Dzień drugi naszego pobytu powitał nas bardzo mglistą aurą, która niestety utrzymała się do końca dnia. Na dokładkę mocno wiało i w góry wychodzili tylko narwańcy. Zostaliśmy w schroniskowym ciepełku objadając się pięciostawiańską szarlotką - mniam!
W nagrodę za cierpliwe czekanie na poprawę pogody, dzień trzeci powitał nas słońcem i lekkim mrozem. Praktycznie nie wiało i jak tylko wstaliśmy, to od razu gęba mi się zaczęła cieszyć. Ot, taka moja reakcja na dobre warunki sprzyjające wędrówkom.
Widok na Tatry Bielskie
W planach było wdrapanie się na Kozi Wierch (2291 m n.p.m.). Wyruszyliśmy ze schroniska z samego rana, kiedy słońce dopiero zaczęło wynurzać się zza szczytów.
To był nasz cel - Kozi Wierch
Wcześnie, żeby zdążyć przed południowym nasłonecznieniem stoków. W końcu był 2 stopień zagrożenia lawinowego. Lepiej dmuchać na zimne.
Jedzonko i herbata w plecaku, raki na butach, czekan póki co przytroczony do plecaka.
Ruszyliśmy szlakiem niebieskim, mijając przysypane śniegiem stawy: Przedni Staw Polski, leżący przy samym schronisku, Mały Staw Polski i Wielki Staw Polski.
Dolina Pięciu Stawów Polskich
Śnieg na szlaku był dość ubity więc szło się bez problemów i po około czterdziestu minutach doszliśmy do Niżniego Solniska, gdzie od szlaku niebieskiego odchodzi szlak czarny, wiodący na szczyt Koziego Wierchu, należącego do szczytów Orlej Perci.
Niestety, mimo sprzyjających warunków pogodowych nie udało nam się wejść na szczyt. Moje raki stwierdziły, że to nie jest dzień na współprace z moimi butami i niestety cały czas luzowały mi się wiązania. A że teren był dość zmienny - w dolnych partiach ze śniegu wystawała trawa, hacząc o raki, oraz kamienie powodujące, że traciło się stabilizację. Bez raków niestety nie dało rady piąć się pod górę, na samym czekanie nie da rady się wspinać nie mając rakowgo podparcia stóp. Zawróciliśmy w pół drogi. Lekko zawiedzeni, chociaż ja to bardziej wkurzona na to żelastwo :D Ale nic to, gór nam przecież nie przesuną. Jeszcze nie raz sie tam będziemy drapać. Obrażona na sprzęt straciłam z lekka chęć na dalsze dreptanie, ale towarzysz mój najważniejszy namówił mnie, byśmy się przeszli w kierunku Pustej Dolinki.
Pusta Dolinka -
W Pustej Dolince
Weszliśmy na pobliskie skałki z zamiarem naładowania czekoladowych baterii i wtedy ten dzień zmienił się w najpiękniejszy i najważniejszy dzień mojego/naszego życia, bo... ;] Nawet teraz, jak sobie o tym przypominam, to od razu się cieplej robi. Tak, zawsze mówiłam, że Tatry to magiczne miejsce!
Dzień drugi naszego pobytu powitał nas bardzo mglistą aurą, która niestety utrzymała się do końca dnia. Na dokładkę mocno wiało i w góry wy...