,

ZAKOPANE ODKOPANE - Paulina Młynarska, Beata Sabała-Zelińska | Recenzja wcale nie gorsząca

28.3.15

Gdy w zeszłym roku w moje ręce trafił egzemplarz Kruca Fuks - Alfabet Góralski nie potrzebowałam szczególnej zachęty, by się zabrać do czytania. Ot, naturalna reakcja górofila - brać góry zawsze, wszędzie i pod każdą postacią. Sama lektura dostarczyła ciekawych smaczków, czystej rozrywki i kupy śmiechu. Nie dziwi więc, że bardzo szybko wzięłam mój czytelniczy celownik kolejną pozycję o górsko-góralskiej tematyce - ZAKOPANE ODKOPANE autorstwa Pauliny Młynarskiej i Beaty Sabały-Zielińskiej (tak, nazwiska zapewne kojarzycie - chociażby z Radia Zet).

ZAKOPANE ODKOPANE - Paulina Młynarska, Beata Sabała-Zelińska | Recenzja wcale nie gorsząca

Trochę jednak czasu musiało upłynąć, zanim książka padła moją ofiarą. Przez moment nawet o niej zapomniałam, po tym, jak już przeczytałam zyliard recenzji, okładka mi się opatrzyła i przestałam zwracać na nią uwagę. Nic straconego. Wystarczyło bowiem udać się z wizytą do Łodzi, by na półce u koleżanki wygrzebać ten tytuł i krzyknąć radośnie - Chcę to! Wyjazd zaowocował więc nie tylko pierdyrialdem zdjęć łódzkich willi i kamienic, ale również lekturą na wieczór.

Tematyka jest bliźniaczo podobna do tej, z jaką mieliśmy przyjemność, czytając Kruca Fuks. Analogicznie do autorów Alfabetu, również panie od odkopywania Zakopanego stanowią mieszankę cepersko-góralską.

Spodziewałam się rozrywki co najmniej takiej, jak podczas czytania Kruca Fuks. Jednak książka nie powala na kolana, mimo że jest napisana lekko i szybko się ją czyta. Znajdziemy tutaj rozdziały typowo przewodnickie, dotyczące kwater, czy kuchni. Obok nich, trochę bez ładu i składu doczepione opowiastki o cinkciarzach, podhalańskich burdelach, czy osobiste anegdoty z życia autorek. Niby fajnie, ale jednak trochę zbyt miałko. Wszak, po tytule sądząc, czytelnik się tutaj spodziewa czegoś nieznanego, niegrzecznego, tego, co góralskie pokolenia raczej skrywają, a tymczasem te najciekawsze tematy zostały potraktowane bardzo powierzchownie. Chociażby rozdział o góralskich rodach. Brakowało mi bardzo konkretów. W zamian dostałam kilka stron pitu, pitu.

Być może autorki kopały zbyt płytko, albo nie chciały lub nie mogły kopać głębiej. Tego nie wiem. ale nawet fragmenty, które w jakiś sposób piętnują góralskie przywary, ukazując gorzką prawdę o podtatrzańskim regionie, napisane są w sposób ugrzeczniony i poprawny i nijak mi się to ma do podtytułu książki - Lekko gorsząca opowieść cepersko-góralska. Jeśli dołożyć do tego fakt, że autorki boją się używać wulgaryzmów, które - nawet w przytaczanych anegdotach - mają postać wielokropka, to nijak nie idzie się w tej książce zgorszenia dopatrzyć. Miało być szczerze i od serca i jest. Miało być też odważnie, a wyszło w moim odczuciu gorzej niż przeciętnie, a nawet trywialnie. Miejsca, w którym kończą się plecy w żaden sposób mi nie urwało.

Nawet jeśli chciałabym trochę tę książkę obronić, patrząc na nią jak na przewodnik, to też nie bardzo się to uda. Już sam format ją dyskwalifikuje, więc nijak ją wrzucić do torebki, czy plecaka nie odczuwając ciężaru. No, chyba że wspomniany obciążony bagaż miałby służyć nam do samoobrony. Wtedy jak najbardziej. Można huknąć w czyjś łeb równie dobrze, jak patelnią.

Jeśli macie duże parcie, by mimo wszystko tę książkę przeczytać i osobiście ją ocenić, czytajcie, ale nawet jeśli nie znajdziecie na nią czasu, Wasze życie nie stanie się przez to uboższe.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM