Z utęsknieniem wyczekiwaliśmy długiego majowego weekendu, a ponieważ na typową majówkę nie było czasu, wykorzystaliśmy drugi długi weekend - majowo-czerwcowy. Na cel poszły szczyty wchodzące do Korony Gór Polski. Trzeba wykorzystywać każdą nadarzającą się okazję do ich zdobywania. :)
Ruszając z Wrocławia skoro świt - trochę trzeba było jednak przejechać - wpatrywaliśmy się w niezliczoną ilość chmur na niebie, licząc po cichu, że pójdą sobie w pierony albo ewentualnie, na czas naszego wyjazdu, zostaną grzecznie we Wrocławiu.
Do Opola wszystko zapowiadało się znośnie, nawet słońce co jakiś czas wygrywało z zachmurzeniem i oślepiało porannym blaskiem. Była to jednak radość przedwczesna, gdyż spory kawałek przed Krakowem przywiatała nas ściana wody tak ogromna, że wycieraczki miały ochotę skapitulować, a ja się zaczęłam zastanawiać, z czego by tu ewentualnie zrobić ponton, tudzież inne urządzenie pływające.
Kolejną myślą było: No to chyba będzie nam dane spędzenie całego dnia w aucie, bo chyba nikt normalny w taką ulewę się na szlak nie wybiera, choćby nie wiem, z jak daleka jechał.
No ale pojechaliśmy, w końcu nie mieliśmy w planie zatrzymywania się na środku autostrady. Tak ambitnie pojechaliśmy, że minęliśmy zjazd, którym mieliśmy zjechać z Autobahnu. Jak się za niedługi czas okazało, wyszło nam to na dobre, bo gdy dojechaliśmy do miejsca, w którym mieliśmy wyruszyć na szlak, deszcz postanowił nas oszczędzić. Stwierdziliśmy, że trafiliśmy do strefy odgraniczonej od deszczu.
![](https://4.bp.blogspot.com/-EKJwlU7LhtU/T2S1C3np9cI/AAAAAAAAGgY/jCoPMrXHZzo/s1600/24px-POL_Szlak_zielony.svg.png)
Lubomir jest najwyższym szczytem w paśmie Lubomira i Łysiny. Jednak nie oczekujmy widoków ze szczytu. Dlaczego? Ano dlatego, że króluje tam las. Jednak taki leśny spacer to idealny relaks, mimo że bywa lekko męczący. :)
Nim nasze sylwetki skryły się w leśnej i mglistej gęstwinie, mogliśmy uraczyć swoje oczy widokiem tańczących chmur ponad niżej położonymi osadami. I mimo naszej niechęci do deszczu to, trzeba to przyznać, bez niego nie byłoby tego chmurnego spektaklu.
Widoki na Lipnik i Wiśniową skryte poniżej
Idziemy niespiesznie, uważając, gdzie stawiamy kopytka, bo po deszczu było ekstremalnie ślisko, a leśny szlak pełen był liści i wystających korzeni, na których najłatwiej o upadek przy takiej aurze.
Idziemy, czujemy lepkie, parujące powietrze. Ciężko stwierdzić, czy to mgła, czy nisko snujące się chmury, ale las wyglądał, jak zaczarowany.
W nienaruszonym stanie - widać, że nikt tamtędy przed nami nie szedł tego dnia.
Idąc, mijaliśmy leśnych towarzyszy, którzy nic sobie nie robili z naszej obecności.
Salamandra plamista
Po około dwóch godzinach jesteśmy na szczycie, gdzie przychodzi pora na dokumentujące zdjęcia.
Na szczycie stoi obserwatorium astronomiczne im. Tadeusza Banachiewicza. Niestety, tego dnia, było zamknięte.
![](https://3.bp.blogspot.com/-T9RLtaEjmT8/T2S1CPMmRqI/AAAAAAAAGgE/dPceO_F_XlM/s1600/24px-POL_Szlak_czerwony.svg.png)
![](https://4.bp.blogspot.com/-EKJwlU7LhtU/T2S1C3np9cI/AAAAAAAAGgY/jCoPMrXHZzo/s1600/24px-POL_Szlak_zielony.svg.png)
Kapliczka na szczycie
W drodze powrotnej
Spokojnym krokiem zeszliśmy na dół i udaliśmy się do Szczawy, gdzie czekał na nas nocleg. Gdy dojechaliśmy na miejsce znowu lunęło, a nam nie pozostało nic innego, jak rozpoczęcie szamańskich tańców, w celu przegnania deszczu.
![Lubomir](https://1.bp.blogspot.com/-g9xrskOOgKw/Vv_qch141ZI/AAAAAAAAWzg/6-q7kOfrFFYABzXeZKdnHNoQJ-IOBrXFg/s1600/Lubomir.png)
Z utęsknieniem wyczekiwaliśmy długiego majowego weekendu, a ponieważ na typową majówkę nie było czasu, wykorzystaliśmy drugi długi weekend ...