Góry,
KGP,
Korona Gór Polski,
Tatry Słowackie,
W Górach
Tatrzańskie lato - Dzień II - Rysy 2499 m n.p.m. 20.08.2013 - KGP
19.10.13
Po powrocie z Doliny Kieżmarskiej wieczór w Hotelu Górskim przy Popradzkim Stawie (Chata Popradské Pleso) upłynął pod znakiem kwaterunku i zastanawiania się nad pogodą dnia następnego. Sprawa pogodowa była istotna ze względu na fakt, iż w planie było wyjście na Rysy 2499 m n.p.m. Gdziekolwiek byśmy jednak nie szli, to żadną przyjemnością byłoby dreptanie w deszczu lub ucieczka przed burzą. Ostatnie spojrzenia na mapę, na szlak, który zdawaliśmy się już znać na pamięć. Niemniej jednak mapa, tak jak i czekolada, to nasza nieodłączna towarzyszka wędrówek.
Znużeni, nie tyle minioną wędrówką, co samą podróżą, pozwalamy umysłom się wyłączyć i zasypiamy szybko. Sen, mimo że wcale nie krótki, nie trwa specjalnie długo, bo już o 4 rano rozlega się nieznośni dźwięk komórkowego budzika. Pierwsza myśl - ale z nas masochiści! Kto normalny zwleka się z wyrka o takiej porze na urlopie?! Jest jeszcze ciemno ale wstajemy dzielnie. Zjadamy pożywne śniadanko, pakujemy prowiant na drogę, sprawdzamy, czy wszystko mamy (zawsze mam wrażenie, że czegoś zapominałam) i ruszamy powoli na szlak uprzednio wpisując się w schroniskowej Księdze Wyjść - ostrożności nigdy za wiele.
Poranna szarówka - Popradzki Staw
Przez moment idziemy szlakiem czerwonym, by po chwili skręcić w las, na szlak niebieski.
Przy rozdrożu stoi mała budka, w której składuje się rzeczy dla tragarzy. Wnoszą oni ciężkie łądunki do Chaty pod Rysami - najwyżej położonego schroniska w Tatrach. Jeśli turyści czują się na siłach, mogą zabrać towar z budki i wnieść go na górę - w nagrodę otrzymają darmową herbatę w Chacie - a powiedzieć muszę, że herbatkę tam robią zacną.
Idziemy lasem, szlakiem kamienistym. Powietrze jest parne i wilgotne. Czujemy, że wilgoć nas wręcz oblepia. Zdecydowanie - łażenie po parującym lesie to nie dla mnie. Ale czego się nie robi, by wyjść wyżej. Skoro szlak tak prowadzi, idziemy dzielnie, uważając na wystające korzenie, które zdają się specjalnie układać tak, żeby pozbawić nas zębów.
Po wyjściu z leśnej wilgoci, możemy zacząć cieszyć oczy pierwszymi widokami szczytów, na których zaczynają się odbijać promienie wschodzącego słońca.
Grań Baszt
Po około 40 minutach docieramy do rozdroża nad Żabim Potokiem 1580 m n.p.m., gdzie wchodzimy na szlak czerwony, który będzie nas prowadził wyżej i wyżej.
Ruszamy pod górę, przechodzimy mostkiem nad Żabim Potokiem i dreptamy, dreptamy. Szlak trawersuje zbocze, więc nie wchodzi się ciężko, jednak mamy wrażenie, że baaardzo pomału zdobywamy wysokość.
To nie był książe...
Dziwnym trafem, kamienie okazują się być zawsze bardzo wygodne
Wolnym krokiem docieramy do Doliny Żabiej. Na szlaku oprócz nas nie ma nikogo. Dopiero po jakimś czasie zaczynamy mijać innych wędrowców. Dolina Żabia ze swoimi Żabimi Stawami Mięguszowieckimi okazuje się idealną miejscówką na pierwszy dłuższy postój, coby podładować energetyczne bateryjki.
Nad Wielkim Żabim Stawem Mięguszowieckim
Żabie Stawy Mięguszowieckie na tle Grani Baszt
Przed nami jeszcze spory kawałek drogi, więc ruszamy dalej. Doliną idzie się bardzo wygodnie, kamienistym chodnikiem. Docieramy do miejsca ubezpieczonego łańcuchem, z którym radzimy sobie bez problemów - chwila na ogarnięcie, co ma iść pierwsze - ręka, czy noga i gdzie ją najpierw postawić - to mój odwieczny problem. ;)
Po przejściu łańcuchowego odcinka, po chwili, wchodzimy do Wolnego Królestwa Rysów, a symboliczna brama z kolorowych proporczyków przywodzi na myśl regiony Himalajów.
Po przejściu przez bramę, docieramy do Chaty pod Rysami - najwyżej położonego schroniska w Tatrach. Samo schronisko wygląda jak futurystyczny wagon pokryty blachą, która ma je chronić przed zimowym naporem lawin.
Chata pod Rysami
Odpoczynek, herbata i drugie śniadanie. W schronisku jest pusto, a herbata tak pyszna, że żal wychodzić. Szczyt jednak wzywa. :) Zbieramy się więc i wychodzimy dalej. Mijając Kotlinkę pod Wagą, docieramy do Przełęczy Waga na wysokości 2340 m n.p.m.
Kopa Popradzka - 2354 m n.p.m.
Daleko w tle Tatry Bielskie
W górę - wypiętrzeniem Kopy nad Wagą
Wysoka 2547 m n.p.m i Ciężki Szczyt 2500 m n.p.m.
Na Rysy coraz bliżej. Szlak staje się coraz bardziej kamienisty. Sporo jest też luźnych kamieni i głazów. Mimo że marsz nie nastręcza trudności to trzeba jednak uważać, gdzie się stawia stopy.
Jesteśmy coraz bliżej szczytu. Już możemy dojrzeć, że polska strona tonie w chmurach. Na szczyt docieramy o godzinie 10.31.
Na kolanach na szczyt
Na szczycie - Rysy 2499 m n.p.m.
Siedzimy chwilę na górze, ale zaczyna wiać i robi się chłodno oraz tłoczno. Polska strona tonie w chmurach, więc nie sposób dojrzeć nic pod nimi.
Pomału zaczynamy kierować się w dół. Przy zejściu, szczególnie w górnym odcinku, wskazany jest krok "dupno-posuwisty z podporem wykrocznym" - ciekawe kto i co sobie wyobraził ;).
Schodząc w dół mijamy tłumy idące do góry. Udało nam się w ostatniej chwili uniknąć tłoku. Nie wyobrażam sobie siedzenia na górze w takim stadku.
Po zejściu, zachodzimy na chwilę do Chaty na ciepłą zupę. W Chacie tłum i gwar. Jemy i szybko się ulatniamy. Zanim jednak zejdziemy całkiem w dół, odwiedzam (w celu strzelenia fotku) jedyne w swoim rodzaju miejsce - najwyżej położoną i jedyną taką, panoramiczną wygódkę.
"Pielgrzymka" zwiedzających wygódkę
Kibelek nad przepaścią
Gdy docieramy do fragmentu z łańcuchami, musimy uważać na tłumnie idących w górę ludzi. Dodam, że było wtedy ok. 14-tej.
Im niżej schodziliśmy, tym więcej ludzi mijaliśmy. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że ostro zbierało się na burzę. Chmury zaczęły się kłębić, a gdy zbliżaliśmy się do szlaku niebieskiego, pojawiły się pierwsze grzmoty. Nie obyło się również bez pelerynek - na szczęście byliśmy już prawie przy naszym schronisku. Zastanowiło nas tylko to, czy ci ludzie, których mijaliśmy w drodze powrotnej nie widzieli, że idzie burza? To nie najmądrzejsze posunięcie, aby iść do góry i dać się przyłapać burzy na przykład na łańcuchach, bo wątpię, żeby większość z tych turystów w ogóle dotarła do Chaty pod Rysami - za mało czasu.
Dzień zakończyliśmy zmęczeni ale bardzo szczęśliwi. Pozwoliliśmy sobie nawet na mały toast. W końcu nie wiadomo, kiedy znowu będzie nam dane wdrapać się na Rysy.
Nasza radość była prawie niezmącona. Burzył ją nieco deszcz, który rozpadał się paskudnie i chmury, które zeszły bardzo nisko. Nie wróżyło to najlepszej pogody.
Widok z okna na Popradzki Staw i deszczowe chmury