Piesi kontra #rowerzyści - Codzienne "wojenki podjazdowe" w centrach miast

6.9.14


Jazda na rowerze to obok biegania i zwyczajnego chodzenia najbardziej rzucająca się w oczy aktywność w miastach i na ich obrzeżach. Wydawać by się mogło, że to aktywność, jak każda inna, jednak, jak się okazuje, generuje wyjątkowo wiele negatywnych emocji. Tak już bowiem nasz świat skonstruowano, że tak samo jak pieszy pieszemu, tak i rowerzysta rowerzyście nierówny, a obok kultury i zrozumienia wobec drugiej strony pojawiają się złośliwości oraz agresja. W związku z tym, przez cały sezon rowerowy, którego kulminacja przypada na okres wiosenno-letni, możemy zaobserwować wiele sytuacji, które będą powodowały otwieranie się noży, tudzież innych ostrych narzędzi w naszych kieszeniach.

U progu jesieni, gdy wielu będzie zostawiało (ku uciesze innych) jednoślady w domach, bo pogoda będzie mniej sprzyjająca, możemy już pomału sięgać pamięcią do dopiero co minionej rowerowej, letniej gorączki. A jakie obrazy wyłonią się z zakamarków naszej pamięci? Przeróżne, choć chciałoby się, by były wyłącznie pozytywne, związane chociażby z relaksującymi i poznawczymi wypadami za miasto, czy też w góry na dwóch kółkach właśnie. 

Nie jest jednak tak różowo, bo obok tych sielskich obrazków pojawiają się też te ilustrujące codzienną wojenkę, jaką uprawiają między sobą piesi i cykliści. Tak, tak, wojenka to w tym przypadku dobre słowo, a i określenie 'podjazdowa' nie jest tutaj na wyrost. A jak o starciach mowa, to niechybnie chodzi tu o terytoria, z których to każda ze stron chce zagarnąć jak najwięcej dla siebie, mając w głębokim poważaniu "przeciwnika". A niby miało być tak prosto, pięknie i zgodnie z przepisami. Ale, jak się okazuje, jedni ich nie stosują, bo im się nie chce, a inni, bo ich po prostu nie znają. Dziki zachód wymięka... Czasami mam wrażenie, że jedynym celem dziwnych zachowań jest robienie sobie nawzajem na złość - Bo tak!

Piesi vs. rowerzyści ... 4 wojenne fronty

Ścieżka rowerowa miejscem zabaw okolicznej dzieciarni - Skoro kostka, tudzież asfalt na takiej ścieżce równiutki, to aż żal z niego nie skorzystać. I korzystają, wszyscy, jak leci,  z dzieciarnią na czele. No bo gdzie indziej malować kredą, grać w klasy, czy uskuteczniać inną zabawę, skoro na ścieżce rowerowej tak gładziutko i nikt nie przeszkadza... oprócz tych pierońskich rowerzystów. Jak oni mogą?! 
W tym miejscu tylko szepnę słówko: Drogie dzieci i rodzice tychże dzieci, droga dla rowerów, jak sama nazwa wskazuje, jest - no kto by pomyślał - DLA ROWERÓW.

Ścieżki rowerowe "dla frajerów" - Skoro rzeczona droga wije się po mieście, należało by po niej jechać, użytkując swój jednoślad. Nie jest to jednak dla niektórych tak oczywiste, jakby się wydawać mogło. Owi cykliści z uporem maniaka wskakują (często niespodziewanie) na jezdnię, by manewrować między samochodami, bo w ich mniemaniu takie ścieżki są dla frajerów i piknikowców, a nie dla prawdziwych cyklistów.
Kolejne więc moje słówko: Ośle patentowany, jeden z drugim, skoro miasto, czy inna gmina już łaskawie wydało środki na budowę takich ścieżek, to z nich korzystaj, wszak one są DLA ROWERÓW.

Piesi pełzający po drogach rowerowych - Być może dla niektórych pieszych te dziwne niebieskie znaki z białym malunkiem i podobne białe maziajki na - w ich mniemaniu - chodnikach, są zupełnie niezrozumiałe (w co wątpię) i dlatego rozpełzają się jak glizdy, pakując się wprost pod koła jadących jednośladów. Mimo wszystko, dla mnie to fenomen. Obok drogi rowerowej może być wystarczająco szeroki chodnik, a entuzjaści bliskich spotkań z cyklistami i tak się na drogę rowerową wtarabanią. Ja się pytam, po jaką cholerę?!

Cykliści pędzący po chodnikach - Rowerzyści, w odwecie na pełzających po ich terytorium pieszych, biorą odwet, odpalają ogień z dupy i zapitalają po chodnikach. To chyba tak dla zachowania równowagi - nie wiem, nie znam się, zarobiona jestem, nie wypowiem się. To kolejny fenomen. Po co korzystać ze ścieżki rowerowej, jak można sterroryzować chodnik, drąc się przy tym: "Spierdalaj mi stąd!" - Sytuacja autentyk. Chyba nie muszę dodawać, że to ja byłam tym obszczekanym pieszym.

Każdy rodzaj takich sporów to dziecinada. A wystarczyłaby odrobina kultury i odpowiedzialności za innych i trochę pozytywnych chęci do tego, by korzystać ze wszystkiego zgodnie z przeznaczeniem i od razu byłoby lepiej. Niestety, nie da się, bo zawsze znajdą się jakieś lepiej-wiedzące oszołomki, które będą działać po swojemu.

Osobiście lubię pojeździć na rowerze, choć aktualnie maszyny brak, nad czym trochę ubolewam, bo byłaby to jakaś alternatywa w zamian za górskie niedostatki. Na całe szczęście nie wożę cały czas tyłka w aucie (może więc nie zacznę się kulać w najbliższej przyszłości ;)) i często, a właściwie to codziennie przemieszczam się pieszo - uroki małej odległości na trasie praca-dom. Wspomnianych powyżej sytuacji doświadczyłam mniej lub bardziej bezpośrednio. Podczas mojego pieszego dreptania naoglądałam się wielu scen i nasłuchałam ciekawych epitetów, dlatego też stwierdzam z pełnym przekonaniem, że niektóre jednostki - zarówno piesze, jak i rowerowe - powinno się wręcz odizolować w trosce o bezpieczeństwo i zdrowie innych uczestników ruchu drogowego.

Jestem ciekawa Waszych doświadczeń w tej materii i sposobów na przetrwanie tej niekończącej się miejskiej wojny. Dzielcie się Waszym doświadczeniem - Wszelkie typy (strzelanie zostawiamy na później), ułatwiające egzystencję w pieszo-rowerowym buszu, mile widziane.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM