, ,

Lato w Tyrolu: Alpy - Salaaser Kopf 2744 m n.p.m.

3.8.15

Dzień, noga za nogą, nabierał rozpędu. Słońce przygrzewało, a my żegnaliśmy się z naszym pierwszym celem tego dnia. Greitspitz pomału zostawał w tyle, a przed nami rozpościerały się kolejne malownicze panoramy, generujące permanentne ruchy obrotowe naszych głów.

Lato w Tyrolu
Ekwipunek plecaka - poziom mistrz


Skupienie, jakie towarzyszyło nam przy schodzeniu, coby dobrze stawiać kopytka i nie podjechać na sypkiej kamulcach, szybko ustąpiło miejsca konsternacji, gdy oczom naszym ukazał się ekwipunek plecakowy w wersji psiej. Pies w plecaku w sensie. Nie wiem, jak daleko owi państwo zamierzali z pieskiem wędrować, bo nie pytałam, ale taka forma transportu futrzakowi raczej wygód nie dostarczała. No i gdzie miejsce na czekoladę?!


Niedobór tlenu, czy jak?!


Zmierzamy przed siebie szlakiem granicznym, dzieląc ogrom przestrzeni między nas, niezbyt wielu innych piechurów oraz mocną grupę rowerzystów.

W tym miejscu mała wskazówka. Jeśli zawitacie na ten szlak, idźcie typowo górską ścieżką, mimo że szlak rowerowy jest szeroki i miejsca na im dostatek dla całego tabunu ludzi, przemierzających góry i na nogach i na kołach. Ze ścieżki widok na stronę szwajcarską jest idealny, aż ciężko nie przystanąć i nie podziwiać gry słonecznego światła, tańca chmur gnanych wiatrem i zieleni górskich dolin. Dla nas - bajka.


Widok na szwajcarską stronę

Nogi maszerowały zapamiętale (jeszcze nie były świadome tego, co je czeka), nie chcąc być gorsze w poznawaniu okolicy od naszych oczu. Poza tym, że wychodziło im to zacnie i radośnie, to jeszcze z obowiązkową głupawką, która kazała okupować nam i naszym kończynom każdy kamyczek oraz skałkę, co zaowocowało dziwnymi wygibasami. Tutaj możecie uruchomić Waszą wyobraźnię i podzielić się pomysłami, jakie wygibasy można uskutecznić na szlaku. Wasze foty obrazujące rzeczone akrobacje są również mile widziane.





Akrobacje, akrobacjami, ale piętrzące się chmury wymuszały na nas raz po raz spojrzenia  w niebo i kalkulacje, czy faktycznie te prognozy się sprawdzą i nic nam na łby nie pierdyknie. Nie pierdykło.

Szlak urokliwy, wyjątkowo malowniczy, a przy tym bardzo wygodny do wędrówki, bo kopytka nie musiały dużo schodzić w dół (jeszcze), a tym samym kolana czuły się lekko i nawet zapomniały o tym, by poskrzypieć rytmicznie.

Wszystkie kamulce moje

Nasza ścieżka. Poniżej widoczna autostrada rowerowa.



Kolejne szczytowanie

Z uśmiechami dookoła głowy, małym głodem i prawie pieśnią na ustach (choć ostatecznie oszczędziliśmy obecnych wokół nas współwędrowców) dotarliśmy do kolejnego celu wędrówki. Przed nami machał drążek szczytowy, obwieszczający, że Salaaser Kopf 2744 m n.p.m. trafił do naszej małej górskiej kolekcji.

Znajdujemy więc sobie wygodny kamyczek, sadowimy szanowne kuperki, wyciągamy papu i robimy przerwę w pięknych okolicznościach przyrody. Po naładowaniu cukrowych akumulatorów, trzaskamy jeszcze kilka(naście) zdjęć szczytowych i ruszamy dalej, w kierunku Palinkopf.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM