Każdorazowo, gdy tylko stwierdzę, że nic mnie już nie zdziwi, bardzo szybko muszę te słowa odszczekiwać. Okazuje się bowiem, że otaczający mnie świat i ludzie w nim z upodobaniem dbają o moją wątpliwą rozrywkę.
Mimo, iż byłam przekonana, że czasy pociągowo-peronowych wojen, z atakującymi zewsząd łokciami i przejeżdżającymi stopy walizkami, mamy już dawno za sobą, to ostatni weekend uświadomił mi w jak błędnym przekonaniu i nieświadomości żyłam.
Czasy może się zmieniły, ale zachowanie i mentalność niektórych osób pozostają niezmienne od lat - niezależnie od wieku wspomnianych, dla których to hasła 'wyjazd' i 'podróż komunikacją zbiorową' oznaczają jednoczesne pozostawienie empatii i mózgu w domu.
Podróż, zamiast upływać w spokoju, zamienia się w drogę przez mękę i to bynajmniej nie przez fakt, że akurat Twój pociąg to jeżdżąca sauna lub lodówka. Twoje samopoczucie zostaje sprowadzone do parteru przez - czyhających chyba zawsze w gotowości - podróżnych uprzykrzaczy w osobach współpasażerów.
Szczęśliwy jest ten, kto jeszcze nigdy ich nie spotkał na swej podróżnej drodze.
Niestety, ilu rozmów bym nie przeprowadziła ze znajomymi w nawiązaniu do podróży koleją, to i tak temat ten zawsze wypływa i zaczyna się ogólny narzek na tych, którzy to (normalnie czasami mam wrażenie, że robią to dla sportu) uprzykrzają życie innym pasażerom. Kolej w tej materii zdaje się wieść prym, a to za sprawą faktu, że w pociągu spędzamy zwykle więcej czasu niż w autobusie i obszar do popisów jest jakby większy.
Najbardziej irytujące zachowania podróżujących pociągami
Wędrówki ludów
Te rozumiem w pociągach bez rezerwacji miejsca, kiedy to jego znalezienie jest zwykle okupione pielgrzymką przez cały skład. Ale niech mi ktoś wytłumaczy, jaki jest cel łażenia w tę i nazad ze wszystkimi klamotami (i nie, nie do Warsu, czy toalety), skoro na bilecie jest jednoznacznie podane miejsce do siedzenia. Ja wiem, że zdarzają się sytuację, kiedy nadrukowany na bilecie numer miejsca nijak ma się do rzeczywistości, ale - borze szumiący! - z trzydzistu chłopa chyba nie miało aż takiego pecha, żeby dostać bilet z nieistniejącym miejscem?!
Bieganie w tę i we w tę
Tu podobnie, jak powyżej, w pociągach bez rezerwacji jestem w stanie przymknąć na to oko, bo zew natury i ukryty wewnętrzny myśliwy każe zapolować na miejsce, ewentualnie dobrze się na nie zasadzić. Nijak ma się to jednak w sytuacji, kiedy dzierżysz w dłoni bilet, na którym, jak wół, jest napisany numer wagonu i określone miejsce. Ale niech tylko wybrzmi z głośników zapowiedź pociągu. I się zaczyna. W tę i we w tę, i tak ze trzy razy nawet mimo tego, że przecież przy zapowiedzi zostało powiedziane, w którym sektorze zatrzyma się dany wagon.
Zajmowanie nie swojego miejsca
To co, że na bilecie jest napisane: wagon 14, miejsce 056 korytarz, jak dla niektórych synonimem sukcesu jest uczaplenie tyłka w pozycji siedzącej, gdzie bądź, a najlepiej przy oknie, na miejscu Twoim lub innego pasażera. A co następuje potem? Albo foch, jak chcesz zająć swoje, zarezerwowane miejsce, albo - tak, zgadłeś - rozpoczyna się wędrówka w poszukiwaniu tego właściwego.
Rozpychanie się i zajmowanie więcej niż jedno miejsce
Bo przecież siedzenie, jak bozia przykazała jest nudne i dla frajerów! Na tę okoliczność trzeba się rozwalić do granic możliwości, anektując przy okazji miejsce siądadujące. Żeby było gdzie nogi wywalić, kurtki walnąć, albo walizkę posadzić.
Śmiecenie i brudzenie
Nie mam nic przeciwko jedzeniu i piciu. Wszak to naturalne potrzeby ludzkie. Ale jak komuś ciężko jest trafić papierem z kanapki czy butelką po napoju do kosza i rzeczone śmieci lądują gdzie popadnie albo - co gorsza - wciskane są za fotele (!), a okruchy i resztki żarcia walają się wokół, to mnie zaczyna nosić.
Głośne i długie rozmowy przez telefon/ze współtowarzyszami
To jest mój anty-faworyt. Hit nad hitami oraz stuprocentowy generator agresji i wewnętrznego wrzenia. Planowałeś się zdrzemnąć, poczytać książkę, a może pokontemplować zmieniający się za oknem krajobraz? Zapomnij! No, chyba że posiadasz umiejętność wyłączania się od otaczających Cię dźwięków. Bo oto w najbliższej odległości rozsiada się pleciuga, która klepać będzie tak długo, jak długo trwać będzie jej podróż. Spodziewaj się usłyszeć o wszystkim. Kto, z kim, gdzie, dlaczego i jak długo to dopiero początek, wierz mi.
Z powyższych zachowań najbardziej, niczym płachta na byka, działa na mnie głośna gadanina na tematy zupełnie od czapy albo takie, od których uszy więdną, i których nie da się odusłyszeć.
Serio, nawet człowiek wyciągający cały kanapkowy majdan z jajkiem na czele - o ile mnie nimi nie rzuca (na szczęście się nie zdarzyło 😄) - nie jest mnie w stanie zirytować tak, jak nadworna gaduła mieląca ozorem bez opamiętania.
A jak to jest z Wami? Jakie zachowania irytują Was najbardziej, a na co zupełnie nie zwracacie uwagi? A może jesteście niezmąconą oazą spokoju i nic, ani nikt, nie jest w stanie wyprowadzić Was z równowagi?
Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, RyanMcGuire