,

Jak (nie) pakować się na urlop?

15.9.14


Jeśli czytacie ten wpis, oznacza to, że jesteśmy już w drodze na długo wyczekiwany urlop, a może nawet zbliżamy się już do miejsca przeznaczenia. Tak, tak, już niedługo będą relacje i cała masa zdjęć - tego sobie nie będę potrafiła odmówić i na czas urlopu standardowo zamienię się w zdjęciowego Japończyka.

Skoro tekst powstał, a my jedziemy, to znaczy, że mimo dzikiego boju nie polegliśmy w trakcie pakowania. Czy ja kiedyś wspomniałam, że nienawidzę tej przedwyjazdowej czynności? Nieważne, czy mam wystarczającą dużo czasu, czy też muszę się pakować na ostatnią chwilę. Za każdym razem jest ten sam problem. - Stoję nad pustą walizką/ plecakiem, czy co tam akurat mam pod ręką i ciężko myślę, co zabrać, żeby było dobrze, żeby mieć wszystko, co potrzebne i żeby nie okazało się na miejscu, tysiąc kilometrów od chaty, że akurat nie zabrałam jakiegoś najważniejszego dla mnie gadżetu. No i weź tu człowieku bądź mądry i wspomóż jeszcze w tej materii innych.

No, więc, jak to jest? Jak się pakować, by nie zwariować i nie pałać chęcią mordu na wszystkich, którzy znajda się w pobliżu?

Po pierwsze, trzeba sobie odpowiedzieć na zajebiście ważne pytanie: Gdzie jadę? Jeśli uderzam w Polskę pakowanie może stanowić ciekawą odmianę gry w lotto (ze względu na aurę), jeśli w miejsce zagramaniczne, może być ciut łatwiej, choć i tutaj można popłynąć. Do odważnych jednak świat należy, więc do dzieła. Pakujemy nasze tobołki... uprzednio postawiwszy na osobę bardziej decyzyjną w związku, żeby ogarnęła czeluści szaf, szafeczek i innych szufladeczek, a następnie potrafiła odpowiedzieć na kolejną serię mniej lub bardziej ważnych pytań.

Będzie słonecznie i ciepło, czy będzie padać i napitalać wiatrem, a może nawet i deszczem z każdej strony?

Konia z rzędem temu, kto będzie w stanie przewidzieć aurę, jaka nam będzie towarzyszyć podczas urlopu. Nie da się. Za Chiny-Ludowe-i-pół-Ameryki, nie da się i już. Ruszając w Polskę trzeba się więc choć delikatnie przygotować na ewentualne wątpliwej przyjemności niespodzianki - ot, akurat może wtedy "góra" postanowi podlewać ziemię i wszystko na niej przez bity tydzień, albo dwa. No i weź tu człowieku nie miej wtedy kurtki, długich spodni, czy innej pelerynki - lipa po całości.
Nauczeni wspomnianym mokrym doświadczeniem, na raz następny się zbroimy w rzeczone anty deszczowe gadżety. Wtedy jednak po złości, lampa z nieba, ani jednej chmurki, a my gotujemy tyłki w długich gaciach. Istny raj. Warto więc ten ubiór jakoś wypośrodkować, ale uprzedzam, ucięcie jednej nogawki nic nie daje.

Co będziemy robić?

Pytanie wydawać by się mogło łatwe, wszak będziemy się przecież urlopować. Relaks i radocha pełną gębą. Pozostaje kwestia sprecyzowania - jak? Gdy jedziemy w jakieś miejsce po raz pierwszy, może się zdarzyć, że będą tam czekać na nas różnej maści atrakcje, o których nie przeczytaliśmy wcześniej np. w przewodniku. Zechcemy na przykład pójść na basen, a okazuje się, że kostium kąpielowy został głęboko na dnie szafy w domu, a na waleta wyskoczyć to tak jakoś nie pasuje - peszek. Planowaliśmy wprawdzie wyjazd typowo outdoorowy, ale spotkana ekipa namawia na bardziej ułożoną imprezkę i nagle się okazuje, że najbardziej wyjściowym ciuchem jest nowa koszulka z Decathlonu i zeszłoroczne, prawie nieubłocone trekkingi - ałtfit marzenie. W tym przypadku czasami warto wrzucić coś dodatkowego w bagaż, bo nigdy nic nie wiadomo.

Gdzie śpimy?

To już wymaga delikatnej organizacji odpowiednio przed wyjazdem. O ile jedziemy do hotelu, czy miłego pensjonatu, raczej nie musimy sobie zaprzątać głowy dodatkowym ekwipunkiem. Jeśli jednak zaplanowaliśmy sobie nocleg w schronie, czy jeszcze bardziej spartańskim miejscu, warto zawczasu sobie ogarnąć jakiś śpiwór i karimatę. No chyba, że pasjami lubicie się przytulać w gryzące i wątpliwej czystości, schroniskowe koce.

Czym jedziemy?

To chyba najważniejszy czynnik, jaki będzie warunkował nasz system pakowania. Nie sztuką jest zapakować całą szafę do tobołów, choćbyśmy mieli je upychać nogą. Sztuką jest potem to wszystko sprawnie transportować z miejsca na miejsce. Jeśli więc masz wizję długiej podróży np. pociągiem, w dodatku z przesiadkami (ach, te nasze cudowne siatki połączeń!), zapomnij o torbach i walizach, stawiaj na wygodę i pakuj się w plecak. Tylko z umiarem, bo nie chcesz chyba się rozpłaszczyć niczym naleśnik pod jego ciężarem na środku dworca. Uwierz, nikt Cię raczej z płyty chodnikowej odklejał nie będzie.
Jeśli jedziemy autem, dowolność jest większa i ograniczona właściwie tylko miejscem we wspomnianym wehikule. Ale i tak nie warto przesadzać, bo tylko się będziesz przekopywać przez gąszcz klamotów.

Pytania, pytaniami, ale wyjazd z pakowaniem włącznie to wyjątkowe przedsięwzięcie logistyczne, którego celem jest po prostu radocha i wypoczynek. Nie utrudniajmy tego sobie. Szczoteczka do zębów, galoty, reszta z umiarem i będzie git.

A tymczasem czekam na Wasze pakunkowe wpadki, najbardziej niepotrzebne rzeczy, jakie ze sobą zabraliście i to, czego Wam najbardziej brakowało, gdy o tym zapomnieliście.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM