, ,

Recenzja | Everest - Walka o wszystko

14.9.15

Everest Film Recenzja

Kiedy tylko zaczęły pojawiać pierwsze zwiastuny "Everestu" w reżyserii Baltasara Kormákura, wiedziałam, że pogalopuję do kina, gdy tylko owa produkcja się pojawi. Premiera filmu będzie miała miejsce 18 września, ale w niektórych kinach odbyły się już pokazy przedpremierowe, więc moje palce automatycznie wyklikały rezerwację i zakup biletów. Tym sposobem już w zeszły piątek dostarczyłam sobie sporej dawki emocji.

"Everest" bazuje na autentycznych wydarzeniach z roku 1996, kiedy to wyprawa na dach świata zapisała kolejną, czarną kartę historii himalaizmu, a człowiek musiał uznać potęgę natury. To ten czas, kiedy Everest rozbudzał wyobraźnię do granic możliwości i przestawał być celem tylko dla wybrańców. Zaczęło więc nań ciągnąć coraz więcej wypraw komercyjnych, których uczestnicy nierzadko tkwili w przekonaniu, że wejście na górę można sobie po prostu kupić i zagwarantować bezpieczny powrót, bez obaw o przeraźliwe zimno, czy burze.

Mimo, że historia oparta jest na faktach, nie mamy tutaj do czynienia z relacją krok po kroku, która dla osoby nie zainteresowanej tematem mogłaby być najzwyczajniej w świecie nudna. W tym obrazie, obok przekazu, liczy się przede wszystkim widowisko. A jest ono na bardzo wysokim poziomie. Reżyser postawił na trzymający w napięciu obraz, o którym możemy spokojnie powiedzieć, że to akcja i thriller w czystej postaci, kipiące emocjami przedstawionych postaci. Przy tym wszystkim otrzymujemy historię pełną wielkich marzeń, zgubnych ambicji, niewyobrażalnej siły człowieka oraz woli walki, by przeżyć wtedy, kiedy wydaje się to już zupełnie niemożliwe.

W przypadku "Everestu" na duży plus zasługuje również fakt, że twórcy postawili na obraz 3D. Mimo, że zawsze unikam oglądania filmów w okularach, bo najzwyczajniej w świecie męczą mi się przy tym oczy i po prostu tego nie lubię, tak po tym seansie byłam zachwycona i nie wyobrażam sobie, że można by "Everest" obejrzeć w spłaszczonej wersji 2D. Idealnie przedstawiona głębia krajobrazów, odległości, ale również potęga nieposkromionej natury.

Mnie osobiście również ucieszył fakt, że wszelkiej maści efekty komputerowe ograniczono do minimum, co zapewne pozwoliło aktorom na lepsze wczucie się w role. Do tego plenery z Nepalu, Islandii, czy Dolomitów (tak, robiły trochę za Himalaje) potęgowały, jak dla mnie, efekt WOW.

Przy całej tej filmowej otoczce Everest pozostaje swoistym mitycznym celem, rozbudzającym ambicję i wyobraźnię, przyciągającym, by go zdobywać za wszelką cenę. Jednak nawet najlepszy trening i żelazna wola walki nie zagwarantują powodzenia w potyczce z najwyższą górą świata, kiedy w strefie śmierci każdy krok staje się wyzwaniem i walką o wszystko. Nie tylko o sukces, ale i o życie.
  

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM