Ostatnie dni starego roku i początek nowego niechlubnie zapisały się w historii tatrzańskich wypadków śmiertelnych. "Szklane góry" zebrały tragiczne żniwo. I choć sumarycznie rzeczonych wypadków było w Tatrach mniej niż w latach ubiegłych, to ich kumulacja w ostatnich dniach wywołała burzę, falę nienawiści oraz pochopnych osądów, wobec której ciężko jest przejść obojętnie.
Komentujący, zamiast po ludzku, pochylić się nad tragedią, po której najzwyczajniej w świecie szkoda człowieka (kimkolwiek by nie był), wylewają na ofiary wiadro pomyj. Szczególnie, gdy temat nagłaśniają popularne media z masowym zasięgiem, karmiące publikę newsami, bez głębszego wglądu w daną sytuację, czy wypadek, jaki miał miejsce. Liczy się trup, bo jak ofiara to sensacja, a ta z kolei przyciągnie rzeszę domorosłych ekspertów od wszystkiego.
"Ekspercki" poziom nienawiści eskalował do tego stopnia, że wypowiedzi osób związanych z górami, czy wrzucenie zdjęcia z tematyką górską były zakrzykiwane, a autor tychże oskarżany o propagowanie szaleństwa, skrajny brak odpowiedzialności i wodzenie niewinnych duszyczek na śmiertelne pokuszenie.
Podczas czytania komentarzy pod informacjami, jakie pojawiły się w ostatnim czasie, oczy - z niedowierzania w to, co czytam - robiły mi się wielkie, jak spodki, a włos jeżył się nie tylko na głowie. Lawina nienawiści i niepopartych niczym osądów rosła w zastraszającym tempie.
Pusto, bezmyślnie, byle tylko dopieprzyć ofiarom. Bo według komentujących pieniaczy, ofiary są zawsze sobie winne, bo zapewne osoby te były nieprzygotowane, niedoświadczone, bez sprzętu. No idioci-samobójcy, których nikt żałować nie powinien.
Komentujący, zamiast po ludzku, pochylić się nad tragedią, po której najzwyczajniej w świecie szkoda człowieka (kimkolwiek by nie był), wylewają na ofiary wiadro pomyj. Szczególnie, gdy temat nagłaśniają popularne media z masowym zasięgiem, karmiące publikę newsami, bez głębszego wglądu w daną sytuację, czy wypadek, jaki miał miejsce. Liczy się trup, bo jak ofiara to sensacja, a ta z kolei przyciągnie rzeszę domorosłych ekspertów od wszystkiego.
"Ekspercki" poziom nienawiści eskalował do tego stopnia, że wypowiedzi osób związanych z górami, czy wrzucenie zdjęcia z tematyką górską były zakrzykiwane, a autor tychże oskarżany o propagowanie szaleństwa, skrajny brak odpowiedzialności i wodzenie niewinnych duszyczek na śmiertelne pokuszenie.
Podczas czytania komentarzy pod informacjami, jakie pojawiły się w ostatnim czasie, oczy - z niedowierzania w to, co czytam - robiły mi się wielkie, jak spodki, a włos jeżył się nie tylko na głowie. Lawina nienawiści i niepopartych niczym osądów rosła w zastraszającym tempie.
Pusto, bezmyślnie, byle tylko dopieprzyć ofiarom. Bo według komentujących pieniaczy, ofiary są zawsze sobie winne, bo zapewne osoby te były nieprzygotowane, niedoświadczone, bez sprzętu. No idioci-samobójcy, których nikt żałować nie powinien.
Fakt jest taki, że zza komputerowych ekranów i znad klawiatur, siedząc w ciepłym fotelu, krzywdzące osądy wydaje się przerażająco łatwo. Kto jednak z tych, ciskających się i ubliżających zmarłym, osób był na miejscu zdarzenia i jest w stanie potwierdzić, co się naprawdę wydarzyło? Czy komentujący mieli wiedzę o ekwipunku, doświadczeniu, faktycznych warunkach panujących w danym miejscu? Nie! Wysnuwali tylko na oślep swoje teorie, karmiąc się doniesieniami mediów.
Prawda jest taka, że nikt przy zdrowych zmysłach nie idzie w góry, czy gdziekolwiek indziej, bo ma zamiar zakończyć swój żywot. Jest jednak w życiu taka siła, która nakręca ludzi do tego, by żyć bardziej, chcieć więcej i jest to indywidualna sprawa pojedynczej jednostki. Nikt nie jest uprawniony do tego, by zarzucać komukolwiek, że ten swoim postępowaniem daje zły przykład, narażając tym samym innych na niebezpieczeństwo. Zakładam, że każdy posiadający mózg, jest w stanie rozsądzić, co jest dla niego dobre, czy bezpieczne. Nikt nikogo nie ciągnie w góry skutego w łańcuchy i nie puszcza wolno na grani, by ten tam sobie radził w pojedynkę.
Wypadki w górach były, są i będą. I choć czasami bywają wynikiem skrajnej nieodpowiedzialności, to jednak w wielu przypadkach są to zdarzenia losowe, które mogą przydarzyć się każdemu. Bo wszyscy jesteśmy ludźmi. Zwykłymi ludźmi. Jak dotąd nie było mi dane poznać żadnego nadczłowieka, który byłby ponad to. Zginąć może każdy - turysta (mniej, lub bardziej doświadczony), narciarz, przewodnik, czy TOPRowiec niosący ratunek, lub trenujący w trudnych warunkach, by być przygotowanym na najtrudniejsze akcje. Potknięcia, rozkojarzenia, rutyna, czy nagłe osunięcia śniegu nie pytają, czy to dobry moment. One się dzieją.
Zamiast więc bić pianę, prowadźmy rzeczowe dyskusje, by następni mogli wyciągać z nich wnioski. Być może ktoś się dwa razy zastanowi, czy podejmie dane ryzyko. I nie mam tutaj na myśli doniesień wyłącznie o tragediach górskich (choć te aspirują do bycia tymi najbardziej spektakularnymi). Wypadki towarzyszą nam na każdym kroku, codziennie. Śmierć możemy znaleźć wszędzie - upadając na prostym chodniku, jadąc samochodem, czy rowerem, lecąc samolotem, czy w sytuacji tak abstrakcyjnej, o której w życiu byśmy nie pomyśleli, że może być niebezpieczna. Takie jest życie i tylko od nas zależy, jak je będziemy przeżywać.
Prawda jest taka, że nikt przy zdrowych zmysłach nie idzie w góry, czy gdziekolwiek indziej, bo ma zamiar zakończyć swój żywot. Jest jednak w życiu taka siła, która nakręca ludzi do tego, by żyć bardziej, chcieć więcej i jest to indywidualna sprawa pojedynczej jednostki. Nikt nie jest uprawniony do tego, by zarzucać komukolwiek, że ten swoim postępowaniem daje zły przykład, narażając tym samym innych na niebezpieczeństwo. Zakładam, że każdy posiadający mózg, jest w stanie rozsądzić, co jest dla niego dobre, czy bezpieczne. Nikt nikogo nie ciągnie w góry skutego w łańcuchy i nie puszcza wolno na grani, by ten tam sobie radził w pojedynkę.
Wypadki w górach były, są i będą. I choć czasami bywają wynikiem skrajnej nieodpowiedzialności, to jednak w wielu przypadkach są to zdarzenia losowe, które mogą przydarzyć się każdemu. Bo wszyscy jesteśmy ludźmi. Zwykłymi ludźmi. Jak dotąd nie było mi dane poznać żadnego nadczłowieka, który byłby ponad to. Zginąć może każdy - turysta (mniej, lub bardziej doświadczony), narciarz, przewodnik, czy TOPRowiec niosący ratunek, lub trenujący w trudnych warunkach, by być przygotowanym na najtrudniejsze akcje. Potknięcia, rozkojarzenia, rutyna, czy nagłe osunięcia śniegu nie pytają, czy to dobry moment. One się dzieją.
Zamiast więc bić pianę, prowadźmy rzeczowe dyskusje, by następni mogli wyciągać z nich wnioski. Być może ktoś się dwa razy zastanowi, czy podejmie dane ryzyko. I nie mam tutaj na myśli doniesień wyłącznie o tragediach górskich (choć te aspirują do bycia tymi najbardziej spektakularnymi). Wypadki towarzyszą nam na każdym kroku, codziennie. Śmierć możemy znaleźć wszędzie - upadając na prostym chodniku, jadąc samochodem, czy rowerem, lecąc samolotem, czy w sytuacji tak abstrakcyjnej, o której w życiu byśmy nie pomyśleli, że może być niebezpieczna. Takie jest życie i tylko od nas zależy, jak je będziemy przeżywać.
Ostatnie dni starego roku i początek nowego niechlubnie zapisały się w historii tatrzańskich wypadków śmiertelnych. "Szklane góry...