Jeśli spodziewacie się tutaj jakichś fajerwerków i dzikich atrakcji, to nie czytajcie dalej, bo to był wyjątkowo stonowane wakacje, spędzone na odwiedzeniu kilku nadmorskich miejscowości. Jak wspominałam w poprzednim wpisie, przeszliśmy też plażą do Trzęsacza.
Ruiny kościoła
Po przejściu całej osady - a nie zajęło nam zbyt wiele czasu - i przeczytaniu kilku informacji, możemy jednoznacznie powiedzieć, że jedyną atrakcją (choć i atrakcja to w tym przypadku słowo na wyrost) Trzęsacza są ruiny gotyckiego kościoła z XV w. zlokalizowane na klifie.
Sam kościół został zbudowany w głębi lądu, wtedy ok, 2 km od klifowego brzegu. Morze systematycznie jednak podmywało brzegi klifu i zbliżało się do ulokowanego tam kościoła. W połowie XIX w. kościół zamknięto. W roku 1901 runęła pierwsza ściana, a potem kolejne fragmenty budowli. Ostateczne osunięcie miało miejsce w roku 1994. Do obejrzenia pozostał więc jedynie fragment, który zabezpieczono z każdej strony przed dalszym osuwaniem.
Pozostawiwszy za sobą "atrakcje" Trzęsacza zeszliśmy na plażę, która w miejscach oddalonych od strzeżonych kąpielisk była wyjątkowo przyjazna, bo... pusta. Można więc było się na chwilę zatrzymać i poleżeć, nie narażając się na nalot wściekłych łopatko-grabek i w spokoju przyjmować wzajemne zakłady, po jakim czasie banan fiknie koziołka, zrzucając swoich pasażerów. :)
Nie mogło oczywiście zabraknąć grzebania się w piasku. Za dzieciaka zawsze jarały mnie wszelkie piaskownice, a tutaj miałam taką wielką, prawie całą dla siebie. :D
Mimo braku atrakcji okolica jest miła i sympatyczna, spokojna i malownicza, idealna na spacery i rowerowe przejażdżki. Jeśli nie lubi się zgiełku, to można się tam udać.
Jak to bywa w przypadku różnych ruin, z większością związana jest jakaś legenda. Tak jest również w przypadku ruin kościoła w Trzęsaczu.
Legenda głosi, że dawno temu, rybacy w Trzęsaczu złowili w sieci Zielenicę, córkę boga Bałtyku. Po dostarczeniu jej do wioski, ówczesny proboszcz zamknął ją i zdecydował nawrócić na wiarę chrześcijańską. Zielenica zmarła jednak w niewoli i została pochowana na przykościelnym cmentarzu. Rozeźlony Bałtyk upomniał się o córkę i tak długo będzie podmywał klifowy brzeg aż kościół i grób z prochami jego córki nie pogrąży się w morskiej kipieli.
Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym na coś nie wlazła. Biedne więc były wszystkie paliki, kłody i falochrony - każdy musiał być zdobyty - taka namiastka górskich skał chyba. :D Dzień upłynął nam pod znakiem lenistwa i wchłaniania zapasowych ilości jodu, a naładowane energią akumulatorki mogły zostać spożytkowane dnia następnego, kiedy to wybraliśmy się w drugą stronę, tym razem do Niechorza.
11 komentarze
Zachciało mi się bardzo usłyszeć ten morza szum, jak poczytałam Twoje posty.
OdpowiedzUsuńGłosuję oczywiście na Twojego bloga :-)
To znaczy już zagłosowałam i trzymam kciuki :-)
OdpowiedzUsuńDziękuję Ci bardzo :)
UsuńByłam tam z rodzicami jako dziecko, achh ile wspomnień :)
OdpowiedzUsuńWspomnienia, fajna sprawa. :)
UsuńLubię morze, ale góry zawsze z nim wygrywają :)
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcia!
OdpowiedzUsuńByłam kiedyś w Trzęsaczu, ale bardzo dawno! :)
pozdrawiam
Latem wybieram się z rodziną nad nasze zimne piękne morze. Postaram się odwiedzić Trzęsacz i zobaczyć ruiny, zanim Bałtyk całkiem się o nie upomni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Jacek z bloga atrakcyjnyweekend.pl
Warto zobaczyć te ruiny w Trzęsaczu. Bardzo dobre zdjęcia można znaleźć na http://www.rewal.net.pl/atrakcje-w-okolicy-82/ruiny-na-skarpie-w-trzesaczu-4654/
OdpowiedzUsuńSzczerze mówiąc trochę się zawiodłem ruinami ,ale sama miejscowość dosyć ładna.
OdpowiedzUsuńPlus za pomost przy ruinach z którego można fajne zdjęcia porobić.
Jak byliśmy w Trzęsaczu, to platforma była jeszcze w budowie, a szkoda, bo zapewne bym sobie na nią weszła.
Usuń