Jest 25 września 2011 wstajemy, jak to zwykle w górach, wcześnie. Idziemy na pożywne śniadanko i już za chwil kilka wyruszamy na nasz pierwszy alpejski szlak.
Wędrówkę rozpoczynamy w Dolinie Paznaun, która usiana jest małymi miejscowościami i przysiółkami. Jako, że jest to ostatni dzień sezonu letniego, korzystamy z kolejki, aby zaoszczędzić trochę czasu i móc intensywniej podreptać na górze. :)
Schodzimy więc z Kappl-Untermühl do stacji kolejki Diasbahn i przemieszczamy się nią w pobliże pensjonatu Alpengasthof Dias, skąd łapiemy szlak 512, zwany Kieler Weg (Droga Kilońska), którym, mijając Obere Seßladalpe, docieramy do schroniska Niederelbehütte.
W tym miejscu, dla osób, które jeszcze nie miały okazji być w Alpach, chciałabym zaznaczyć, że tamtejsze szlaki nie są oznaczone kolorami, tak jak ma to miejsce w naszych górach. W Austrii szlaki mają swoje numery. Czasami można się nieźle zamieszać na mapie, bo mimo że na mapie szlaki są kreskowane, kropkowane, itp., to jednak wszystko jest na czerwono, co może powodować lekką trudność w początkowym ogarnięciu się. Szybko jednak człowiek się przestawia na szukanie szlakowych numerków, np. na drzewach.
Kapliczka jakich wiele na tyrolskich szlakach
No i jak tu nie mieć zacieszonej gęby? :)
Kiedy jest sooooo wunderschön!
Tak, tam idziemy, w bliżej nieokreślonym kierunku :D
Jak zwykle pełne zadowolenie :]
Fotku strzelona przez tubylców - nie wiem czemu, ale dziwnie się na nas patrzyli. - Może im się mój dialekt nie podobał. :D
Przy schronisku robimy sobie standardową przerwę. W końcu nic tak nie smakuje na austriackich szlakach, jak polskie kabanosy z polską Milką. :D
Z pełnymi brzuszkami i ogólnym niekończącym się ślinotokiem, spowodowanym mnogością przepięknych szczytów, ruszamy w górę, tam gdzie nasz cel tego dnia - Kappler Kopf w wysokości 2404 m n.p.m.
Sam szlak jest idealny. Wspina się delikatnie, nie trzeba się szczególnie forsować, a górny odcinek, ponad schroniskiem, jest trawiasty i wygląda jak tatrzańskie hale, tudzież inne bieszczadzkie połoniny. Cud, miód, orzeszki, że nic tylko palce lizać.
Trochę kamieni, a ile radości...
Widok na Niederelbehütte
Już prawie na szczycie Kappler Kopf
Kappler Kopf 2404 m n.p.m.
Z góry schodzimy niespiesznie, bo i żal jest zostawiać tak boski widok, który wymalowały dla wszystkich będących tego dnia na szlaku niebo, góry, i mieniące się już jesiennymi kolorami trawy i liście borówek.
Po zejściu fundujemy sobie obiadek - koniecznie Wiener Schitzel, do tego borówkowa konfitura (kocham!) i dla orzeźwienia Radler - małżowy pierwszy raz ze smakowym piwem (pokochał!). :)
Żeby nie było, Austria, jak się patrzy. :)
Widok z wagonika kolejki 1)
Widok z wagonika kolejki 2)
Już na dole, w drodze do pensjonatu
Jest 25 września 2011 wstajemy, jak to zwykle w górach, wcześnie. Idziemy na pożywne śniadanko i już za chwil kilka wyruszamy na nasz pierw...