, ,

THORN - Jason Hunt | Recenzja - W poszukiwaniu odpowiedzi

16.8.15

Po szeroko zakrojonej promocji, jaką Jason Hunt zaserwował przed premierą swojej książki, wszyscy - zarówno sympatycy, jak i przeciwnicy Tomka - czekali na tę pozycję, po cichu obgryzając paznokcie ze zniecierpliwienia i robiąc zapasy czekoladek na czas lektury. Balon oczekiwań, napompowany do granic możliwości, czekał na spuszczenie zeń powietrza. 


No i się zaczęło. W dniu, w którym pierwsze egzemplarze zaczęły trafiać w ręce czytelników, którzy z entuzjazmem i chęcią zaspokojenia głodu ciekawości rzucili się do lektury. To był dzień, w którym nawet kurierzy stanęli na wysokości zadania i dostarczali przesyłki z uśmiechem, bez porzucania ich pod krzakiem w ogródku sąsiada.

Tomek zapowiedział swoją książkę jako powieść motywacyjną. Coś więc zupełnie innego niż dotychczasowe poradniki dla blogerskiej braci. Znając jednak jego umiejętności do żonglowania emocjami i aplikowania niespodzianek, można było spodziewać się wszystkiego. I tak jest w istocie.

Wygląd

Gdy Tomek zaprezentował projekt okładki, te rysy i pęknięcia od razu skojarzyły mi się z malowidłem Michała Anioła. Tak po prostu. Jednak okładka to nie wszystko. Cały układ książki został dopracowany ze starannością i wielką dbałością o detale. Otrzymaliśmy wyjątkowy środek ze zróżnicowanymi, ale mimo wszystko współgrającymi ze sobą fontami. Do tego wydzielone akapity, które wręcz napędzały czytanie.

Treść

Książka napisana jest w taki sposób, że nie da jej się jednoznacznie sklasyfikować i zaszufladkować. Określona przez autora jako powieść motywacyjna posiada naturalnie takowe elementy, ale próżno szukać w niej sztywnych porad typowo coachingowych. Tutaj mamy coś więcej. Musimy sięgnąć głębiej.

Przy pobieżnym czytaniu treści możemy ją odebrać jako swoistą autobiografię. Z przesłaniem. Nie jest to sucha opowieść o życiu od początku do końca. Aż chce się czytać tę historię od początku. Każdorazowo odkrywać ją na nowo, interpretować zagadki, łączyć fakty.
To opowieść o przeżywaniu, odkrywaniu znaczeń i szukaniu drogi, do której mają prowadzić marzenia. Pełna absurdalnych sytuacji, dowcipna, z którą się płynie, by po chwili dostać w łeb taką dawką emocji, których nie sposób opisać. Szczególnie wtedy, gdy ma się wrażenie, że czyta się o perypetiach z własnego dzieciństwa, które mimo beztroski obfitowało w walące nas po tyłku i hartujące porażki i upadki. 

THORN jest historią, która faktycznie może zmotywować, ale przede wszystkim skłania do przemyśleń i zastanowienia się nad tym, co daje lub może dać nam pełnię szczęścia. Takiego szczęścia i spełnienia, które sprawią, że nasze życie będzie kompletne.

A gdyby tego było komuś mało, klimatu lektury dopełnia soundtrack ułożony przez autora. 

Jeszcze się wahasz, czy warto sięgnąć po tę książę? Zajrzyj też do Marcina, czy Pawła. Choć najlepiej wyrób sobie własne zdanie po przeczytaniu, bo żadna recenzja, czy dyskusja nie odda tego, co Cię czeka w trakcie lektury.
Dodam tylko, że jednorazowe przeczytanie nie odkryje przed Tobą wszystkiego. Możesz przyjąć zasadę, że wszystko w tej książce ma drugie dno. Baw się w detektywa, notuj, szukaj, bo nawet to, co wyda Ci się oczywiste, takie nie będzie.

Mnie w tej chwili pozostaje czekanie do wiosny i rozkminianie ukrytych w treści zagadek i zawiłości.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM