, , , ,

Dolina Baryczy i Stawy Milickie z zawałem w tle

21.10.16


To miał być zwyczajny, sobotni wyjazd 'za miasto', coby zresetować łepetynę, dotlenić mózgowie i pospacerować na spokojnie w przyjemnych okolicznościach przyrody. Skończyło się takim kilometrażem, że miałam ochotę odrąbać sobie nogi, a po drodze zawał przeżywałam częściej niż sam Marian Paździoch. Ale po kolei.



Po skończonej eksploracji ruin pałacu Hatzfeldów i podglądaniu łabędzi w przypałacowym parku, odpaliłam wrotki - to znaczy kopytka - i poszurałam na szlak szukać jesieni.
Szlakiem niebieskim pomaszerowałam w stronę Żmigródka, gdzie miałam odbić w prawo i opuścić miejskie zabudowania. Tutaj moja współpraca ze szlakowym oznakowaniem padła po raz pierwszy, co poskutkowało minięciem skrętu, do którego musiałam się wracać.

Jakby nie było, szlak niebieski znaleziony. Można było odtrąbić sukces i ruszyć na leśną ścieżkę. A ta była wygodna i szeroka, co miałoby niewątpliwie znaczenie, gdybym musiała przed czymś spieprzać.



Niby jesteśmy tylko ja i las, ale wiem, że tam w tych chaszczach kryją się żyjątka duże i małe, których jakoś tak nie mam ochoty spotkać. Komary jednak mają wywalone na moje chęci i próbują dobrać się do nieosłoniętych części mojego ciała, a że zbytniego wyboru nie miały, bo było dość chłodno, skupiły się na atakowaniu mojej gęby. Nie zliczę, ile razy zasunęłam sobie plaskacza.

Raz, po raz jakieś stworzonko szeleściło w liściach. A to dojrzałam wiewiórkę, a to jakąś mysz. Wtem... - czas na zawał numer jeden - ... ryk jakiś z wcale nieodległych krzaczorów. 
Łepetyna ogarnia sytuację, wykluczając zagrożenie i zakładając, że nic nie ma w planach, by mnie zeżreć. Wszak to końcówka września - czas rykowiska, więc rykopodobne dźwięki musiały należeć do jakiegoś jeleniowatego mieszkańca lasu. A, że ja na łanię nie wyglądam, to - ufff - mogę dreptać dalej.

Mapa pokazuje, że szlak niebieski poprowadzi mnie do Grodziska Żmigródek (Zapadły Zamek). Taką też tabliczkę, polecającą skręcić,  znajduję na szlaku. Idę więc, spodziewając się jakichś może ruin, może pozostałości jakiejś budowli. W końcu szlak niebieski skądś musiał swoją nazwę - szlak archeologiczny - wziąć. 
Niestety mój huraoptymizm szybko pada, bo jak okiem sięgnąć, wszędzie dookoła las i krzaczory po pachy. Nawet jeśli coś tam było, nie sposób było dojrzeć, co się w owych zaroślach kryło. Zamiast na Grodzisko trafiam na podmokłą polanę. Pakuję się po kostki w błoto i stwierdzam, że nic tu po mnie.

Wtem, tuż koło mnie w krzaczorach trzaski, łamanie gałęzi i ewidentnie ruch jakiś nagły - czas na zawał numer dwa. Stoję w tym błocie z otwartą japą, a z zagajnika wyskakują na pełnym pędzie dwie łanie i przecinają polanę. Nie, nie zdążyłam zareagować, by dopaść aparatu. Nie-brawo-ja!

Wyłażę z tej polany, idę dalej, pikawa zdaje się wracać z przejażdżki rollercoasterem, nawet gdzieś tam ptaszki świergoczą. Teraz to już musi być spokój, nie? A guzik! 
Jak tylko pomyślałam o spokojnym doczłapaniu do celu, moją leśną ścieżkę przecięło pięć dzików. Żeby one jeszcze wzięły i się po prostu przeraciczkowały na drugą stronę. Ale, nieeee - tu ma miejsce zawał numer trzy - stanęły i się gapią. I chrumkają. Czy ja im, kurzasz mać, wyglądałam na żołędzie, albo inną brukiew?! Na całe szczęście okazałam się być chyba obiektem nudnym, bo w końcu pokopytkowały dalej, a ja z wrażenia wlazłam w bajoro.

Las już mi wychodził bokiem, ale biorąc po uwagę czas, wiedziałam, że już jestem w pobliżu pierwszych stawów. Po drodze jeszcze spotkałam grupę grzybiarzy i leśniczego, którzy patrzyli na mnie, jak na ufo. Z tym, że ja byłam w wersji nie pozaziemskiej, a krzaczorowej, skoro z tych zarośli tak z gracją i artystycznie uwalona błotem wylazłam.







Po leśnych przygodach docieram do kompleksu Radziąc, będącego częścią Rezerwatu Stawy Milickie. Tutaj leżą Stawy Jelenie. Jako, że nie ma dogodnej miejscówki, by popatrzeć na okolicę, idę dalej, w kierunku Szarzyny i dalej, w stronę Rudy Żmigrodzkiej, gdzie mieści się Staw Rudy. Tutaj też krzaczory nie chcą współpracować i widoki są o kant tyłka strzaskać.

Cisnę dalej przez wioskę, łypiąc spode łba na ujadające burki, czy aby któryś się nie rozpędza do moich kostek. Już bez przygód, ale z bolącymi kopytami, docieram do kompleksu stawów Jamnik. Tutaj jest świetny punkt widokowy, pozwalający na obserwację zamieszkującego tam ptactwa. Idealna miejscówka dla ornitologów i ptasich podglądaczy. Gniazduje tam bowiem wiele gatunków ptaków, m. in. podgorzałka, gągol, błotniak stawowy, żuraw, rybitwy, a jako, że wiosna i jesień to czas ptasich przelotów, to na stawach rządzą ptaki zgrupowane w stada, które raz, po raz podrywają się do lotu. Mieć tam teleobiektyw. Ech...



Żmigród

Rynek w Żmigrodzie

Po minięciu kompleksu Jamnik planowałam wejść na szlak czerwony i wrócić nim do Żmigrodu, a po drodze zahaczyć o Grodzisko Osiek (Górzyca). I to by było na tyle, jeśli o plany chodzi, bo szybko je zweryfikowałam. 
Szlak, zgodnie z mapą, wprowadził mnie na rozległy teren, gdzie miałam dreptać i nawet wszystko wskazywało na to, że tak w istocie będzie, jednak po kilkuset metrach prócz traw sięgających pasa, ściernisk i pozostałości po polu kukurydzy nie byłam w stanie ocenić, w którą stronę powinnam się kierować (muszę w końcu zaopatrzyć się w kompas!). Jak okiem sięgnąć trawska i jeszcze raz trawska - O, jeleń! I dzik! - i jeszcze więcej trawsk. Podziękowałam za te atrakcje i wycofałam się do asfaltowej drogi, której tak bardzo chciałam uniknąć.

I szłam, i szłam, i szłam, a moje łydki stawały się coraz bardziej ołowiane i kiedy w końcu dojrzałam zabudowania Żmigrodu ucieszyłam się jak dziecko ze spotkania ze świętym Mikołajem. A jak już się dokulałam do dworca kolejowego, największą miłością obdarzyłam krzesełko. W końcu mogłam przestać przebierać kopytkami. 

Ogłaszam wszem i wobec, że przerabianie kopytek na nieświeżą tyrolską za pomocą asfaltu nie jest fajne. Zdecydowanie bardziej wolę się przetyrywać w górach.

Jednak co do samego szlaku i okolicy, to jak najbardziej polecam, ale nie na nogach, a rowerem. Raz, że się więcej ogarnie, a dwa teren do jazdy jest naprawdę zacny i ścieżek do wyboru, do koloru.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM