, , , ,

Lato w Tyrolu: Alpy - Wycieczka graniczna, czyli kolejkami do Szwajcarii

21.8.15

Kolejki linowe Alpy Tyrol Austria Szwajcaria

Mając na uwadze mało radosne przygody dnia poprzedniego i lanie, jakie spuściło mi słońce, musieliśmy powziąć mocną poprawkę na nasze wędrówkowe plany. Dzień zupełnie wycięty z życia i spędzony w łóżku nie nastrajał optymistycznie, ale pozwolił na to, by potłuczona głowa odpoczęła na tyle, by dnia kolejnego nie spędzać na kwaterze.

Mogliśmy już zapomnieć o mocno ekscytujących przejściach i podejściach, ale ze stanem zdrowia się nie dyskutuje. Wszak nie co dzień sobie człowiek łeb i facjatę obija. Pozostawało się cieszyć, że mimo pulsującej czachy i spuchniętej gęby w kolorze coraz bardziej dorodnego bakłażana, następnego dnia byłam już w stanie łazić. Jednak, ze względów oczywistych nic forsownego nie wchodziło w grę.


Decyzja mogła być tylko jedna. Robimy wycieczkę wyłącznie kolejkową, która nie wymagała od nas nic poza wygodnym usadowieniem tyłków na poszczególnych krzesełkach i w wagonikach. Pozostawało więc cieszyć oczy krajobrazem, focić niczym wściekły Japończyk i raz po raz z namaszczeniem mówić (bo drzeć paszczy nie wypadało) WOW.


Szukając plusów, można powiedzieć, że się dobrze złożyło, bo tego dnia pogoda była "delikatnie" niepewna, a kłęby mniej lub bardziej złowrogich chmur przewalały się raz po raz przez okoliczne szczyty.
Biorąc też pod uwagę fakt, że korzystanie z wyciągów mieliśmy w ramach otrzymanej na miejscu Karty Silvretta, głupotą byłoby nie skorzystać i kisić się w pokoju. Urlop à la niemiecki emeryt czas zacząć.

W takich okolicznościach przyrody smak lodów i Radlera był idealny :]

Pakujemy się w Ischgl w Silvrettabahn i przez stację pośrednią docieramy na Idalp. Kręcimy się chwilę i stamtąd Flimjochbahn zabiera nas na Idjoch. Tutaj przekraczamy granicę austriacko-szwajcarską.




Po chwilowej jeździe w górę, ostatecznie zjeżdżamy w kolejną dolinę, która wręcz porażała swoim ogromem. Wielka i piękna.

Dalej czekała nas przesiadka na Alp Trider Sattelbahn, którą wjechaliśmy na 2500 m. n.p.m. na Sattel. Po krótkim foceniu - no inaczej przecież być nie mogło - pogalopowaliśmy na peronik kolejki Twinliner, gdzie zapakowaliśmy się w piętrowy wagonik i zjechaliśmy w kolejną szwajcarską dolinę, skąd busem można podjechać do Samnaun. Pierwotnie tak planowaliśmy, jednak moje samopoczucie średnio chciało z nami współpracować.




Pokręciliśmy się więc chwilę i wróciliśmy na górę. Czas był akurat idealny, by coś przekąsić i wypić coś chłodzącego. Szybka decyzja - relaks na tarasie, umiejscowionym nad przepaścią. Cudna miejscówka, z przemiłą obsługą. Aż żal się było stamtąd ewakuować.



Zamiast spotkać go gdzieś przy norce, pokazał się skubaniec, gdy wspinał się na słup od kolejki

Księżycowe krajobrazy - Prawie jak kopalnia odkrywkowa w Bełchatowie


Szlak i droga rowerowa

Jak nietrudno się domyślić, na wszystkich zdjęciach występuję z dupy strony, żeby facjatą nie straszyć


Przy perypetiach, jakie nas spotkały, infrastruktura regionu jest istnym wybawieniem. Żalem byłoby z niej nie korzystać, a chyba nie muszę dodawać, że walorów widokowych temu miejscu odmówić nie można.

Swoją drogą, było to dla nas nowe doświadczenie. Być, zwiedzić, zobaczyć i się przy tym nie zmęczyć. Nie powiem, osobliwie mi z tym było, ale na dłuższą metę to jednak nie dla mnie. Brakowało mi mojego zasapania. :D Tak więc moje górskie skrzywienie ma się niezmiennie dobrze.

Na popołudnie tego dnia zamierzaliśmy zrobić sobie rundkę po Hochalpenstraße, ale ostatecznie aura przestała sprzyjać i choć się nie rozpadało to tabuny chmur zeszły w dolinę, przysłaniając wszystko, co było w zasięgu wzroku. Jednak na jednym podejściu do sprawy nigdy się nie kończy, więc możecie oczekiwać kolejnej porcji zdjęć.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM