartki, flamastry i kredki, a potem obserwować, jak z ludzkiego i kredkowego chaosu wyłania się obraz każdego z uczestników, tak by wszyscy mogli skonfrontować swoje wyobrażenia, jakie mieli o innych na podstawie śledzonych wcześniej blogów. Co mi dały te warsztaty? Kopa w tyłek, by dalej działać i podbudowały zdecydowanie moją zwykle wycofaną i nieśmiałą osobę. Ale, jak się trafia na "swoich" to nie może być inaczej.

AKT III - INTEGRACJA
Miejsce akcji: Teren Centrum Wspinaczkowego Grota, przy udziale grilla, naprędce zorganizowanego umeblowania i zdobyczy jedzeniowo-pitnych.Jakby nie było, nie samą nauką człowiek żyje, a i głównym założeniem Gosi było zebranie nas razem, żebyśmy przestali być dla siebie tylko ludzikami z internetów. Mieliśmy się poznać i zintegrować. Skoro inni blogerzy potrafią się skrzyknąć, to "górale" nie mogą być gorsi i pozostawać w tyle.
Integracja przebiegała cały czas. Od wizyty w tkalni, poprzez wspinaczkę na ściance, po warsztaty, aż na grillopogaduchach kończąc.

Zanim jednak wszyscy zasiedliśmy na szamanko, musieliśmy iść co nieco upolować, coby mieć czym grillowe ruszta obłożyć.
Tak więc ekipa w zwartym szyku udała się na okoliczne łowiska spod znaku siedmiokropki i rere-kumkum. Droga została przebyta sprawnie. Obyło się bez poręczowania i zakładania obozów pośrednich, a wyprawa zakończyła się sukcesem i już po niedługim czasie na rusztach spiekały się na murzynka kiełbatrony*, a gardła chłodziła złota ambrozja.

*kiełbatron - Nie mylić z Megatronem, ani innym Deceptikonem. To po prostu określenie na kiełbaskę autorstwa Madzi z Wiecznej Tułaczki, które z powodzeniem zostało przejęte i używane przez resztę ekipy.
EPILOG, a właściwie PODZIĘKOWANIA
Przede wszystkim dla Gosi za pomysł i chęci jego realizacji, bo ogarnięcie ludzi i miejsc to nie jest takie hop-siup. Wyszło świetnie. Mimo kilometrów, jakie musieliśmy przejechać (czemu ten Radom tak daleko, ja się zapytowywuję?!), nie żałujemy ani chwili z tych, które spędziliśmy z gronem pozytywnych ludzi, wśród których mogliśmy być sobą, śmiać się z głupot i cieszyć chwilą bez krępacji. Ludziska, dzię-ku-je-my!Oczywiście spotkanie w takiej formie nie odbyłoby się bez wsparcia innych osób. Dlatego raz jeszcze - SERDECZNE DZIĘKI!
- dla Andrzeja Marcisza i Magdy Jelonkiewicz-Bałdys, którzy podrzucili nam garść informacji i inspiracji
- dla CW Grota, bo dzięki tej ekipie mieliśmy się gdzie podziać, przespać i przeżyć swoje pierwsze ściankowe razy

- dla Tkalni Zagadek, dzięki której mogliśmy odkryć w sobie detektywa
- dla Nikwax za pakiet maścideł do czyszczenia i impregnacji naszego górskiego i outdoorowego odzienia
- dla Helios za wsparcie
- dla wspaniałych ludzi z internetów, którzy wsparli projekt na PolakPotrafi


PROLOG Był luty i dzień, jakich wiele. Tamten jednak zapisał się w historii górskiej blogosfery, dając początek czemuś większemu. To wł...
Jak dobrze przygotować się do trekkingu?
Latem, przy sprzyjającej pogodzie, górskie szlaki przeżywają prawdziwe oblężenie. I dobrze. W końcu nic tak nie ładuje baterii, jak ak...