Z Inwałdu, gdzie odwiedziliśmy Park Miniatur Świat Marzeń, do Wadowic jest rzut beretem, więc po "parkowych podróżach" zapakowaliśmy się w naszą zielonkawą strzałę i pognaliśmy w kierunku znanej, papieskiej miejscowości.
Po krótkim spacerze usiedliśmy na wadowickim rynku, wystawiając nasze facjaty do słońca i próbując wylosować cukiernię, do której uderzymy na dobre, kremówkowe ciacho. A cukierni tam zatrzęsienie - KREMÓWKI RULEZ jak nic innego. No i weź tu człowieku traf w miejsce, gdzie będzie naprawdę smacznie. Ehhh... Szybkie zamknięcie oczu, wskazanie paluchem i stwierdzenie - tam idziemy.
Niestety nazwy cukierni Wam nie przytoczę, bo nie zapisałam, a na fotę się nie załapała - no chyba, że będziecie ją identyfikować po tej filiżance cappuccino. ;)
Cóż mogę napisać. Zwykle serwowane cappuccina mnie nie porywają, bo albo gorzkie, albo lurowate, albo pianka o kant dupy strzaskać. To było mniamuśne i pachnące, a pianka taka, że robiła wąsy, jak w reklamie. ;)
Kremówka - palce lizać. Jadłabym i jadła, ale byłam grzeczna i wciągnęłam tylko 1 (słownie: jedną) sztukę. I tak nie poszło w cycki więc interes żaden. ;)
Sobotnie popołudnie na wadowickim rynku mijało spokojnie i leniwie. Można było poczynić wiele socjologicznych obserwacji. Poobserwować młode pary, które wybrały sobie ten dzień na ślubowanie. W sumie trochę nam nie w smak, bo przez to nie zwiedziliśmy Bazyliki, a nie chcieliśmy się pakować ludziom na msze ślubne.
Rynek jawił się spokojnie, a energii w tamtej chwili dodawało mu dwóch nastolatków ćwiczących triki na deskorolce. Zakładaliśmy się między sobą, czy po wykonaniu danego triku, wylądują/wylądują na tyłku/wylądują na facjacie. Koniec, końców nawet sobie radzili. :)
Bazylika Mniejsza Ofiarowania NMP
Zegar słoneczny na ścianie bazyliki
Mieliśmy w planach odwiedzenie Muzeum Miejskiego, ale akurat trwał remont i z odwiedzin wyszły nici. Nic to, zawsze można tam wrócić przy jakiejś okazji, pozwiedzać gruntowniej i oczywiście ponownie wszamać kremówkę. :)