, , , , ,

Zimowe Jesioniky [Jeseníky], czyli z mroźną wizytą u Pradziada

28.3.18

zima, szlak, Jesioniki

Luty we Wrocławiu był cieplejszy niż to wiosenna ustawa przewiduje, więc nie pozostawało nam nic innego, jak poszukać śnieżnej i zimowej aury nieco dalej. Tym bardziej, że głód pagórów był w nas okrutny, a jak powszechnie wiadomo, człek na głodzie bywa zły. Trzeba więc było temu zaradzić. Szybki rzut oka na mapę, sprawdzenie czasu dojazdu (bo to jednak byłoby bez sensu spędzić w aucie większość dnia) i już wiedzieliśmy, że przekonamy się, co mają do zaoferowania Jesioniki [czes. Jeseníky] i górujący tam szczyt Pradziad [czes. Praděd] /1492 m n.p.m./, wchodzący w skład Korony Sudetów.

Prognozy zapowiadały zacną aurę, która miała nam nie skąpić słońca, błękitu nieba i rześkiego, mroźnego powietrza, więc nawet budzik, drący się o barbarzyńskiej porze w sobotni nadranek, nie zrobił na nas większego wrażenia. Gdy większość smacznie spała lub kończyła piątkowy melanż, nasza błękitna strzała przecinała mrok i pędziła w stronę aktywnego dnia. A im dalej byliśmy, tym temperatura bardziej spadała, ubierając mijane okolice w oszronione wdzianka. Atrakcyjności podróży dodał fakt, że zdążyłam "zepsuć" trasę w nawigacji i musieliśmy nadłożyć nieco drogi, tracąc jakieś czterdzieści minut na dojeździe. Cóż, bywa, choć psucie i mylenie dróg staje się ostatnio moją domeną #shame_on_me 🙈 
Ostatecznie, bez większych już przeszkód, dotarliśmy do miejscowości uzdrowiskowej Karlova Studánka, gdzie zostawiliśmy nasz błękitny dyliżans (parking płatny - 70 CZK, toalety na parkingu dodatkowo - 10 CZK) i ruszyliśmy na spacer po bajkowej, zaśnieżonej i mroźnej okolicy, a ja musiałam się mocno postarać, by zachować w sobie resztki powagi i się w tym cudownym śniegu nie wytarzać, robiąc jakiegoś fikuśnego orzełka, czy innego aniołka.

Karlova Studánka - Jesioniki / Jeseníky - Pradziad / Praděd

Ruszyliśmy za niebieskimi znakami niespiesznie w las, gdzie zaraz za rogiem czekała nas mała rozgrzewka, tzn. Piter miał rozgrzewkę, bo pomagał czeskiej braci wyjechać z zaspy, w którą się koncertowo wpakowali swoją skodziną. Ja sobie grzecznie tuptałam, oczekując. Czesi uratowani, można było dreptać dalej.


 

Temperatura oscylująca w okolicy minus dziesięciu stopni, skrzypiący śnieg pod butami i słońce przebijające się przez korony drzew - taka idealna aura towarzyszyła nam przez całe przedpołudnie. Pozwoliła nawet na rzucenie okiem na górującego nad okolicą Pradziada, który bez chmurnej kołderki prezentował się nam w całej okazałości i zdawał się wołać: No, chodźcie, chodźcie, będzie cudnie, a widoki z góry spowodują u was permanentny opad szczęki.

Minęliśmy kilka wiat turystycznych, mostek w dolince Údolí Bílé Opavy, a dalej przeszliśmy koło wodospadu Nad Vodopády Bílé Opavy, którego... nie widzieliśmy. Taki psikus. Zakładam więc, że jak nie leży śnieg, to go widać, tym bardziej, że na mapach jest wyraźnie oznaczony. Na rozdrożu ze szlakiem żółtym Pod Ovčárnou zmierzamy dalej naszą niebieską ścieżką, którą docieramy do schroniska Chata Barborka, skąd już trasą wspólną dla turystów pieszych i narciarzy biegowych, wchodzimy na szczyt Pradziada.




Niestety i tym razem pogoda postanowiła z nas zakpić i pokazać nam środkowy palec. Im bliżej szczytu byliśmy, tym więcej chmur się podnosiło i ostatecznie wpełzło ich na górę tyle, że szczytowaliśmy w kompletnym chmuro-mleko, a dookoła rozciągała się biała, śnieżna i przymrożona pustynia. Nie o takie widoki nam chodziło! Co znowu poszło nie tak?!




Próżno było szukać szans na przejaśnienia i już do końca dnia towarzyszyły nam szarość i zacinające w twarz drobinki wilgoci (bo śniegiem tego czegoś nazwać nie można). Na pocieszenie pozostało nam wciągnięcie po porcji borówkowych knedlików, które zrobiły wyjątkowo dobrze naszym kubkom smakowym. Jeśli będziecie w okolicy i dopadnie Was mały lub większy głód, śmiało uderzajcie do VZ Ovčárna pod Pradědem, gdzie zjecie nie tylko smacznie ale i w przystępnej cenie. Swoją drogą to chciałabym, żeby równie przyjazne ceny były w naszych schroniskach, czy knajpach przy szlakach.

To był nasz pierwszy raz w Jesionikach, ale jesteśmy pewni, że wrócimy w tamte okolice. Szlaków w tej części Sudetów jest mnóstwo, jest gdzie połazić, wiosną lub latem można wziąć rower, a innych turystów wcale nie jest dużo. Byliście? Jak Wasze wrażenia? Które szlaki w tym regionie jeszcze polecacie?

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM