, , , , , ,

Velebit & Góry Dynarskie: Szlak na Bojin Kuk, czyli trekking w krasowym raju

10.3.20


Bojin Kuk. Komuś coś mówi ta nazwa? Jestem prawie pewna, że wielu z was widzi ją po raz pierwszy i raczej nie ma z nią żadnych konkretnych skojarzeń. Jeśli faktycznie tak jest, pora zmienić ten stan rzeczy, a żeby wam to ułatwić, znów wybierzemy się na chorwackie szlaki. 😊

Ciągnący się wzdłuż adriatyckiego wybrzeża łańcuch Velebitu wręcz zaprasza, by się tam zapuścić i odkryć wiele smaczków, jakimi mogą uraczyć nas chorwackie góry, będące rajem dla wielbicieli wspinaczki i wędrówek w towarzystwie krasowych form skalnych i bajecznych widoków. Warto więc czasem porzucić zwiedzanie i plażing  na rzecz pustych szlaków. Będziecie pod wrażeniem.

Nasz wybór na Bojin Kuk padł w zasadzie przypadkiem. Ot, chcieliśmy mieć w zanadrzu przyjemną pętelkę, którą można będzie przekopytkować podczas jednodniowej wycieczki, i która nie sponiewiera nas jak Vaganski vrh.
Pomysł na tę wycieczkę okazał się być również dobrym wypełnieniem dnia, kiedy na Wyspie Pag i najbliższej okolicy zaczęła szaleć bora - bardzo silny i porywisty wiatr, który na skutek różnicy ciśnienia wręcz spada od strony gór w kierunku wybrzeża, przekreślając wszelkie plany plażowo-rejsowo-nurkowe.

Góry w Chorwacji - Szlak: Starigrad - Veliki Vaganac - Jagin Kuk - Bojin Kuk (Bojinac) - Veliko Rujno

Na szlak planowaliśmy wyruszyć standardowo około godziny ósmej, żeby na spokojnie przejść zaplanowaną pętlę. Niestety wspomniana bora próbowała pokrzyżować nasze założenia. Na szczęście mało skutecznie 😎
Niemniej jednak, gdy nocne podmuchy przetaczającej się po wyspie bory dawały do wiwatu tak konkretnie, że wydawało się, że okna wyrwie, a chata się rozleci, nasze górskie zapędy mocno siadły. Kiedy więc przed szóstą zadzwonił budzik, przeturlałam się tylko na drugi bok. Choć, nie powiem, sprawdziłam jeszcze prognozę pogody. Szansa na kopytkowanie tliła się jeszcze.

Ostatecznie z kwatery wyturlaliśmy się koło dziesiątej, na szlaku zameldowaliśmy się w okolicach południa. Jak na nas - późno! Wcześniej i tak nie było sensu, bo nawet z opóźnieniem nie uniknęliśmy chmurnych kołderek, które w niektórych miejscach szczelnie przykrywały szczyty.
Kierunek wiatru oraz chmur pozwalały nam jednak mieć nadzieję, że się wypogodzi. Tak też się stało, a decyzja o wyjeździe okazała się strzałem w dziesiątkę.

Miejscowość Starigrad i jego okolice są świetną bazą wypadową na szlaki w Narodowym Parku Paklenica. To właśnie tutaj znajduje się chorwacka mekka dla wspinaczy ze słynną ścianą Anića Kuk. Warto jednak wybrać się na ścieżki nieco bardziej oddalone od tej najbardziej znanej i zdominowanej przez turystów okolicy. Wtedy można cieszyć się krajobrazem i wędrówką praktycznie w samotności.

Ze Starigradu, żeby nie kluczyć pomiędzy prywatnymi posesjami, podjeżdżamy wyżej do parkingu, gdzie spokojnie i bez opłat można zostawić samochód. Miejsce jest widoczne na mapach google oraz na mapy.cz, więc znajdziecie bez problemu.

Nie pozostawało już nic innego jak tylko zabrać plecaki i odnaleźć szlak znakowany czerwoną farbą. Jednak odnajdywanie szlaków w Chorwacji wcale takie oczywiste nie jest, o czym mieliśmy okazję przekonać się już podczas wcześniejszych wycieczek. Trzeba mieć więc oczy dookoła głowy, a i to nie zawsze jest gwarancją poszukiwawczego sukcesu.
Niech was to jednak nie powstrzymuje przed chorwackimi eskapadami. Na chętnych i pełnych kopytkującego entuzjazmu czekają bowiem bajkowe krajobrazy pełne niesamowitych krasowych form skalnych.




Trasa z parkingu prowadzi łagodną ścieżką pośród traw, zielonych zarośli i krzewów. Po krótkim marszu wzdłuż szlaku Vaganac-Bojinac docieramy do wypłaszczenia doliny Veliki Vaganac, skąd na rozejściu szlaków kierujemy się w lewo, nadal wzdłuż Vaganac-Bojinac. Mijamy niski murek, rozpadające się budynki, ewidentne pozostałości po dawnej osadzie, którą teraz natura przejęła we władanie. Im dalej i wyżej wchodzimy, tym okolica robi się bardziej dzika, teren bardziej skalisty, a w miarę zielona dotąd roślinność sucha.

Dla odmiany warto czasem zboczyć z wyznaczonego szlaku, wejść na punkt widokowy i rzucić okiem na rozciągające się w dole wybrzeże. Krajobraz z błękitem nieba kontrastującym z bielą skał prezentuje się wyjątkowo efektownie. Można tak pauzować bez końca ale szlak działa niezmiennie zapraszająco. Nie dajemy się prosić zbyt długo i kopytkujemy dalej, a z każdym kolejnym krokiem robi się coraz ciekawiej.






Ścieżka kluczy wśród skał, biegnie u podnóża stromej ściany, by wyprowadzić nas w trawiastą dolinę, gdzie wnosi się charakterystyczna - ni to palec, ni to dildo - skała Jagin Kuk. Stąd już blisko do kolejnego rozejścia szlaków. Cały czas trzymamy się lewej strony. Formy skalne robią się bardziej monumentalne, a ściany jeszcze bardziej strome.



Na Bojin Kuk /1110 m n.p.m./ prowadzą dwie drogi - krótka via ferrata oraz szlak normalny, nieco bardziej okrężny. Chcieliśmy spróbować wejść via ferratą ale nie znaleźliśmy tej ścieżki, mimo że na mapie jest wyraźnie oznaczona. Cóż, mapa sobie, a trasa sobie.
Nie ma jednak tego złego, co by na dobre nie wyszło. Mijamy za to fascynujące rozpadliny i płyty krasowe żłobione wiatrem i deszczem. Coś pięknego!






Wejście drogą okrężną spacerkiem nie jest i często, szczególnie w moim przypadku, wszystkie kończyny idą w ruch. Dobrze, że skały były suche, bo na mokrych o jakimkolwiek wejściu do góry można by od razu zapomnieć. Wszelkie niedogodności z gubieniem ścieżek i ogólne wygibasy w drodze na szczyt rekompensuje widok z niego. To jest po prostu obłęd w ciapki, a kapcie - gdyby tylko były na naszych kopytkach - pospadałyby z hukiem.
Wiatr, surowe skały, w oddali bezkres innych szczytów w masywie Velebitu, błękit nieba i Adriatyku, a na szczycie tylko my. Cu-do-wnie! Gdyby nie wiatr skutecznie przepizgujący tyłki, żal byłoby schodzić. 😍


Schodzimy wzdłuż skalnej rynny stroną północno-zachodnią, również bardzo urokliwą. Krajobraz jest wyjątkowo surowy, a ścieżka wiedzie pośród ostrych jak brzytwa skał i rozpadlin, gdzie uważnie trzeba stawiać stopy.
Stopniowo zostawiamy gołe skały za sobą, wchodzimy na teren bardziej zalesiony i  przy okazji uzupełniamy wodę w niewielkim źródełku. Źródełko jest oznaczone na mapie, ale w środku lata raczej bym się tam wody nie spodziewała. My byliśmy we wrześniu, po opadach deszczu, a woda ledwo się sączyła. Warto mieć to na uwadze!

Po zejściu ze szczytu naszym celem jest Veliko Rujno, skąd szlakiem powinniśmy wrócić do parkingu, gdzie startowaliśmy. Zejście do wsi Veliko Rujno, mimo że na mapie prawilnie oznaczone szlakiem, to istna eskapada na orientację.

Teoretycznie powinniśmy schodzić (tylko cholera wie, gdzie), za czym optuje część zespołu. Mi to jednak nie pasuje i idę... pod górę, w prześwit w chaszczach, co okazuje się być dobrym wyborem, bo udaje nam się trafić do pożądanego rozwidlenia.
Tym sposobem, a potem trochę na szagę, a trochę na czuja, docieramy do wsi.
Stąd początkowo szlak wiedzie szeroką i ubitą drogą, która w porównaniu z przebytym już szlakiem jawi się niczym górska autostrada. Jednak wskazywane na mapie odbicie totalnie gubi się w krzaczorach, które dawno nie widziały przedzierającego się przez nie człowieka.
Odpuściliśmy więc i do naszego punktu wyjścia - na Veliki Vaganac - dotarliśmy "nieco" na około, bitą drogą, gdzie nawet proponowano nam podwózkę.
Było jednak tak pięknie, że mimo wchodzących w rzyć kopytek, odmówiliśmy z uśmiechami na buźkach, za co w nagrodę mamcia natura uraczyła nas wyjątkowo malowniczym zachodem słońca.


Czego chcieć więcej? Chyba tylko kolejnych chorwackich szlaków do przejścia. 😊

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM