, , , , ,

Naleśniory-Expedition-2016 cz. 3 | Karkonoskie Kotły i Wodospad Szklarki

7.6.16

Krajobraz Karkonoszy

Słaby zachód słońca na Szrenicy dzień wcześniej sprawił, że tliła się we mnie iskierka nadziei na być może lepszy wschód. Mimo zmęczenia nastawiłam budzik na barbarzyńską godzinę, by móc się zerwać z ciepłego wyrka i rozeznać w sytuacji, jednak moje chęci nie zostały wynagrodzone słonecznym spektaklem. Nie, to nie. Bez łaski.
Pozostawało więc podrzemać do bardziej ludzkiej pory, co też uczyniłam. Szybkie śniadanie, gorąca herbata i mogłam zwijać klamoty. Mimo, że pora była już bardziej ludziom przyjazna, opuszczałam schron jako jedna z pierwszych. Spotkani na korytarzu jeszcze mocno zaspani sąsiedzi zdawali się pytać wzrokiem: Gdzie Ty babo leziesz o tej porze?!

Widok ze Szrenicy
Widok ze Szrenicy

Grzechem jednak by było, gdybym taki poranek przegniła w wyrze. Było cudownie rześko i jeszcze bardziej pusto, a słońce takie, jakiego życzyłam sobie w sobotę. Ot, delikatna obsuwa, ale nic to. Pięknie było.

Stoję jeszcze chwilę przed schroniskiem i chłonę okolicę do oporu, bo jak zwykle nie wiem, kiedy znowu zawitam akurat tam.
Schodzę standardowo ścieżką przez kosodrzewinę i dobijam do zielonego szlaku, którym mam iść w kierunku Mokrej Przełęczy, a następnie Mokrą Drogą w stronę Schroniska pod Łabskim Szczytem.





Poranne zaspanie robi swoje. Wbijam na szlak zielony jednak wcześniej niż na Mokrej Przełęczy. Wynik tego jest taki, że wędruję sobie ponad Szrenickim Kotłem, wśród skalnego rumowiska, ciesząc oczy raz po raz wyłaniającą się zza kosówki panoramą okolicy. Trochę się dziwię, czemu lezę coraz bardziej w lewo, ale przecież jest tak ładnie, to się nie przejmuję. Kapuję się jednak, żem łoś, jak docieram do szklakowskazu, który wskazuje mi drogę na Halę Szrenicką.

No to, odwrót, pani, odwrót! Na szczęście przeszłam niezbyt długi odcinek drogi, więc nie musiałam się wracać nie wiadomo ile. Nie zmienia to jednak faktu, że obśmiałam swoją ślepotę i zaspanie dokumentnie. W końcu wyłażę z krzaczorów i idę, jak bozia przykazała.

Tu miałam skręcić

Szrenica, pa pa...

Kładka na Mokrej Drodze

Praktycznie cała droga do Schroniska pod Łabskim Szczytem biegnie drewnianą kładką, ułożoną ponad podmokłym terenem karkonoskich torfowisk i łąk. Idzie się szybko, sprawnie i wygodnie, a widoki kłaniają się wręcz do drepczących kopytek. Lubię to!


Gdy docieram pod schronisko, jego mieszkańcy pomału (a to ci leniuszki) budzą się do życia, a pojedyncze osobniki rozkładają się z poranną szamą i kawą na przedschroniskowych ławach. Minus tego obrazka jest taki, że pizga okrutnie.
Ponieważ jednak słońce przygrzewa w plecy, sama zasiadam na dłuższą chwilę i ładuję baterię wszystkim, co mam pod ręką - drugim śniadaniem, krajobrazem i wspomnianym słońcem rzecz jasna. Kto by się przejmował, że wiatr próbował łeb urwać. Toż to Karkonosze w końcu.

Borówczane Skały
Widok z Hali pod Łabskim Szczytem na m.in. Borówczane Skały

Hala pd Łabskim Szczytem
 Hala pod Łabskim Szczytem

Miałam wprawdzie w planach iść dalej zielonym szlakiem i zapuścić się do Śnieżnych Kotłów, pójść do Chatki Wielkanocnej i Śnieżnych Stawków, ale zapomniałam, że w tym czasie ten odcinek szlaku jest jeszcze zamknięty ze względu na okres lęgowy ptaków.

Było wcześnie, więc wątpię, by ktoś mnie tam zatrzymał i próbował wlepiać mandat, ale niech się zwierzątka lęgną i rozmnażają w spokoju i bezstresowo. Innym razem zrobię im "wjazd na chatę".

Z Hali pod Łabskim Szczytem bardzo szybko docieram do odbicia na Czeską Ścieżkę, którą wiedzie szlak niebieski, a nim mam zamiar dotrzeć do kolejnego w ten weekend wodospadu.
Szlak mi się wyjątkowo dłuży. Widoków już zero, bo drepczę lasem, sam szlak w dużej mierze zmasakrowany przez ciężki sprzęt do wycinki i zwózki drewna. Biorąc dodatkowo pod uwagę fakt, że kilka dni wcześniej dość intensywnie padało, muszę patrzeć, gdzie pakuję kopytka, żeby nie ugrzęznąć w czarnej, błotnej mazi.

Idę i idę, a końca nie widać. Potok, który miejscami głośno szumi trochę mnie szczuje, bo dla mózgu to znak, że już tam, za kolejnym zakrętem na pewno będzie zejście do wodospadu. I tak kilka razy. Nie pierwszy raz tamtędy szłam, ale zawsze jest to samo - dłużyzna i wodno-szumiące podpierduchy dla głowy.


W końcu docieram do końca mojej krajobrazowej wędrówki. Wodospad Szklarki cały dla mnie. Tyle razy widziany, a za każdym razem tak samo cieszy oko. Jak mnie informuje pan opiekun przywodospadowego psa bernardyna, mam szczęście, bo właśnie poszła sobie szarańcza w postaci szkolnej wycieczki. Korzystam więc z okazji, by ustrzelić bezczłowiekową fotkę, bo wiem, że ten spokój nie potrwa długo. Zupełnie się nie mylę w moich przeczuciach i już za moment pomost przy wodospadzie przeżywa oblężenie rentierów zza naszej zachodniej granicy. Ja, ja, wunderbar, wunderschön.


Wodospad Szklarki
Wodospad Szklarki

Odpoczywam trochę, bo jednak ten leśny off-road trochę mnie zmęczył, i ruszam w kierunku cywilizacji, do Szklarskiej Poręby Górnej, gdzie ostatecznie zapakuję się w pociąg powrotny do domu. Ponieważ do ciuchajki miałam trochę czasu, nie mogłam sobie odmówić słodkiej i kawowej rozpusty w Fantazji (ul. Jedności Narodowej 14). Tam zawsze robią dobrze moim kubkom smakowym. Tak, nim pomyślałam o zdjęciach, zeżarłam i wypiłam. :D

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM