, , ,

BESKIDY: Rekreacyjny spacer na Jałowiec

27.9.16

Beskidy Koszarawa

Są miejsca, do których - gdyby nie określone zbiegi okoliczności - byśmy raczej nie dotarli, a już na pewno specjalnie się tam nie wybrali, bo siłą rzeczy na pierwszy ogień przy odkrywaniu nieznanej okolicy idą szlaki popularne wśród ogółu turystów. Dopiero w miarę obycia z danym miejscem szukamy kolejnych punktów, które moglibyśmy przechrzcić naszymi niespokojnymi kopytkami.

Gdybyśmy jechali wyłącznie w najbliższy rejon Babiej Góry, nawet by nam przez myśl nie przeszło, by szukać dodatkowo czegoś w okolicy od niej oddalonej. W planie - ze względu na czas - było więc schodzenie szlaków pobliskich. 
Jak już wiecie, plany lekko ewoluowały po przyjęciu zaproszenia z Jałowcówki - pensjonatu położonego w Koszarawie, około 35 kilometrów (w zależności od tego, którędy jedziemy) od Zawoi. Szybkie ogarnięcie mapy pozwoliło nam podjąć taką, a nie inną decyzję. Skoro była możliwość, by również w Koszarawie zaliczyć przyjemną spacerową pętelkę, zdecydowaliśmy się tam pojechać. Tym sposobem, oprócz zaliczenia beztroskiego relaksu, wybraliśmy się na szczyt, od którego nazwę wziął wspomniany pensjonat, a nam dodatkowo kojarzył się z... nalewką.

Jałowiec /1111 m n.p.m./ - bo o nim mowa - to najwyższy szczyt Pasma Jałowieckiego, wchodzącego w skład Pasma Przedbabiogórskiego i wznoszący się nad dolinami trzech rzek - Skawicy, Koszarawy i Stryszawki. I choć sam szlak nie powala niczym nadzwyczajnym, a dla niektórych będzie wręcz nudny, to i tak polecamy go na spokojne podreptanie lub leśne eksploracje rowerowe, bo ścieżek dla cyklistów tam akurat sporo.

Wstępnie mieliśmy zrobić pętlę krótszą, ale ostatecznie delikatnie ją wydłużyliśmy, zahaczając o miejscowość Roztoki, co było strzałem w dziesiątkę, bo na kwaterę ściągnęliśmy dopiero w okolicach kolacji. Gotowi? No to chodźcie z nami.

Rześki poranek po nocy czarnej, jak smoła przywitał nas - o dziwo - delikatnym słońcem, co w porównaniu z dniami wcześniejszymi stanowiło nie lada atrakcję. Tym bardziej się więc cieszyliśmy, że w planie była dłuższa wędrówka. Ruszyliśmy standardowo po śniadaniu. Wystarczyło wyjść za pensjonat, przejść przez mostek nad Koszarawą i już mogliśmy dreptać w górę, do końca miejscowości, w kierunku Przełęczy Cichej.

Przełęcz Cicha



Tutaj zapuściliśmy się częściowo szlakiem, a częściowo ścieżką rowerową w leśne błota i ostępy, które towarzyszyły nam przez większość dnia. Czy muszę dodawać, że znowu wszystkie okoliczne pajęczyny lądowały na mojej gębie? Takie życie kurdupla.

Leśna dróżka poprowadziła nas pod szczytem Opuśnioka, pozwoliła nawet się trochę zasapać, zakopać w liściach, milion pińcet razy potknąć, ale przede wszystkim chłonąć ciszę i spokój. W podobnych okolicznościach, choć już trochę ścieżką, a ciut na szagę zeszliśmy do miejscowości Roztoki, gdzie mieliśmy wejść na szlak żółty.

Napotkani miejscowi raczej nie mają na co dzień turystycznych tabunów, więc raźno się przywitali z dwójką plecakowiczów, sugerując jednocześnie, że (J)jałowiec to najlepiej procentami zalać. Nasze wcześniejsze skojarzenie z nalewką było więc jak najbardziej na miejscu. Nie zabierając napotkanym mieszkańcom czasu podreptaliśmy dalej, do całkiem przyjemnego - choć małego - wodospadu. Całkiem fotogeniczna kaskada.




Dalej kierujemy się w stronę Polany Krawcowej, a idąc leśną ścieżką przyrodniczą mijamy pomnik przyrody w postaci ponad dwustuletniego Świerka Siłosława. Przy okazji warto dodać, że w Paśmie Jałowieckim spotkać można jeszcze inne, potężne i sędziwe drzewa, chociażby buki, czy jodły. Dendrofile mieliby tutaj używanie. Ale nie ma się co dziwić, bo las jest bardzo ładny, a drzewostan w większości w dobrej kondycji.






Z Polany Krawcowej na szczyt Jałowca jest niby trzydzieści minut. Niby niewiele, a uziajałam się koncertowo, więc z lubością uwaliłam tyłek na trawie, jak już wpełzliśmy na górę. Szczyt jest wprawdzie niemal całkowicie zalesiony, ale szczytowa polana pozwala cieszyć ślepia przyjemna panoramą w kierunku Babiej Góry, Mędralowej, czy Pilska. Można siedzieć i się gapić, i siedzieć, i zagryzać czekoladę, i kabanosy, i się gapić.




Jak tak człek zalegnie, to ciężko dupę podnieść 

Krzyż postawiony w roku 2000 przez mieszkańców Stryszawy i upamiętniający pobyty kardynałów: Wyszyńskiego i Wojtyły

Poza nami na górze jest kilka osób. Jedni biwakują, inni buszują w borówkach. A jest gdzie buszować i co zbierać, bo borówkowych krzaczków ci tam dostatek. Sami po drodze się objadaliśmy. Mniamuśnie było!

Posiedzieliśmy, trzeba się było zbierać, więc ruszyliśmy szlakiem żółtym, przez Halę Trzebuńską do Czerniawej Suchej i dalej za zielonymi znakami do Koszarawy.






Czasowo idealnie, kopytka się jeszcze dobrze nie zorientowały, że mogłyby już zacząć boleć, więc cały dzień bardzo na plus, mimo że bez spektakularnych widoków i panoram. Jeśli więc będziecie w okolicy, miejcie ten rejon na uwadze. Choćby dlatego, że tłumy Was tam nie dopadną.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM