,

Broad Peak - temat, który poróżnił górski świat

11.10.13

Ten rok się jeszcze nie skończył, ale już został okrzyknięty mianem najczarniejszego, jeśli chodzi o polski himalaizm. Pozytywne informacje zginęły pośród tych tragicznych, które szerokim echem odbiły się nie tylko w kręgach profesjonalnych alpinistów i himalaistów, ale także zwykłych zjadaczy chleba, którzy żyli ich życiem i śledzili mniej lub bardziej ich poczynania.

Być może nie było by aż tak głośno o całej sprawie, gdyby nie fakt, że z wyprawy nie powróciły osobistości polskiego himalaizmu. Mimo że w czwórkę zdobyli szczyt, szczęśliwie do bezpiecznej bazy powróciła tylko dwójka - Adam Bielecki i Artur Małek. Tomasz Kowalski i Maciej Berbeka najpierw zostali uznani za zaginionych, a po poszukiwaniach, które nie przyniosły rezultatu, za zmarłych.

Broad Peak (8051 m n.p.m.) - fot. PAP/ Monika Rogozińska | www.wiadomosci.wp.pl

Dlaczego o tym piszę? Przecież od rzeczonej tragedii (8. marca 2013) minęło już siedem miesięcy. Nie mogę po prostu zdzierżyć tej całej otoczki wokół ludzkiego dramatu. Powołanie komisji, która miała zbadać przyczyny tej tragedii, spowodowało, że ów dramat jest postrzegany, jako afera w hermetycznie zamkniętym, ale coraz bardziej - w niektórych przypadkach - skomercjalizowanym  środowisku. Choćby komisji powołano milion pięćset i choćby komisje te doszły do mniej lub bardziej określonych wniosków, to nic już nie wróci życia tragicznie zmarłym himalaistom i nic nie złagodzi tego bólu, jaki owa strata wywołała wśród ich bliskich. Przykro czytać doniesienia o zarzutach wobec "ojca" wyprawy Krzysztofa Wielickiego. Ale czy to jego wina, że tych dwoje poniosło śmierć? Czy on ich prowadził za rękę i dyktował, jak mają stawiać swoje kroki w starciu z górą? 
Tu nie chodzi o to, by kogoś obwiniać. W ogóle nie powinno się tego robić, bo to i tak nic nie zmieni, nawet jeśli by się okazało, że ktoś na miano winnego zasłużył. Mimo że szczyt atakuje zespół, to - jak mawiał Krzysztof Wielicki - "Każdy walczy przede wszystkim o siebie".  Każdy uczestnik wyprawy odpowiada też za swój sprzęt. Jak się okazało, z tym było różnie. TUTAJ można przeczytać najnowsze fakty. Każdy podejmuje decyzję o ewentualnym odwrocie - w końcu zwycięża ten, kto wróci żywy. Uznanie wyższości góry to nie porażka, to świadomy wybór, to pokora, którą niektórzy zdają się czasami tracić. Jeśli w obliczu załamania pogody himalaista nie przerywa marszu, musi być gotowy na wszystko. 

Komisja, "afera", górski dramat to jedno. Uderzają mnie również niesamowicie stwierdzenia, że himalaiści to banda egoistów, którzy nie liczą się z nikim i którzy nie oglądają się na swoich bliskich - rodzinę, przyjaciół, znajomych.
"Znawcy" tematu - zwykle ci, którzy nie wyściubili nosa poza obręb własnej, wygodnej kanapy - rzucają na prawo i lewo stwierdzeniami, że każdy kto się pcha w takie góry, wcześniej czy później tam zostanie, że to przejaw najgorszego egoizmu, jaki widział świat, że to odgórne skazywanie rodzin na cierpienie i tęsknotę. Czy spełnianie marzeń i posiadanie ambicji to egoizm? Nie! - To czysta chęć życia BARDZIEJ. Są osoby, które nigdy tego nie pojmą. Czy tak ciężko pozwolić zmarłym spoczywać w pokoju, a rodzinom umożliwić opłakiwanie ich w ciszy?      

Idąc tropem myślenia "znawców", należałoby więc stwierdzić, że każdy z nas to egoista. Wszak każdy dzień to walka i pole bitwy. Każdego dnia może nas spotkać coś złego. Po prostu się o tym nie myśli, bo to sprawa zbyt przyziemna, bo zawsze wychodzimy z założenia, że to, co złe nas nie dotyczy. Czy jeśli będziemy mieć np. wypadek samochodowy lub inny, to też gawiedź okrzyknie nas największymi egoistami świata, bo nie oglądaliśmy się na bliskich i wleźliśmy na jezdnię/ do samochodu, itp. jak te cielątka prowadzone na rzeź? 

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM