Bieganie,
Fit & Sport
Moje bieganie | Nocny Bieg Świętojański w Oleśnicy - I Bieg Szerszenia - 10,5 km
1.7.14
Pierwszy raz na zawodach biegowych miałam już za sobą. Nie wytrzymałam długo i przyszedł czas na kolejny - tym razem nocny - start, który miał miejsce w ramach I Biegu Szerszenia - Nocnego Biegu Świętojańskiego, który odbył się 21 czerwca, o godzinie 21.00 w Oleśnicy.
Dlaczego akurat nocny bieg? Bo tak mnie naszło, bo taką miałam chęć, bo skrycie szczerzyłam zęby na nocny, wrocławski półmaraton (jeszcze nie tym razem, choć numer odebrałam). Aby więc poczuć smak nocnego biegania padło na oleśnickiego szerszenia - pierwszą edycję zawodów organizowaną przez biegowy klub Szerszeń Oleśnica.
W Oleśnicy byliśmy po 19-tej. Odebrałam pakiet startowy z fajną, oczobijną, pamiątkową koszulką i udaliśmy się w kierunku amfiteatru. Sama otoczka biegu utrzymana była w klimacie pikniku, który mimo niesprzyjającej aury (jak na pierwszy dzień lata, to było pieruńsko zimno - na szczęście przestało padać) zgromadził całkiem sporą gromadkę ludzi, których przybywało im bliżej było do startu. Starszyznę, która zasiadła w oleśnickim amfiteatrze, od godziny 18-tej zabawiały śpiewem ludowe zespoły, pan konferansjer dwoił się i troił, by stworzyć klimat, ale się trochę bidula gubił w swoich notatkach.
Potem przyszedł czas na występ Teatru Ognia "Implozja". Jarało mnie to średnio, ale podkład muzyczny mieli przedni. Trochę żal występujących dziewczyn, bo ciepło to im raczej nie było. No, chyba że pod kiecami ukryły farelki, tudzież inne sprzęty grzewcze. Nie zawsze bycie "Świtezianką" popłaca. Mam nadzieję, że nie odchorowały. Mi było lekko zimnawo w kurtce, a do biegu pozostało kawałek czasu.
Fot. Ryszard Kałużny
Po części artystycznej, trzeba się było pomału zacząć zbierać. Małżonek przypiął numer, strzelił pamiątkową fotkę i pozostało mu czekać na zwłoki małżonki po biegu. Nie oszukujmy się - w dalszym ciągu demonem prędkości nie jestem. Aż dziw mnie bierze, że mu tyłek do ławki nie przymarzł, ale twardziel z niego w końcu. Kochany kibic! :)
Żeby się całkiem nie zamrozić, przeleciałam się do kibelka (plus za odległość od startu - można się było rozgrzać) i wróciłam już na samą rozgrzewkę, przed samym startem. Wmontowałam się w oczekującą grupę biegaczy (kobiet - sztuk 28, panów - sztuk 102, plus cały jeden pies), pomachałam kończynami, poruszałam dupką na rozgrzewkę i można było ruszać na 3 pętelki, każda po 3,50 km. Tak, zdecydowanie nie lubię pętli, bo muszę w dalszym ciągu przekonywać mózg, że po pierwszym okrążeniu się nie kończy i ma dalej nakręcać nóżynki do powłóczenia. Ciężka współpraca z tym organem, ciężka. ;)
No i poooooszliiii... Fot. Małżonek
Podczas biegu mogłam zapomnieć o chłodzie (tak, zdecydowanie lubię takie temperatury do biegania), dreptało mi się całkiem fajnie, w dodatku w wyjątkowo przyjemnych okolicznościach przyrody. Pierwszą pętelkę robiłam jeszcze, gdy było widno, więc miałam możliwość rzucić okiem na tę część Oleśnicy. Bardzo fajnie zagospodarowany teren.
Stawy Miejskie w Oleśnicy
Nie powiem, gdy się zapisywałam na ten bieg, ze względu na całkiem spory teren ze stawami, obawiałam się chmar komarów, które mnie sobie wyjątkowo upodobały i przy każdej nadarzającej się okazji próbują wpierniczyć mnie w całości, bez przeżuwania. Tym razem, co mnie bardzo cieszy, a jednocześnie dziwi, obyło się bez bąbli. Z zimna się skurczybyki pochowały i chwała im za to.
Na drugim kółku miałam towarzystwo w postaci Wieśka (uskuteczniłam niewielkie śledztwo u wujka google'a, wyhaczyłam nazwisko i wiem, że człowiek w swoim życiu wybiegał więcej niż ja kiedykolwiek wydreptam i taką dychę to on wciąga nosem), któremu się chyba żal zrobiło pełznącego w ogonie dziewczęcia i za punkt honoru postawił sobie, że mnie będzie motywował. Nie powiem, facet potrafi wspierać, przemycać cenne informacje biegowo-treningowe, opowiadając przy okazji historię swojego życia, prowadząc partnerski dialog. Czas przeleciał, jak błyskawica. Dzięki za towarzystwo!
Na mecie biegu na uczestników czekał szpaler z pochodniami - super klimat, gąszcz kibiców i swojska wyżerka. Duże brawa dla organizatorów. Nie mam porównania, w końcu jestem świeżakiem, ale nie ma się czego przyczepić. W sumie szkoda, że nie zostaliśmy na biesiadzie tylko od razu zapakowaliśmy się w autko i wróciliśmy do Wrocławia, ale było stanowczo za zimno na biesiadowanie pod gołym niebem. Głosy w internetach mówią jednak, że żarełko było przednie, a smalczyk wyszedł pierwszy, tak więc trzeba poważnie rozważyć pozostanie na imprezie po biegu w przyszłym roku.
Drugi do kolekcji