Fakt istnienia sponsoringu nie powinien w obecnych czasach nikogo dziwić, a tym bardziej oburzać.
I bynajmniej nie mam tutaj na myśli galerianek, czy chłoptasi obracających starsze panie za mniej lub bardziej drogie gifty. O co więc chodzi?
Fot. FB
Chodzi oczywiście o pomocną dłoń dla osób prywatnych, przedsięwzięć, nauki, sportowców, akcji charytatywnych, etc. - działań, które mają na celu wsparcie sponsorowanego, przy jednoczesnej promocji sponsorującej osoby czy instytucji.
Niby nic dziwnego, kolejny rodzaj działań marketingowych, jednak zawsze znajdzie się ktoś, komu takie poczynania będą przysłowiową solą w oku, wywołującą ból miejsca, w którym kończą się plecy.
Nie inaczej było w przypadku Adama Bieleckiego i jego planowanego udziału w zimowej ekspedycji na górę gór - K2. Gdy na jego twarzoksiążkowej ścianie pojawił się status z informacją o zbiórce środków na wyprawę, nie trzeba było długo czekać, by pojawił się typowy cebulak ze swoją maluczką filozofią i hasłami, że to wszystko to głupota i czyste żebractwo.
Na nic zdały się argumenty innych osób, próbujących wytłumaczyć mu zasadę sponsoringu i jego zasadności. Wspomniany człowiek za punkt honoru obrał sobie chyba wypluwanie codziennej porcji żalów, frustracji i oburzenia faktem, że teraz to wszystkim, na wszystko trzeba dawać i płacić za ich marzenia i sławę. Tak, zdecydowanie, fejm przede wszystkim.
Biedak nie ogarnął, że homo-sapiens posiada taką moc tajemną, jaką jest wybór. Skoro więc nie chce uczestniczyć w takich sponsoringowych przedsięwzięciach jego prawo, nikt go za to nie zlinczuje. Może siedzieć cicho, wespół ze swoimi myślami i być spokojny o swoje kieszenie i portfel.
Skoro więc sponsorowanie jest takie złe, be i w ogóle fuj, zaprzestańmy dotować sportowców, naukowców, badaczy, szkoły, czy inne potrzebne ludziom instytucje. Weźmy rozwód z marketingiem, nie bawmy się w promocję naszego kraju i rodaków.
Idąc tokiem rozumowania wspomnianego "kolegi" jedyną i słuszną pomocą będzie wsparcie potrzebujących, a najlepiej głodujących dzieci w Afryce. Natomiast, jeśli ktoś zechce realizować swoje pasje i marzenia musi się urobić, najlepiej w kamieniołomie, ku uciesze tych wszystkich utyskujących płaczków, coby żyło im się lepiej.
Mam cichą nadzieję, że jednostki cierpiące na cebulakowatość kiedyś wyzbędą się tej przypadłości i będzie im dane realizowanie swoich pasji i celów - również z pomocą innych.
Tymczasem trzymam kciuki za powodzenie wyprawy. Niech karawana do marzeń się nie zatrzymuje.
Fakt istnienia sponsoringu nie powinien w obecnych czasach nikogo dziwić, a tym bardziej oburzać. I bynajmniej nie mam tutaj na myśli ga...