,

Recenzja | Ziarno Prawdy - Gdy sielankowy Sandomierz spływa krwią

8.2.15

Niezaprzeczalnym plusem pierwszych miesięcy roku jest to, że do kin wchodzi spora ilość nowości i bez problemu można oddać się wielkoekranowej rozrywce. Na celowniku mieliśmy trzy pozycje - dwie polskie, jedną zagraniczną - i potrzebowaliśmy chwili, by się zdecydować. Będąc jeszcze pod pozytywnym wpływem rodzimej kinematografii za sprawą obejrzanych kilka miesięcy temu Bogów, nasz wybór padł ostatecznie na Ziarno Prawdy w reżyserii Borysa Lankosza.

Ziarno Prawdy - recenzja filmu
Kadr z filmu - Fot. next-film.pl

Film był z pewnością wyczekiwany przez fanów Zygmunta Miłoszewskiego, zaczytujących się w jego powieściach. Przyznaję, że to była jedna z niewielu ekranizacji, z którymi miałam styczność na świeżo, bez wcześniejszego czytania książki. Dodam jednak, że nieznajomość lektury w niczym nie przeszkadza w tym przypadku.

Aktorzy
Nigdy nie byłam zwolenniczką filmów, gdzie lista nazwisk głównej obsady nigdy się nie kończy i w trakcie oglądania wypadałoby robić notatki, żeby się nie pogubić, kto, skąd, na co, i po co. Tutaj nie mamy przesadnej mnogości postaci, więc możemy się spokojnie skupić na najważniejszych odtwórcach ról, a ci dają radę całkiem dobrze. Nie będę się z zachwytu unosić nad ziemią, ale narzekać też nie będę.
Robert Więckiewicz jako prokurator Szacki dobry, choć w pewnych momentach trochę, moim zdaniem, przerysowany. Z jednej strony wkurwiony, doświadczony przeszłością i epatujący wyższością w stosunku do innych, a z drugiej śledczak niczym brownowski Robert Langdon, odczytujący symbole, biegający po kościołach i grzebiący  w archiwach. W przypadku tego filmu na większą uwagę zasługuje Jerzy Trela, który wciela się w rolę starego, policyjnego wygi - Wilczura -  z sandomierskiej pipidówy. Jak dla mnie, najbardziej prawdziwy w całym obrazie.

Dialogi 
Moim zdaniem, jedne z lepszych. Dopracowane, bez zbędnych pierdół, konkretne, a tam, gdzie trzeba uszczypliwe. Na ich przykładzie widać, że współpraca na płaszczyźnie reżyser-autor książki przyniosła produkt, który bardzo fajnie współgra z całym obrazem.

Obraz i Muzyka
Ścieżka dźwiękowa Abla Korzeniowskiego robi robotę od samego początku do końca. To nie jest przygrywka od czapy, pojawiająca się jakby obok obrazu. To dźwięk, który nastraja i buduje napięcie od pierwszych minut. Można nie lubić kryminałów, ale chociażby dla samej muzyki warto się z tym filmem zapoznać. Jeśli zaś chodzi o obraz, to w kwestii technicznej nie będę się w ogóle wypowiadać, bo ani ze mnie znawca, ani mi to nie jest do szczęścia szczególnie potrzebne.

Jeżeli się nie czytało książki, film jak najbardziej trzyma w napięciu, podaje na tacy intrygę, każe zbierać w trakcie oglądania elementy układanki. Oprócz czystej rozrywki, przemyca też problematykę społeczną, w której od zawsze obecne były takie ludzkie cechy jak chociażby zawiść, chęć zemsty, czy niechęć w stosunku do obcych. Jeśli umiejscowimy to wszystko w zaściankowej społeczności małej miejscowości, dostaniemy opowieść ze skrywaną tajemnicą z przeszłości w tle, która okaże się prawie idealną przykrywką dla zabójcy.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM