Decyzja o tym, że pojedziemy w Pieniny została podjęta (przeze mnie) dużo wcześniej, a dokładniej w momencie zakupu kuponu z Grupera, co miało miejsce gdzieś w okolicach maja. Ze względu na notoryczny brak czasu, wyjazd doszedł do skutku w grudniu.
Tak więc średnio pięknego piątku, zapakowaliśmy się w auto i ruszyliśmy w kierunku miejscowości Tylmanowa, gdzie mieliśmy miejscówkę, a dokładniej znajdowała się ona w osadzie (na osiedlu) Kliniec. Dodam, że w tamtej okolicy pełno jest właśnie takich osiedlu (przysiółków), które można szumnie nazwać dzielnicami Tylmanowej. Karkołomnie się do nich trafia, bo jadąc wzdłuż Dunajca są wprawdzie znaki kierunkowe, gdzie jakie osiedle się znajduje, ale dla mnie 99% skrętów powinna się skończyć w rzece :D No ale nie o oznakowaniu miałam pisać.
Jako, że dojechaliśmy na miejsce grubo po 20 nie pozostało nam nic innego, jak wszamanie kolacji i zapakowanie się do łóżka. Zimno było jak cholera, bo właściciel przybytku zapomniał chyba, że wypadałoby napalić w piecu. Jeszcze nigdy tak nie zmarzłam, nawet jak, kiedyś w schronisku trzeba było dziury w oknach skarpetami zatykać, żeby nie wiało. :D W Tylmanowej panowało regularne zimno przez duże "Z".
Rano, skoro późny świt, ubrani jak małe eskimoski, wyruszyliśmy w stronę Krościenka nad Dunajcem. Pod dotarciu na miejsce i zostawieniu naszego ukochanego środka lokomocji na parkingu przed kościołem, ruszyliśmy w stronę centrum (szumne słowo) miejscowości w poszukiwaniu początku naszego szlaku. Według mapy powinien się znajdować ów początek w okolicy komisariatu i poczty. Po zatoczeniu dwóch kółek, w końcu znaleźliśmy.

Szlak biegł częściowo wzdłuż Dunajca. Po jednej stronie rzeka, po drugie skalna ściana. Trochę strach się zatrzymywać, bo a nóż coś na łeb spadnie i z dalszego dreptania będą nici. Mijamy kaplicę św. Kingi oraz umiejscowione przy szlaku kapliczki.
Po około godzinie i trzydziestu minutach docieramy do rozwidlenia pod Sokolicą.

Stwierdzam zdecydowanie, że schody to pomyłka. Zdecydowanie lepiej chodzi się po kamieniach, no i nie trzeba się trzymać lodowatej poręczy, co w tym przypadku było konieczne, aby swego zębowego garnituru na szlaku nie zostawić. :D
Wypełzliśmy na górę, a na górze wiało tak, że momentalnie zapałałam uczuciem nieskończonym do obecnych tam poręczy, bo bez nich musiałabym nauczyć się fruwać. Lądowanie w Dunajcu, z wiadomych względów, nam się jakoś nie uśmiechało.
Z góry, przez pogodę, widok taki a nie inny niestety. O cud panoramach można było zapomnieć, no chyba, że ktoś ma bujną wyobraźnię z możliwością natychmiastowego odtwarzania zapisanych w pamięci obrazów i zastępowania nimi otaczającej nas zewsząd szarości. Tak, szarości, bo i śnieg się zaczynał ulatniać, a w powietrzu wisiała obrzydliwa odwilż.
Przedmuchani z każdej strony, odpuściliśmy wejście na Trzy Korony i ruszyliśmy szlakiem niebiesko zielonym w dół, mijając Czertezik. Po około godzinie i 30 minutach dotarliśmy do szlaku żółtego, którym wróciliśmy spokojnie do Krościenka.
W tym miejscu chciałabym zaznaczyć, że współczuję tej miejscowości. Wydawać by się mogło, że w grudniu ruch będzie tam znaczny, jak to zwykle bywa w podgórskich miejscowościach. Tam było inaczej, praktycznie pusto, na uliczkach praktycznie zero ludzi (za wyjątkiem mieszkańców, którzy akurat wyszli po zakupy pierwszej potrzeby). Miejscowość chyba nie może się poszczycić znacznymi zyskami z turystyki, no może w lecie jest lepiej, jak działają spływy Dunajcem - to z pewnością przyciąga klientelę. W drodze powrotnej do auta wstąpiliśmy na obiad do jedynego otwartego baru i wróciliśmy do Tylmanowej.
15 komentarze
Fajna wyprawa :) a co do Krościenka to oj, latem są tam tłumy ale jeszcze większe są w Szczawnicy i właśnie to miejsce zdecydowanie polecam!~Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńWniosek jest jeden. Trzeba się tam wybrać latem:-)
UsuńNie wiem, na co narzekasz, ja tu widzę całkiem ładne widoki na zdjęciach :)
OdpowiedzUsuńTo takie moje znaczenie. Chcę by wszystko zawsze było na tip top. Nawet widoki. ;-)
UsuńI znów piękna wycieczka z miłymi akcentami. :)
OdpowiedzUsuńPzdr. :)
Fajne zdjęcia Przełomu i okolic.A ja proponuję Wam najpiękniejszy przełom w Polsce-Przełom Nysy Kłodzkiej.Mam własny kajak i ponton,to taniej.Wrażenia niesamowite.Kilka razy w roku pokonuję tą trasę.Kliknij"Nysa Kłodzka spływy kajakowe i pontonowe".Co o tym sądzisz,a może już ten spływ pokonałaś?Pozdrawiam:-))
OdpowiedzUsuńno w Tylmanowej to nigdy nie ma tłumów, bo to zwykła przejazdowa wioska, nie ma tam większych atrakcji turystycznych, każdy woli spać bliżej, tzn.Krościenko, Szczawnica, Czorsztyn
OdpowiedzUsuńJakie warunki na szlaku w pobliżu Sokolicy ?. Spokojnie się idzie czy są jakieś trudności ?.
OdpowiedzUsuńSzlakiem idzie się spokojnie. Ze względu na małą ilość śniegu trzeba było uważać żeby nie "pojechać" na wystającym, mokrym kamieniu albo korzeniu. No i schody w niektórych miejsach były lekko oblodzone.
OdpowiedzUsuńAle widoki z góry! ;) I charakterystyczne drzewko uchwyciliście na zdjęciu :) A tak w ogóle, to bardzo ładną parę tworzycie :) Pozdrawiam i kolejnych udanych wypraw :)
OdpowiedzUsuńDziękujemy! ;)
UsuńAle ładne widoczki. Przyjemnie tak pospacerować z Tobą :)
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło :) Zapraszam więc do kolejnych spacerów :)
UsuńMimo pogody takiej sobie, mnie i tak się podoba... :-)
OdpowiedzUsuńA widoki nie są takie złe, spokojnie mogę sobie wyobrazić duuuuzo gorsze :-)
Ja tylko mogę powiedziec/napisać, że bardzo żałuję ale w Pieninach to mnie jeszcze nie było. Z pewnością kiedyś sie tam wybiorę. Bardzo podoba mi sie to pasmo gór. Szkoda tylko, że ode mnie to tak daleko.
Pzdr.
Oczywiście, że zawsze pogoda mogła być gorsza i cieszę się bardzo, że mimo takiej, jaka była, to wycieczka udana. Zresztą w górach zawsze jest udana :) A Tobie życzę, byś jak najszybciej nadrobił tę zalgłość i w końcu trafił w Pieniny :) Ja sama mam bardzo długą listę miejsc, które koniecznie chcę odwiedzić i ta lista się ciągle wydłuża :D
Usuń