Po odwiedzinach pipidówkowego Mrzeżyna przyszedł czas na lans (tfu!) w Międzyzdrojach.
Do dziś się dziwię, jakim cudem się na to zgodziłam, ba sama zaproponowałam,
żeby się tam wybrać. Takie mrowie ludzi potrafi zryć banię. Jak tu w ogóle
odpoczywać w takim zgiełku, gdzie za każdym rogiem czai się jakaś bladzia w
towarzystwie karka z miną taką, że masz ochotę obejść ich na kilometr albo
więcej - zahaczając przy tym o Tatry - żeby czasem nie dostać między oczy. ;)
Do atrakcji, punktów obowiązkowych - jak zwał, tak zwał - należą z
pewnością promenada gwiazd oraz charakterystyczne molo.
Na jednym i na drugim ścisk, ale zaciskamy szczęki i idziemy na spacerowy
rekonesans, coby nie było, że w Międzyzdrojach byli i jak dzicy chowali się w
cieniu.
Będąc w Międzyzdrojach warto udać się do Gabinetu Figur Woskowych. Niektóre
figury straszą i są wręcz pokraczne, ale inne nawet całkiem udanie
odzwierciedlają "oryginały".
Godnym uwagi jest też Muzeum Przyrodnicze z mnóstwem eksponatów fauny i flory oraz sporą ilością tablic i makiet informacyjnych. Całkiem fajna podroż od czasów prehistorycznych do współczesności.
Uprzedzam pytania - nie byliśmy na żadnej dzikiej imprezie, nie
bounsowaliśmy do rana, tylko ostatnim busem wróciliśmy do Rewala, gdzie w
ramach kolacyjnego deseru wciągnęłam najlepszego gof(e)ra na świecie. Omnomnom,
taki był mniamuśny.
Po odwiedzinach pipidówkowego Mrzeżyna przyszedł czas na lans (tfu!) w Międzyzdrojach . Do dziś się dziwię, jakim cudem się na to zgodziła...