Góry,
KGP,
Korona Gór Polski,
Masyw Ślęży,
Sylwester,
Ślęża,
W Górach
Przywitaj Nowy Rok w terenie - Nocne wejście na Ślężę
4.1.14
Noc sylwestrowa traktowana jest przez wielu, jako największe wydarzenie roku, które trzeba uczcić hucznie - najlepiej w najbardziej okupywanym lokalu na dzielni/mieście/w województwie/w kraju/ gdzie kto woli - w towarzystwie wypindrzenia z najwyższej półki, które będzie dawało po oczach brokatem i innym shitem typu blink-blink. Dla mnie to największa bzdura, jaką może usłyszeć świat. Jeśli dodać do tego ogólną niechęć do wszelkiego typu sylwestrowych kreacji i plebsu, który po przekroczeniu progu lokalu, po niecałej godzinie jest napruty w trzy dupy i nowy rok będzie witać zupełnie nieświadomy, leżąc pod stołem, to ja dziękuję - posiedzę sobie w chacie w towarzystwie sylwestrowej dwójki, tudzież innego polsatu.
Ostatni dzień roku zapowiadał się więc w domowych pieleszach z małżem przy boku, dopóki nie zadzwonił Damianek z pomysłem, który aż prosił się o realizację. Pięciosekundowa chwila zastanowienia wystarczyła.
Jedziemy na Ślężę! - Jak postanowili tak zrobili. Żarełko w postaci kiełbasek, chleba, chipsów, musztardy, ketchupu i napitku - co kto miał - do plecaka, celem zasilenia sylwestrowego bufetu na górze, termogacie na tyłek, polary, czołówki, drewno i można było jechać.
Przed 21 wyjechaliśmy z Wrocławia i udaliśmy się w kierunku Sobótki. Tam już tylko czołówki na głowy i można było ruszać w las na szlak znakowany na żółto, który po niedługim czasie połączył się ze znakami czerwonymi. Ciemno, że oko wykol. Co jakiś czas przy krzyżówkach szlaków dało się widzieć ruchome, punkty świetlne z czołówek innych, zmierzających na górę. Po licznych i delikatnie zakrapianych "sokiem z gumijagód" przystankach, o 23.30 docieramy na szczyt, który zdawał się tonąć w liczbie osób, które zdecydowały się powitać nowy rok pod chmurką.
Jak podawała Gazeta Wrocławska, na Ślęży było wtedy ok. 1000 osób. Całkiem spora ilość osób w jednym miejscu.
Jak podawała Gazeta Wrocławska, na Ślęży było wtedy ok. 1000 osób. Całkiem spora ilość osób w jednym miejscu.
Dzikie tłumy na Ślęży
Jedną zapałką, jedną zapałką!
Dookoła paliły się już ogniska, niektórzy już szamali swoją ogniskową wałówkę. Nie mogliśmy być gorsi, więc męska część ekipy zajęła się ogniskiem (dobrym pomysłem było przytarganie własnych polan na plecach - nie trzeba było biegać po lesie w ich poszukiwaniu) i polowaniem na dobre patyki do upieczenia kiełbasek.
Noworoczny toast szampanem w kryształowych pucharach. ;)
Noworoczne kiełbaski smakowały wybornie, a wszystkim udzielała się ogniskowa atmosfera, bo raz po raz dało się słyszeć z różnych stron pieśni maści wszelkiej, które ktoś tam pamiętał z kolonijnych lat dziecięcych. Sukcesu w Mam Talent czy innym Idolu nikt by chyba z nas nie zrobił, ale takie tło muzyczne do "keczupu z grilla" było jak najbardziej na miejscu.
Na górze panowała atmosfera wzajemnej życzliwości - ogólny szał ciał, miłość, przyjaźń, jednorożce. A mówią, że w Masywie Ślęży znajduje się wejście do piekieł - zdecydowanie przereklamowane hasło. :)
Mimo pozytywnej energii nie mogło zabraknąć kilku turbo-debili, którzy nie ogarnęli swoich fajerwerków na wypasie, a te zamiast w górę zaczęły strzelać do ludzi w okół. Trzeba się było ogarnąć i uważać, by nie dostać, którymś ze świetlnych pocisków.
Poza tym incydentem początek Nowego Roku upłynął w cieple ognicha, mniej lub bardziej udanych prób śpiewaczych i termogaci, dzięki którym nawet podmuchujący na górze wiatr nie był nam straszny. Miało już nie być górskich klimatów na koniec roku, a tu wyszło podwójnie: i koniec i początek roku na górce - nice! EKIPO - dzięki serdeczne!