Stało się. Zimowa aura przypomniała sobie o Wrocławiu i zrobiła oczekującym jej mieszkańcom niespodziankę na nowy rok. Biała pierzynka - cienka, bo cienka, ale jednak - przykryła okolicę, odświeżając szary krajobraz. I choć pierwszy dzień roku tonął w szarościach, to już drugi przywitał się z nami słońcem, mrozem i wręcz zapraszał na spacer.
Nie trzeba nas było długo namawiać, nawet mimo tego, że tyłki ciążyły od pożartego, około świątecznego żarcia. Opatuleni, z aparatem pod pachą, ruszyliśmy do pobliskiego parku, celem ustrzelenia kilku zimowych obrazków, przewietrzenia mózgu i wymrożenia z ciała lenistwa pospolitego, któremu oddawaliśmy się z lubością podczas ostatnich dni.
Pora przedpołudniowa sprawiła, że park uraczył nas ciszą i spokojem, panującymi na pustych alejkach. Niczym niezmącona, zimowa przestrzeń, ukryta przed miejskim zgiełkiem. Dopiero, gdy kierujemy nasze kroki do domu, pobliski parking zapełnia się samochodami osób spragnionych ciszy, a na alejki wylegają biegacze i spacerowicze z czworonogami.
Grzechem byłoby nie wykorzystać tak pięknej i słonecznej aury. To nic, że było mroźno i nawet aparat się przywieszał. My w końcu nie biegaliśmy tam nago. Jeśli więc jeszcze się zastanawiasz, czy wybrać zimowy spacer, czy bunkier z koca, tym razem wybierz to pierwsze. Będzie miodzio.