,

Elektronika, którą najczęściej zabieramy na wyjazd

27.7.17

Elektronika i gadżety w podróży

Mówimy, że wyjeżdżamy po to, by się odciąć od codziennego zgiełku, natłoku informacji, by spędzić czas ze sobą, na łonie natury, pozwiedzać. W ciszy i spokoju, bez zbędnych rzeczy oraz dupereli. Mówimy tak zawsze do momentu pakowania, bo wtedy następuje zwrot akcji o sto osiemdziesiąt stopni i w naszym bagażu - obok oczywistego przyodziewku, dokumentów, ewentualnego jedzenia, czy rzeczy przydatnych w podróży - zaczynają się kłębić zdobycze techniki, z kabelków których można by zaplatać warkoczyki, gdy znudzi nas już bezczynne czekanie na opóźniony środek transportu.

Można by podjąć wyzwanie i nie zabierać elektroniki ze sobą. Za nami są już jednak czasy, kiedy wszystko było analogowe i wyjazd w dzicz oznaczał całkowite odcięcie się od cywilizacji i bycie zdanym wyłącznie na siebie. Skoro więc mamy dostęp do najróżniejszych sprzętów i gadżetów, warto się nimi wspomagać.

Elektronika, którą najczęściej zabieramy na wyjazd

Właściwie to pakowanie rozpoczynamy zawsze od otwarcia dwóch szuflad - jednej z klasycznymi mapami i przewodnikami oraz drugiej, będącej twierdzą dla wszystkich kabelków, ładowarek i innych elektro-cuda-wianków. Gdy wybierzemy to, czego nam potrzeba, dopiero wtedy dopakowujemy plecaki resztą rzeczy.
W tym miejscu trzeba nadmienić, że wszelkiej maści urządzenia elektroniczne, to nie tylko (dla niektórych zbędne) zwykłe gadżeciarstwo, ale też sprzęty bardzo przydatne, mające wpływ nie tylko na naszą rozrywkę, ale również na nasze bezpieczeństwo.

Sprzęty dla frajdy/do pracy/dla bezpieczeństwa

  • aparat fotograficzny, karty pamięci, ładowarka, statyw, filtry, etc. - do pracy, zabawy, do uwieczniania tych wszystkich cudownych kadrów, które pojawiają się na naszej drodze. Bez zdjęć wspomnienia bardzo szybko ulatują z pamięci lub mieszają się  z innymi.
  • telefon, ładowarka i słuchawki - bo czasami w firmie pożar (ja i tak nie odbieram - niech się palą 😂); bo zdjęcie lepiej trzasnąć na szybko i je mieć niż wywlekać duży aparat, ustawiać i obejść się smakiem, gdy kadr już zdąży się zmienić; bo czasem dobrze się odciąć od otoczenia, szczególnie, jak trafimy na jakiegoś opoja-gawędziarza, który akurat nam postanowił opowiedzieć cała historię swojego życia.
  • kindle - chwała jego wynalazcom. Dobrze pamiętam sytuacje, kiedy rezygnowałam z zabrania papierowej (dużej i ciężkiej) książki, żeby zaoszczędzić miejsce w plecaku i po prostu nie musieć jej dźwigać. Gdy pogoda dopisywała, nie odczuwałam tej straty. Schody robiły się wtedy, gdy ulewa uziemiała nas na kwaterze na długie godziny, a nawet dni. Dramat. Teraz niewielki czytnik towarzyszy mi zawsze i już nie raz zadbał o rozrywkę, gdy za oknem niebo rzucało żabami, bo postanowiło zmienić świat w jedno, wielkie jezioro.
  • bank energii - na wszelki wypadek. Gdyby telefon dogorywał, a my zapomnimy zabrać analogowej mapy i jedyna, jaką mamy, to ta w telefonie. Gdyby przyszło nam wezwać pomoc, a dogorywający telefon nie pozwalał nam wykonać połączenia. W tych i wielu podobnych sytuacjach bank energii podrzuci prądu do potrzebnego urządzenia. Jeszcze kilka/ kilkanaście (starość 😂) lat temu nawet nie myślałam o tym, by sprzęty podładowywać inaczej niż przez kabelek podłączony do kontaktu. Mało tego, kto kiedyś myślał o jakimkolwiek sprzęcie. Teraz nie wyobrażam sobie, że powerbanku mogłoby zabraknąć w moim górskim plecaku. Przede wszystkim dlatego, że telefon naładowany mieć trzeba, a czasy, kiedy bateria wytrzymywała tydzień, minęły raczej bezpowrotnie.
Patrząc na powyższe, to u nas i tak jest minimalistycznie. Jeszcze nigdy nie targaliśmy ze sobą na przykład laptopa. I w sumie może tak pozostać, bo akurat do tego jakoś nas nie ciągnie.
Wy tymczasem dajcie znać, bez jakiego sprzętu, czy elektro-gadżetu nie wyobrażacie sobie wyjazdu. Jesteśmy ciekawi.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM