, ,

Lato w Tyrolu: Alpy - Greitspitz 2872 m n.p.m.

29.7.15

Od naszego ostatniego pobytu w Tyrolu upłynęło bardzo dużo czasu, dlatego też tegoroczny wyjazd był wyjątkowo wyczekiwany. Przeze mnie bardziej, co od momentu potwierdzonej rezerwacji objawiało się notorycznym znoszeniem jajka przedpodróżnego i nieustannego snucia planów wędrówkowych. Te jednak zostały na miejscu szybko i boleśnie zweryfikowane, ale nad tym będę się rozwodzić innym razem.

Alpy Tyrol Greitspitz

Dziś pora na dawkę słonecznej energii i pierwszą, pourlopową foto relację, w której zabiorę Was na Greitspitz 2872 m n.p.m., przypominający trochę z wyglądu łeb naszego giewontowego rycerza. Jednak przy nim naszemu rycerzykowi bliżej do niziołków i pożywki dla masy wędrownej stonki, oblepiającej jego zbocza. Tam, pod alpejskim niebem, na całe szczęście stonkowych tłumów nie uświadczycie. Choć, nie powiem, mieliśmy pewne obawy co do tego. W końcu kopsnęliśmy się tam w środku letniego sezonu.

Urlop, czas start!

Mniej lub bardziej wyspani ściągamy nasze kopytka z wyrka i lecimy na pożywne śniadanko. W końcu porządna szama przed wyjściem na górskie dreptanie do podstawa. Pakujemy klamoty i montujemy się w kolejkę, dzięki której zyskujemy nie tylko wysokość, ale i cenny czas, którego - jak się okaże w ciągu dnia - będzie i tak za mało.



Alpy Tyrol Greitspitz
 Chatka straży granicznej

Alpy Tyrol Greitspitz

Alpy Tyrol

Prognozy zapowiadały tego dnia najbardziej stabilną i wolną od burz aurę, więc siłą rzeczy chcieliśmy to wykorzystać do maksimum. Nie ukrywam jednak, że na wszędobylskie, mniejsze i większe obłoczki spoglądałam wilkiem, choć urody im odmówić nie mogę.

Wyjeżdżamy do miejsca naszego startu, a głowa zaczyna się kręcić dookoła, wymuszając celowanie aparatem w podniebne górskie krajobrazy przy jednoczesnym panowaniu nad postępującym ślinotokiem. Że też ta wielka kupa kamieni jest taka piękna!

Alpy Tyrol

Alpy Tyrol Greitspitz
 Greitspitz na pierwszym planie

Alpy Panorama
 Szczytowa panorama

Na szczycie Greitspitz
Wspólne szczytowanie

Mijamy chatkę straży granicznej, kilka zimowych instalacji wyciągowych i naśnieżających, a po krótkiej chwili zostawiamy to wszystko za sobą i wkraczamy na szlak, który zaprowadzi nas do naszego pierwszego dziś celu, na Greitspitz.

Według znaków marsz powinien nam zająć niecałą godzinę, jednak nasze ogólne zajaranie okolicą znacznie go wydłuża. Z jednej strony napawamy się rozległą panoramą, z drugiej podziwiamy rowerzystów, którzy śmigają z lubością po tym górskim raju. Co przy tym najważniejsze, nikt sobie w paradę nie wchodzi i chłonie góry na swój sposób - dla nas bomba.

Kroczymy więc wygodną ścieżką, jednak, aby wejść na szczyt Greitspitz, trzeba zejść kawałek z wygodnego szlaku i przez parę chwil, jeśli jest się takim krótko nożnym osobnikiem jak ja, pomóc sobie rękami, żeby nie stracić gruntu pod kopytkami. Najmniej wygodny okazał się początkowy fragment, z mnóstwem luźnych i suchych skał, które z upodobaniem i gracją uciekały spod stóp.

Następnie docieramy do odcinka ubezpieczonego liną, by już po krótkiej chwili wmaszerować na szczyt. Zabawiamy chwilę na górze, czekamy na dogodny moment na fotkę. Obecni na szczycie kulturalnie ustępują sobie miejsca, proponują wzajemne zrobienie zdjęcia, żeby nie musiało być z rąsi. Miło, aż żal schodzić. Zanim jednak zejście, wpisujemy się w zeszyt, pieczołowicie schowany do skrzynki na szczycie. Jeśli przypadkiem tam będziecie - co polecamy - możecie poszukać naszego wpisu.

Greitspitz
 Ostatnie spojrzenie za siebie







Pierwszy cel zaliczony. Schodzimy (nie na amen) sprawnie i szybko, wracając na główny szlak, który będzie prowadził nas na kolejny szczyt, na jakie wturlamy się tego dnia.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM