, , ,

Z wizytą u kapryśnej królewny karkonoskiej - Śnieżka po raz enty

20.6.16

Karpacz Karkonosze Wang

Jakiś czas temu dobre duszyczki rzuciły hasło, coby się wybrać na Śnieżkę, bo 50% ich teamu, mimo swego pochodzenia, na owym pagórze nigdy nie było. Nadeszła więc pora, by ową postać rzeczy zmienić. A z kim, jak nie z nami - oszołomami. Nie trzeba nas było namawiać. Nawet mimo tego, że dopiero co przecież po Karkach dreptałam. Ale to było z drugiej strony, na Szrenicy i w jej bliskiej okolicy, a Śnieżka to zupełnie inna para karkonoskich kaloszy.
Jako, że my wizytę karkonoskiej królewnie składaliśmy milion razy, przystaliśmy na wersję super light, z odrobiną szaleństwa w postaci wjazdu kolejką na Kopę. Miało być szybko i bez sapania. Ostatecznie jednak chęć smaczniejszego spożytkowania monet przeznaczonych na wjazd oraz ambicja pierwszorazowej zdobywczyni wzięły górę i pogalopowaliśmy standardowo z użyciem własnych kopytek. Była więc wycieczka w wersji mniej light, ale za to z widokami pokroju cud_miód_orzeszkowych

Choć prognozy pogody były optymistyczne, to po prześledzeniu tego, co działo się w Karkonoszach kilka dni wcześniej trochę w nie wątpiliśmy. Nasze obawy okazały się niepotrzebne, bo karkonoska królewna Śnieżka była dla nas nad wyraz przychylna i pozwoliła cieszyć ślepia widokami na całą bliższą i dalszą okolicę. Nawet ze szczytu. A to już należy okrzyknąć pogodowym sukcesem, jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że tam w przeważającej części roku niepodzielnie panują chmuro-mgła i pizgawica, przy której ciężko ustać na nogach.

Nasza ścieżka - Nie oddamy!

Karkonosze


Około dziewiątej startujemy standardowo z Karpacza, koło Świątyni Wang i niespiesznym, sobotnim krokiem drepczemy przed siebie niebieskim szlakiem w kierunku Polany i dalej, w stronę najbardziej znanych karkonoskich schronisk - Samotni i Strzechy Akademickiej. Co poniektórzy jeszcze przed Polaną wciągają pierwszą bułkę. I to, w całej mej żarłoczności, nie byłam ja.

Przy Samotni, nad Małym Stawem - w najzacniejszych okolicznościach przyrody - robimy dłuższą posiadówę i wciągamy drugie śniadanie, które standardowo dopychamy czekoladą. Słońce przygrzewa delikatnie, chmury niczym big milki płyną na niebie i jest tak miło, że aż się nie chce iść dalej, tylko zostać, wyciągnąć na ławkach i wygrzewać wcale nie takie stare kości.

Karkonosze Szlak na Śnieżkę

 Making of


Kocioł Małego Stawu

Leżakowanie będziemy uprawiać innym razem. Podnosimy więc nasze cztery szanowne tyłki i ruszamy z ośmiu kopytek, korzystając ze sprzyjającej aury. Trzeba w końcu doceniać wspaniałomyślność roztaczaną przez karkonoską królewnę.

Na Równi pod Śnieżką zostajemy oczywiście poczęstowani odpowiednią porcją wiatru, żebyśmy się zbytnio do dóbr pogodowych nie przyzwyczajali i nie zapomnieli, że to w końcu królestwo kapryśnej i jaśnie wielmożnej. Nie był to jednak wiatr, który w jakikolwiek sposób mógłby utrudniać lub psuć wędrówkę. Ba, przydawał się nawet w momentach, gdy słońce ponosiło i przypiekało za bardzo.

Ludzików jak mrówków

Pędzeni wiatrem szybko znaleźliśmy się przy Śląskim Domu. Dziki tłum sprawił, że pogalopowaliśmy od razu wdrapać się na górę. Choć stwierdzenie o galopie jest w tym przypadku mocno przesadzone, bo ludzka ciżba skutecznie hamowała i utrudniała sprawne przemieszczanie się w górę. Doświadczyłam kolejki na Giewont, ale żeby na Śnieżkę ludzie pełzli nieskoordynowanym wężykiem?! Tego się nie spodziewałam i nie śniłam o tym w najgorszych koszmarach. Dawno nie użyłam tylu nieparlamentarnych słów.


Karkonosze
"Idzie dysc, idzie dysc, idzie sikawica..." 

Ziuziu


W nagrodę za to, że nikogo nie pogryźliśmy, na szczycie wciągamy nieco słodkości, a potem oddajemy się dokumentacyjnemu foceniu. Robi się jednak zimno (czytaj: zaczyna pizgać złem, a przez szczyt galopują ciemne chmury), więc uciekamy na herbatę do Śląskiego Domu, a potem przez Kopę wracamy do auta. Nie udało się uniknąć deszczu. Na całe szczęście opad był tylko chwilowy, a nasze kolorowe antydeszczowe pelerynki wyjątkowo seksowne. :)


 

Obiadu nie jedliśmy w schronisku. W planie była bowiem wizyta w niedawno otwartej miejscówce. Przeciągnięta pora obiadowa wystawiła na próbę nasze już lekko pustawe brzuszki, które domagały się czegoś więcej niż kanapki, kabanosy i czekolada. 

Szybko! Będzie szamka!

Śnieżka Karkonosze

Ciśniemy więc błękitną strzałę na Rudawy Janowickie i uderzamy do Browaru Miedzianka. To był najlepszy wybór tego dnia. Miejscówka z widokiem, gdzie i nakarmią, i przenocują, i - co najważniejsze w tym przypadku - napoją dobrym piwem. Papu smaczne, w porcjach nie_za_dużo_nie_za_mało, nie zabijające ceną i piwne zakupy, coby je zawieźć do domu i wcześniej smaka kierowcy nie robić. Jeśli będziecie w okolicy, zajrzyjcie, spróbujcie, bo pysznie jest zakończyć pyszny, górski dzień.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM