,

Polski kierowca na zagranicznych drogach - Na co zwracać uwagę?

11.7.15

Będąc mieszkańcem globalnej wioski, wykorzystujemy możliwość przemieszczania się w różnych kierunkach, wybierając destynacje bliższe i dalsze. Raczej nie muszę dodawać, że okres wakacyjny sprzyja wzmożonemu ruchowi ludzkich mas do miejscowości mniej lub bardziej turystycznych. Urlopy i lato po prostu aż proszą, by poznawać nowe miejsca i rzeczy. Aby jednak dotrzeć do wybranego miejsca przeznaczenia, musimy zdecydować się na odpowiedni środek transportu. Niestety, nogi nas wszędzie na zaniosą.


Podróż samolotem, czy komunikacją publiczną nie nastręcza większych problemów. Ot, nabywamy odpowiedni bilet, przybywamy w określonym czasie na lotnisko/przystanek/dworzec, wsiadamy (czasami wskazana jest walka o przetrwanie - szczególnie, gdy dziki tłum napiera na drzwi jednego z całych dwóch podstawionych wagonów pociągu - jednak dziś nie o tym) i ruszamy. Nie ma co upatrywać w tym szczególnej filozofii.

Wyższa szkoła jazdy (dosłownie) zaczyna się w momencie, gdy zdecydujemy się na podróż samochodem. Jak się okazuje, to nie tylko przemieszczanie się z punktu A do B. Trzeba się skupić na kilku aspektach takiej podróży, by było nie tylko bezpiecznie, ale i obyło się bez przykrych niespodzianek i wątpliwych pamiątek w postaci mandatów, które w innych krajach dają po kieszeni dużo bardziej dotkliwie niż u nas.

Nawet jeśli mamy nasz kodeks drogowy w małym palcu i przepisy recytujemy zbudzeni w środku nocy (Serio?! Ktoś tak potrafi?!), to wiedza ta może okazać się bezużyteczna, a nawet zgubna za granicami naszego kraju. Naturalnie jest wiele punktów wspólnych, jeśli chodzi o przepisy, ale do pełnej jedności w tej kwestii jest bardzo daleko. Jak to mówią: Co kraj, to obyczaj. Również w zakresie przepisów regulujących poruszanie się po drogach. Warto więc się z nimi zapoznać, żeby nieznajomość prawa nie odbijała się nam czkawką przez następny rok, kiedy będziemy musieli się odkuwać po tym, jak nasza nieroztropność zmusi nas do zapłaty milionów monet. Skupmy się więc na trzech, moim zdaniem, najważniejszych aspektach, jeśli chodzi o podróż autem.

Prędkość

Jako, że (nadmierna) prędkość ma, obok głupoty niektórych, bardzo duży wpływ na wszelkiej maści zdarzenia drogowe, zwraca się na nią bardzo dużą uwagę we wszystkich krajach. Nie ma się co oszukiwać i liczyć na pobłażliwość policji jeśli ją (prędkość) znacznie przekroczymy. Będzie bolało. Bardzo. Grzywny bywają bardzo wysokie i idą w tysiące złotych, stanowiąc dla nas kwoty wręcz kosmiczne. Dodatkowo policja może zatrzymać prawo jazdy do czasu uregulowania płatności. Takie przedłużenie urlopu raczej nie będzie nam w smak.
Warto zwrócić szczególną uwagę nie tylko na to, czy nie jedziemy za szybko, ale również, czy się nie wleczemy - na autostradach obowiązują też prędkości minimalne, np. 60 km/h w Holandii, czy 70 km/h w Belgii.

Wyposażenie i stan techniczny pojazdu

Zakładam, że nikt (chociaż idiotów nie brakuje) przy zdrowych zmysłach nie wyrusza w podróż na łysych oponach (głębokość bieżnika mniejsza niż 1,6 mm), zdezelowanym trupem, z którego coś odpada i cieknie, a chmura, którą takie auto wypluwa z wydechu zasłania drogę pojazdom kulającym się z tyłu. Skupmy się więc na wyposażeniu naszego wehikułu. 
Wiemy, że u nas przede wszystkim musimy posiadać apteczkę, gaśnicę i trójkąt ostrzegawczy. A jak to jest w innych krajach? Podobnie, choć znajdzie się trochę różnic. Warto też zaznaczyć, że obowiązkowe wyposażenie samochodów regulują przepisy wewnętrzne, dotyczące kierowców z danego kraju i nie powinny być stosowane wobec obcokrajowców. Jednak, jeśli trafimy na wyjątkowego służbistę, ten nie będzie sobie zawracał głowy tym, z jakiego kraju jesteśmy, tylko, czy mamy wszystko, co mieć powinniśmy. 
Zamiast więc później tracić czas na pisanie odwołań, lepiej zaopatrzyć się w tych kilka dodatkowych rzeczy i mieć co najmniej dwie kamizelki odblaskowe, zapasowe żarówki, komplet bezpieczników, a nawet linkę holowniczą. 

Co również ciekawe, w Słowacji policja może przyczepić się, gdy będziemy mieli uchwyt do telefonu lub nawigacji umieszczony na środku przedniej szyby. Lepiej tego unikać, bo według ichniejszych przepisów ogranicza to widoczność kierowcy.

Alkohol

Drink, piwko, a może dwa? Odwieczne pytanie, które zadają sobie rzesze kierowców. Choć w nie wszystkich krajach stężenie alkoholu w wydychanym powietrzu musi wynosić zero promili, to jednak warto postępować w myśl zasady: Piłeś - Nie jedź!. Nie będzie się trzeba zastanawiać, czy skonsumowany napitek już się zdążył zmetabolizować, a jego stężenie będzie mieściło się w dopuszczalnych normach. Nie warto kłaść na szali zdrowia, czasu straconego na szczegółowe badania i kasy, z którą niewątpliwie popłyniemy, by zapłacić pijacką grzywnę.

Więcej informacji, z wyszczególnieniem krajów, znajdziecie tutaj. Pozostaje więc schować cwaniactwo do kieszeni, nie zachowywać się, jak baran, szanować innych użytkowników szos i respektować oznaczenia drogowe, no i oczywiście chłonąć urlop. A jeśli macie samochodowe doświadczenia z zagranicznych wojaży, podzielcie się nimi w komentarzach. Szerokości!

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM