, , , , , ,

DOLOMITY: Lago di Sorapis, czyli turkusowy klejnot pośród szczytów

23.3.21

Nad jeziorem Lago di Sorapis Dolomity Szlak
 
Dolomity są niczym sezam wypełniony po brzegi doskonałością, jaką stworzyła matka natura, a bogata i urozmaicona siatka szlaków turystycznych pozwala na nieskrępowane obcowanie z niesamowitymi górskimi krajobrazami, tu i ówdzie poprzetykanymi malowniczymi dolinami i bajkowymi jeziorami, w których przeglądają się poszarpane szczyty.
 
Landszafty z jeziorami o wodach krystalicznych i skrzących się w słońcu działają jak magnes na tłumy turystów, którzy ujrzawszy niesamowite kadry na popularnym instagramie, zapragnęli zobaczyć te cuda na własne oczy. I nie ma się temu co dziwić. Zrobiliśmy przecież to samo. I było warto bez dwóch zdań!

Jezioro Lago di Sorapis

Jezioro Lago di Sorapis leży w prowincji Belluno, w masywie górskim Sorapiss, na wysokości 1925 m n.p.m. i u stóp szczytu o wdzięcznej nazwie Dito di Dio / Palec Boga. Niesamowita tafla jeziora mieni się kolorami w zależności od aktualnej aury i może być mleczno-błękitna, turkusowa, szmaragdowa, a nawet miętowa, co stanowi przepiękny kontrast do otaczających wodę surowych skał.
 

Lago di Sorapis
 

Szlak na Lago di Sorapis z Przełęczy Trzech Krzyży / Passo Tre Croci

Jest wrześniowy poranek, gdy rozpoczynamy naszą wycieczkę szlakiem numer 215 (Dolomiten-Höhenweg Nr. 3) z Przełęczy Trzech Krzyży / Passo Tre Croci. Powietrze pachnie późnym latem, a nagrzane słońcem trawy z pastwiska, przez które na początku przebiega szlak, wręcz buchają nam ciepłem w kopytka. Ścieżka jednak szybko wprowadza nas do lasu, gdzie drzewa dają kojący cień.
W takich też leśnych okolicznościach przyrody, z widocznymi gdzieniegdzie w chaszczach starymi bunkrami i umocnieniami - pozostałościami po I Wojnie Światowej, upływa nam znaczna część wędrówki.

Po pewnym czasie, wygodna, wręcz spacerowa, szeroka leśna ścieżka wyraźnie się zwęża i zaczyna piąć się w górę. Wspinamy się też na wyżyny naszego nieogarstwa i jakoś dziwnie odbijamy ze szlaku, włażąc w krzaki, przez które przedzierając się, wdrapujemy się na jakąś bliżej nieokreśloną perć. Jak do tego doszło - nie pytajcie. 
Co się usapaliśmy podaczas tej eksploracji krzaczorów, to nasze, a jak się potem okazało, żeby wrócić na właściwą ścieżkę, musieliśmy zleźć bardzo stromym stokiem. Dupozjazdy i krok dupno-posuwisty były grane w tych pozostałościach kosodrzewiny koncertowo, a miny ludzi na głównym szlaku, na który się w końcu prawie sturlaliśmy - bezcenne. 😅 Spacerek, tfu! 😂

Im dalej idziemy, tym szlak nr 215 prowadzący do schroniska Rifugio Vandelli robi się coraz ciekawszy. Ścieżka jest w kliku miejscach naprawdę wąska, stroma i lekko wyeksponowana. Dla zaprawionych piechurów to nic nadzwyczajnego, ale dla osób w lękiem wysokości i przestrzeni robi się już niemałe wyzwanie. Co ważne, szlaku nie da się też pokonać z wózkiem dziecięcym, również nosidło w wielu miejscach będzie niewygodne.

Na szlaku są metalowe stopnie i kładki, strome schody z barierką, której niektórzy potrafią się złapać kurczowo, blokując przejście, więc trzeba czasem cierpliwie odczekać swoje. Są też miejsca ubezpieczone liną, która przydaje się, gdy skały są mokre - zwłaszcza rano, gdy słońce jeszcze nie osuszy wilgoci z mnóstwa źródełek, cieków i mini wodospadów, oraz zapewne po deszczu. Wyobrażam sobie, że przy deszczowej aurze przejście tego szlaku może być wyjątkowo karkołomne. Nie zamierzamy tego sprawdzać 😉
 
Szlaki w Dolomitach

Szlaki w Dolomitach

Jakby jednak nie było, to najbardziej upierdliwy fragment znajduje się dopiero na "ostatniej prostej" do schroniska. Czas i wysokość wskazują, że już prawie jesteśmy u celu, a jedyną przeszkodą zostaje fragment ścieżki - choć tutaj ścieżka to określenie bardzo na wyrost - pod postacią wyślizganej i zerodowanej skały. O dumnej postawie wyprostowanej i sprężystym kroku można zapomnieć, gdyż ten odcinek najwygodniej i najbezpieczniej dla uzębienia pokonywać, używając wszystkich czterech kończyn, przyjmując nierzadko pozycje żywcem wyjęte z imprezowej gry Twister.
 
Dolomity schronisko Vandelli
 
Szlaki Dolomity Punta Sorapiss

Lago di Sorapis - Spacer wokół jeziora

Po przejściu tego jakże czyhającego na nasze uzębienie momentu na szlaku docieramy w końcu do schroniska, które od jeziora dzieli raptem parę ruchów kopytkami. Ostatnie metry na ścieżce w zaroślach i naszym oczom ukazuje się najbardziej fotogeniczne jezioro w Dolomitach, a jego kolor to najprawdziwszy obłęd w ciapki. Ja wiem, że matka natura potrafi w różne krajobrazowe perełki, ale tutaj to już przeszła samą siebie.
 
Najpiękniejsze jezioro w Dolomitach Lago di Sorapis

Najpiękniejsze jezioro w Dolomitach Lago di Sorapis 
 

Dolomity jezioro Lago di Sorapis

Jesteśmy zauroczeni do tego stopnia, że niespecjalnie przeszkadza nam towarzyszący tłumek turystów równie zachwycony tym, co ujrzały ich patrzałki. Wszyscy próbują znaleźć sobie miejsce, by móc choć przez chwilę chłonąć okolicę i w międzyczasie oczekiwać aż zwolni się najbardziej popularny głaz wystający z tafli jeziora, który okupuje każdy, by trzasnąć zdjęcie w myśl zasady - tu byłem. To punkt, gdzie ludzie zmieniają się równie często jak części garderoby na ich ciałach. Wszak foto rasowych instagirls na instagram same się nie zrobią. 😁

Gdy już Piter doprowadził migawkę aparatu do wrzenia, ruszyliśmy na spacer wokół jeziora. Na ścieżce pełno jest przyjemnych zakamarków, które można sobie zaanektować, by siedzieć w nich do woli. Bardzo sympatycznym miejscem na odpoczynek i dłuższą posiadówkę jest prawy brzeg jeziora, gdzie teren się wypłaszcza i tworzy coś na kształt wysokogórskiej plaży. Nic tylko przytargać tam ze sobą kocyk (jestem pełna uznania dla osób, które noszą ze sobą takie gadżety) i podziwiać sunące po niebie obłoki.

Nie przyszliśmy tam jednak, by się cały dzień wylegiwać. Tym bardziej, że niebo zaczynały zasnuwać coraz ciemniejsze chmury. Ruszamy dalej. Oznaczenie szlaku w tym miejscu to prawdziwe science-fiction i gratka dla osób z wyobraźnią przestrzenną oraz gdybaczy - co by było gdybyśmy poszli na przykład tędy? Dlatego kierujemy się mniej lub bardziej wydeptaną i wyszuraną ścieżką, co powoduje, że kilka razy włazimy nie tam gdzie trzeba i moja krótkonożna postać musi móżdżyć jak wrócić, nie gryząc przy tym mchów, porostów i krzaków.
 






Miejsce jest zdecydowanie warte tych wszystkich wygibasów, jakie przyszło nam uskuteczniać na szlaku i choć popularne, to jednak, w przeciwieństwie do na przykład Lago di Braies, dociera tam zdecydowanie mniej turystów. Jakim cudem? Ano takim, że całą trasę trzeba przekopytkować, a nawet nieco się przy tym zmęczyć, maszerując około sześciu kilometrów w jedną stronę.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM