Książek traktujących o wspinaczce i himalaizmie wydano wiele i każda z tych, które wpadły nam w ręce wywierała na mnie duże wrażenie. N...
Literatura górska zwykle kojarzona jest z relacjami z wypraw, opisami perypetii i problemów w trakcie zdobywania szczytów czy wytyczania nowych dróg. Wszelkie treści i reportaże krążą wokół alpinistów-himalaistów-zdobywców. Również wtedy, gdy wyprawa nie zakończyła się sukcesem, a nosiła znamiona tragedii i dramatów rozegranych na górskich ścianach i graniach.
A ile jesteście w stanie wymienić pozycji książkowych, które nie traktują wyłącznie o wspinaczach samych w sobie, a o tych wszystkich osobach, które czekają na ich powrót - dziewczynach, żonach, mężach, życiowych partnerach, dzieciach, znajomych, przyjaciołach? Zapewne niewiele.
Pamiętam, z jakim zaaferowaniem pochłonęłam książkę Od początku do końca Olgi Morawskiej, która wykorzystała w niej wyprawowe zapiski tragicznie zmarłego męża. Po raz pierwszy miałam przed sobą tekst opisujący temat z tej drugiej strony. Strony pełnej tęsknoty, bólu i nieustannego oczekiwania w strachu.
Temat "oczekujących" podjęła w swojej książce Mroczna strona gór Maria Coffey, pokazując to, o czym często wśród entuzjazmu i adrenaliny się milczy i zapomina. Przy tym wszystkim należy zaznaczyć, że sama autorka wiedziała o czym pisze. Z autopsji. Jej partnerem był himalaista Joe Tasker, który podzielił tragiczny los wielu zdobywców najwyższych gór.
Dostajemy jedenaście rozdziałów soczystego konkretu o tym, jak wspinaczka wysokogórska wpływa na ludzi i ich wzajemne relacje. Coffey zestawia ze sobą czerpane z pasji szczęście ze śmiercią, ludzkimi tragediami, kalectwem, kryzysami w związkach. Górski rollercoaster, którego nikt nie chce doświadczać, a mimo to godzi się na te wszystkie następstwa i wypadki, które zawsze mogą się przydarzyć.
Świat potrzebuje ryzykantów. Inspirują, rzucają wyzwania, zachęcają. Wzniecają iskry i rozpalają płomienie, które płoną jeszcze długo po ich śmierci. Mają odwagę robić to, co wydaje się niemożliwe. Ale nie bez kosztów. ~Maria CoffeyTakimi słowami autorka wita nas na dzień dobry. Można się spodziewać - i słusznie - że ta lektura to nie spacerek.
Dostajemy jedenaście rozdziałów soczystego konkretu o tym, jak wspinaczka wysokogórska wpływa na ludzi i ich wzajemne relacje. Coffey zestawia ze sobą czerpane z pasji szczęście ze śmiercią, ludzkimi tragediami, kalectwem, kryzysami w związkach. Górski rollercoaster, którego nikt nie chce doświadczać, a mimo to godzi się na te wszystkie następstwa i wypadki, które zawsze mogą się przydarzyć.
Wspinacze uważają, że ich pasja jest warta ponoszonego ryzyka. Ale kiedy dojdzie do tragedii, co dzieje się z ich bliskimi? Dlaczego planują przyszłość z osobą, która stale ryzykuje życie? Te pytania we wspinaczkowym świecie długo pozostawały niewypowiedziane. Maria Coffey złamała to tabu po tym, jak jej partner, Joe Tasker, zaginął na północno-wschodniej grani Everestu.Mroczna strona gór to zbiór opowieści i bardzo szczerych rozmów prowadzonych przez autorkę z bliskimi i rodzinami ofiar oraz wspinaczami, którzy zakończyli swoją wspinaczkową działalność. Z tych rozmów wyłania się nam przede wszystkim świat kobiet aktywnych wspinaczy. Ich codzienność wypełniona strachem i oczekiwaniem. Bez owijania w bawełnę.
Choć w pewnych momentach chaotyczna narracja może denerwować, to jednak całość wgniata w fotel. Po Zbrodniach na Evereście, które wywarły na mnie niesamowite wrażenie, nie spodziewałam się kolejnej tak dobrej pozycji, po lekturze której w głowie mam tylko jedną myśl - jak dobrze, że jesteśmy tylko małymi, zwyczajnymi deptaczami szlaków, a wysokie góry pozostają tylko naszą fascynacją.
Literatura górska zwykle kojarzona jest z relacjami z wypraw, opisami perypetii i problemów w trakcie zdobywania szczytów czy wytyczania...
Mam z biografiami ten problem, że gdy po nie sięgam obawiam się nudy i tego, że cała historia będzie tylko zlepkiem informacji, które równie dobrze można przeczytać w internecie. Jeśli jednak na rynek wydawniczy wjeżdża pozycja dotycząca, w jakikolwiek sposób, osób mocno związanych i kojarzonych z himalaizmem, porzucam obawy i wciągam lekturę niczym czekoladę.
Tak było również w przypadku książki "Kukuczka - Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście" autorstwa Dariusza Kortko i Marcina Pietraszewskiego.
Nuda? Nużące opisy? Przydługie rozdziały? Napompowana laurka ku czci polskiego himalaisty? Nic z tych rzeczy. Już sam wstęp Bernadette McDonald świetnie wprowadza w klimat całej książki, a autorzy naprawdę wykonali kawał dobrej roboty, serwując nam nie tylko ciekawą biografię pełną smaczków, ale przede wszystkim wspaniały reportaż o nietuzinkowym człowieku i jego pasji.
Nie brak w tej książce wzmianek o szkole, o dzieciństwie, o sportowych początkach, prozie życia w trudnych czasach. To wszystko staje się tłem do rozwijającej się pasji oraz miłości do gór i obcowania z nimi.
Autorzy przedstawiają czytelnikowi człowieka uparcie dążącego do postawionych sobie celów. Maksymalnie zdeterminowanego, mimo czasów, w jakich przyszło mu walczyć o najwyższe szczyty świata. Wszak Kukuczka był chłopakiem ze Śląska (gdzie w wieku lat dwunastu zdobywał swoje pierwsze "Alpy"), z komunistycznej Polski, z szarej codzienności PRL-u. To nie te czasy, by mógł wyciągnąć szpej z szafy, wypłacić kasę z banku i już ogarniać pozwolenie na działania pod szczytem. Ówcześni wspinacze nie mieli podstawowego sprzętu. Z zazdrością patrzyli na zagranicznych kolegów, którym niczego nie brakowało. Mimo to działali, walczyli i zdobywali szczyty. A to, że przy pomocy własnoręcznie wykonanych haków? Ważne, że się dało. Mało tego. W tym wszystkim potrafili ogarnąć się tak, by i interes ubić.
W pakiecie z obrazem ówczesnych realiów otrzymujemy mnóstwo historii zaskakujących i zabawnych, gdzie kombinacje - w myśl zasady, że Polak potrafi - a nawet kontrabanda nie były tematem tabu.
A jak jawi się w tej biografii sam Kukuczka? Autorzy nie stawiają mu pomnika, w żaden sposób nie oceniają. Przedstawiają człowieka z krwi i kości, zdeterminowanego, z pasją, słabościami. Nakreślają jego podejście do innych, koleżeństwa i współpracy. Niby skromny, a jednak chełpiący się swoimi osiągnięciami. W tym wszystkim jednak skryty i zdystansowany, zamknięty w swoistej skorupie, dającej schronienie przed ludzką zawiścią, która pojawiła się wraz z poważnymi sukcesami. Ot, człowiek wśród innych.
"Kukuczka - Opowieść o najsłynniejszym polskim himalaiście" robi wrażenie nie tylko ze względu na ciekawą treść. Na duży plus zasługuje samo wydanie, szata graficzna, mnóstwo archiwalnych zdjęć dopełniających tekst.
Potęga gór, ambicja, biurokracja, samotność i mnóstwo anegdot. Dla fanów literatury górskiej to pozycja must read. Nie trzeba być jednak osobą zafiksowaną na punkcie gór, by czerpać przyjemność z tej lektury, która nie tylko wciąga, ale również - a może przede wszystkim - skłania do pewnych przemyśleń.
Ten portret legendarnego himalaisty to coś więcej niż rzecz o determinacji i górach. To zapierająca dech opowieść o granicach ryzyka, które bywają granicami człowieczeństwa.
Książki
- 24.10.16
[RECENZJA] KUKUCZKA - D. Kortko, M. Pietraszewski | Determinacja i granice ryzyka
Mam z biografiami ten problem, że gdy po nie sięgam obawiam się nudy i tego, że cała historia będzie tylko zlepkiem informacji, które r...
Każdego dnia kiełkują w naszych głowach pomysły, które być może odważymy się zrealizować. Zamknij więc teraz na chwilę oczy i wyobraź sobie, że właśnie stajesz na początku nowego wyzwania, nowej drogi, której pokonanie sobie założyłeś. Podróży tej jednak daleko do zwyczajnych (nawet najbardziej wymyślnych) wypraw, które na większości już przestają robić wrażenie.
Zdobywanie biegunów, podróże dookoła świata, rejsy przez ocean, wspinaczka na najwyższe szczyty naszego globu - chyba każdy już o nich słyszał (o to przy obecnych mediach nie trudno). Mimo, że owe przedsięwzięcia wiążą się z ogromnym nakładem sił, przygotowań, doświadczenia, to jednak nie dziwią i nie szokują, tak jak kiedyś.
Wróćmy jednak do Ciebie. Stoisz u progu wyprawy. Być może wyprawy życia. I nie, nie każę Ci zdobywać Everestu, ani przeprawiać się kajakiem przez ocean, czeka na Ciebie coś dużo większego. Przedsięwzięcie, którym może pochwalić się niewielu (jeśli w ogóle, bo informacji na ten temat w internetowych czeluściach brak).
- Pojedziesz do Iranu.- Pfff, kraj, jak kraj. Z inną kulturą, to fakt, ale fascynująco będzie poznać go od podszewki. - Być może tak właśnie odpowiesz.- To będzie Iran, owszem, ale z perspektywy przejścia ichniego łańcucha gór Zagros. Przemierzysz dystans około 2300 kilometrów z północy na południe, w palącym, pustynnym słońcu, smagany wiatrem i... śniegiem. Doświadczysz surowości gór i terenów pustynnych.- Kobieto, czy Cię pogięło?! Gdzie Ty mnie wysyłasz?!- W podróż. Pieszo...
Gdy umiejscowiłam siebie w tej sytuacji, dotarło do mnie po raz kolejny, że osobiście nie byłabym zdolna do takiej wyprawy. Mimo nie skrywanej miłości do gór i wędrówek, jestem też wielką fanką wygody i domowych pieleszy, a taka wyprawa to dla mnie abstrakcja w czystej postaci.
Niemniej jednak wiadomo, że Polak potrafi, a w naszym kraju mamy trochę zapaleńców, którym nie straszne wyprawy z pozoru niemożliwe do zrealizowania. Wśród nich jest Łukasz Supergan - bloger, pasjonat samotnych wędrówek długodystansowych i autor świeżo wydanego reportażu "Pieszo do irańskich nomadów". I choć autor miał wątpliwości, czy taka wyprawa ma szansę stu procentowego powodzenia, zdecydował się ów pomysł zrealizować.
Pomysł na irańską wędrówkę nie wziął się tak zupełnie z niczego, a był swoistą wypadkową wcześniejszej wizyty autora w tym kraju właśnie. To podczas tej wizyty Łukasz postanowił, że tam wróci, by odnaleźć i poznać ostatnich irańskich nomadów.
Tak też poznajemy autora na pierwszych stronach książki, kiedy wspomina swój wcześniejszy pobyt w Iranie, oraz już odbyte długodystansowe wędrówki.
Choć tej książki nie czyta się szybko, to jednak historia wciąga bardzo. W trakcie lektury nie chłonie się wyłącznie czystej treści, ale wszystkie perypetie Łukasza i jego emocje, które towarzyszyły mu nie tylko w trakcie wyprawy, ale jeszcze w czasie jej planowania.
CO ZNAJDZIESZ W KSIĄŻCE
To reportaż z drogi, przedstawiający 76 dni samotnej i ciężkiej wędrówki przez surowe i niedostępne irańskie tereny - od pustyni, aż po góry przekraczające wysokość 4000 metrów.
Znajdziesz tu walkę. Najpierw z urzędniczą biurokracją, przez którą autor musiał przejść, by móc w ogóle myśleć o wyprawie. Potem walkę z samym sobą, pokonywanie własnych słabości oraz motywację i determinację do tego, by nie przerywać swojego dążenia do celu.
Wydawać by się mogło, że ta wędrówka, sama w sobie, zdominuje ten reportaż. Jednak Łukasz podaje nam go w taki sposób, że otrzymujemy bardziej prawdziwy obraz Iranu i Irańczyków, daleki od tego, który chyba od zawsze próbują podsuwać nam pod nos media. To wynik spotkań z napotykanymi mieszkańcami, którzy nierzadko bardzo gościnnie przyjmowali wędrowca pod swoim dachem, opowiadając o sobie i tworząc tym samym zaskakujący i pełen sprzeczności obraz tego kraju.
Mimo niebezpieczeństw, niepewności, czy nieprzyjemnych incydentów - jak chociażby "przygody" z bezpieką i pobyt w areszcie - wydźwięk opowieści jest pozytywny, dzięki życzliwości ludzi, których Łukasz spotkał na swojej drodze.
PRZEDE WSZYSTKIM CZŁOWIEK
Podróżując z Łukaszem przez kolejne strony jego reportażu, poznajemy ludzi, ich zwyczaje i kulturę z bliska. I choć ten temat nie jest szczególnie w książce rozwinięty, a ukazany z perspektywy obserwacji autora, to jednak rozbudza ciekawość do tego stopnia, że po lekturze nabiera się ochoty, by dowiedzieć się czegoś więcej o mieszkańcach tego kraju.
Całość doprawiona jest osobistymi przemyśleniami autora. Nie ma się temu co dziwić. W czasie tak długiej wędrówki można zajrzeć w siebie wyjątkowo głęboko, stawić czoła natłokowi kłębiących się myśli i dojść do jednego wniosku:
Podróżujesz, aby stać się lepszym człowiekiem.
Książki
- 10.6.16
[RECENZJA] PIESZO DO IRAŃSKICH NOMADÓW - Łukasz Supergan | Wgłąb siebie przez góry i pustynie
Każdego dnia kiełkują w naszych głowach pomysły, które być może odważymy się zrealizować. Zamknij więc teraz na chwilę oczy i wyobraź so...
Odkąd pamiętam, ośmiotysięczniki i cały świat himalaizmu jawiły mi się jako obraz wręcz mistyczny. Świat, w którym śmiałkowie o nieprzeciętnych umiejętnościach przekraczają granice ludzkiej wytrzymałości po to, by okiełznać górę, realizując swoje cele, ambicje i marzenia. Piękny, wręcz wyidealizowany świat, o którym czytałam z otwarta japą. Im mocniej się jednak zaczęłam zagłębiać w tematykę wysokogórską, tym głębsza rysa zaczęła pojawiać się na tym nieskazitelnym obrazie, jakie wytworzyła sobie moja głowa.
Po ostatniej lekturze Dramatu Braci Messnerów, sięgnęłam po kolejną pozycję z serii o tej ciemniejszej stronie gór Wydawnictwa Sklep Podróżnika - "Zbrodnie na Evereście".
Choć tytuł może sugerować, że będziemy mieli do czynienia z fikcją literacką, będącą kolejną, czysto rozrywkową powieścią kryminalną, to niestety - mamy tutaj do czynienia z prawdziwymi wydarzeniami, które rozgrywały się i... rozgrywają na zboczach najwyższych gór świata. I choć nikt nikomu bezpośrednio nie zasunął kosy w plecy, to niektóre przypadki śmierci, czy postępowanie różnych ludzi w historii himalaizmu można pojmować w charakterze zbrodni i dramatu, jakie zrodziły się z chorych ludzkich ambicji.
Michael Kodas - dziennikarz, fotograf i autor tejże książki - poszukując odpowiedzi na pytanie, co takiego jest w Evereście, że tak przyciąga wielu śmiałków, dochodzi do wniosku, który dobitnie pokazuje, że dla niektórych wspinaczy osiągnięcie celu wiąże się z postawieniem na szali najwyższej wartości - życia. Nie tylko swojego, ale również innych. Współtowarzyszy, członków innych wypraw, podopiecznych.
Motywem przewodnim tej książki jest historia Nilsa Antezany - wspinacza pozostawionego przez opłaconego przewodnika na pewną śmierć podczas zejścia z najwyższej góry świata - Everestu.
Autor nie podaje nam jednak wszystkiego na tacy. Mimo faktów, tworzy opowieść bardzo intrygującą, w którą chcemy się zagłębić, by poznać jej wszystkie kulisy. Również te związane ze śledztwem prowadzonym przez córkę Nilsa.
W historię Antezany Kodas wplata relację z wyprawy na Everest, w której sam brał udział i miał możliwość obserwacji różnych sytuacji i zachowań ludzkich. Autor przerwał swoją wspinaczkę w obawie o własne życie. Czy chodziło o złe warunki atmosferyczne, przenikliwe zimno, niedostateczne warunki fizyczne? Bynajmniej. To inni uczestnicy tej wyprawy stali się dla niego zagrożeniem.
Biorąc "na warsztat" historię Antezany i bogatszy o własne doświadczenia, autor zadaje sobie trud prześwietlenia różnych wypraw, jakie miały miejsce. I choć wypraw było mnóstwo, a ich górskie cele były różne, to łączyła je jedna - ale bardzo niechlubna - cecha. Ludzkie zachowania, które etykę i partnerstwo miały głęboko w poważaniu.
Obojętność, brak odpowiedzialności, porzucanie przez przewodników (żeby nie było - opłaconych ciężkimi pieniędzmi), a nawet kradzieże. Co trzeba mieć głowie i jakie skurwysyństwo uprawiać, by do zaspokojenia swoich ambicji narazić innych członków wypraw, pozbawiając ich jedzenia, czy sprzętu, "pożyczając" sobie na wieczne nieoddanie, co się komu podobało?!
Wiadomo, że w każdym środowisku znajdzie się jakaś czarna owca, działająca ze szkodą dla innych i psująca wizerunek. Przeraża więc nie sam fakt, że takie sytuacje mają miejsce, ale to, że nie są to przypadki odosobnione, a zachowania, które wpisują się we wspinaczkową codzienność.
Coś w stylu: mam chęć zdobyć dużą górę, ale nie mam hajsu, więc temu skubnę butlę z tlenem, temu podprowadzę żarcie, innemu leki, a od jeszcze innego "przygarnę" linę, czy lepsze ubranie. I będę zdobywcą wszech czasów.
Po lekturze tej książki moja wizja wspinaczkowego idealizmu została brutalnie zatarta i przydeptana przez chciwość, wyrachowanie oraz bezwzględność. W trakcie czytania nie raz i nie dwa kręciłam głową z niedowierzania, więc jeśli żyjecie wysokogórskimi ideałami, przeczytajcie i zweryfikujcie swoje pojęcie. Jeśli macie więcej świadomości niż ja miałam przed lekturą, przeczytajcie również, bo warto. Bo to kawał dobrej literatury faktu, a autor zrobił robotę.
Życie ludzkie jest bez porównania ważniejsze niż dotarcie na jakikolwiek szczyt. ~ Edmund Hillary, pierwszy zdobywca EverestuPiękne słowa. Czy to więc możliwe, by bazy u stóp tych najwyższych gór pełne były zepsucia i ludzi pozbawionych jakichkolwiek skrupułów? Okazuje się, że tak, a niechlubne przypadki wcale nie są pojedyncze.
Po ostatniej lekturze Dramatu Braci Messnerów, sięgnęłam po kolejną pozycję z serii o tej ciemniejszej stronie gór Wydawnictwa Sklep Podróżnika - "Zbrodnie na Evereście".
Choć tytuł może sugerować, że będziemy mieli do czynienia z fikcją literacką, będącą kolejną, czysto rozrywkową powieścią kryminalną, to niestety - mamy tutaj do czynienia z prawdziwymi wydarzeniami, które rozgrywały się i... rozgrywają na zboczach najwyższych gór świata. I choć nikt nikomu bezpośrednio nie zasunął kosy w plecy, to niektóre przypadki śmierci, czy postępowanie różnych ludzi w historii himalaizmu można pojmować w charakterze zbrodni i dramatu, jakie zrodziły się z chorych ludzkich ambicji.
Michael Kodas - dziennikarz, fotograf i autor tejże książki - poszukując odpowiedzi na pytanie, co takiego jest w Evereście, że tak przyciąga wielu śmiałków, dochodzi do wniosku, który dobitnie pokazuje, że dla niektórych wspinaczy osiągnięcie celu wiąże się z postawieniem na szali najwyższej wartości - życia. Nie tylko swojego, ale również innych. Współtowarzyszy, członków innych wypraw, podopiecznych.
Motywem przewodnim tej książki jest historia Nilsa Antezany - wspinacza pozostawionego przez opłaconego przewodnika na pewną śmierć podczas zejścia z najwyższej góry świata - Everestu.
Autor nie podaje nam jednak wszystkiego na tacy. Mimo faktów, tworzy opowieść bardzo intrygującą, w którą chcemy się zagłębić, by poznać jej wszystkie kulisy. Również te związane ze śledztwem prowadzonym przez córkę Nilsa.
W historię Antezany Kodas wplata relację z wyprawy na Everest, w której sam brał udział i miał możliwość obserwacji różnych sytuacji i zachowań ludzkich. Autor przerwał swoją wspinaczkę w obawie o własne życie. Czy chodziło o złe warunki atmosferyczne, przenikliwe zimno, niedostateczne warunki fizyczne? Bynajmniej. To inni uczestnicy tej wyprawy stali się dla niego zagrożeniem.
Biorąc "na warsztat" historię Antezany i bogatszy o własne doświadczenia, autor zadaje sobie trud prześwietlenia różnych wypraw, jakie miały miejsce. I choć wypraw było mnóstwo, a ich górskie cele były różne, to łączyła je jedna - ale bardzo niechlubna - cecha. Ludzkie zachowania, które etykę i partnerstwo miały głęboko w poważaniu.
Obojętność, brak odpowiedzialności, porzucanie przez przewodników (żeby nie było - opłaconych ciężkimi pieniędzmi), a nawet kradzieże. Co trzeba mieć głowie i jakie skurwysyństwo uprawiać, by do zaspokojenia swoich ambicji narazić innych członków wypraw, pozbawiając ich jedzenia, czy sprzętu, "pożyczając" sobie na wieczne nieoddanie, co się komu podobało?!
Wiadomo, że w każdym środowisku znajdzie się jakaś czarna owca, działająca ze szkodą dla innych i psująca wizerunek. Przeraża więc nie sam fakt, że takie sytuacje mają miejsce, ale to, że nie są to przypadki odosobnione, a zachowania, które wpisują się we wspinaczkową codzienność.
Coś w stylu: mam chęć zdobyć dużą górę, ale nie mam hajsu, więc temu skubnę butlę z tlenem, temu podprowadzę żarcie, innemu leki, a od jeszcze innego "przygarnę" linę, czy lepsze ubranie. I będę zdobywcą wszech czasów.
Po lekturze tej książki moja wizja wspinaczkowego idealizmu została brutalnie zatarta i przydeptana przez chciwość, wyrachowanie oraz bezwzględność. W trakcie czytania nie raz i nie dwa kręciłam głową z niedowierzania, więc jeśli żyjecie wysokogórskimi ideałami, przeczytajcie i zweryfikujcie swoje pojęcie. Jeśli macie więcej świadomości niż ja miałam przed lekturą, przeczytajcie również, bo warto. Bo to kawał dobrej literatury faktu, a autor zrobił robotę.
Odkąd pamiętam, ośmiotysięczniki i cały świat himalaizmu jawiły mi się jako obraz wręcz mistyczny. Świat, w którym śmiałkowie o nieprze...
Góry wysokie elektryzowały i przyciągały ludzi od zawsze swoją niedostępnością. Jednak, gdy tylko pojawili się pierwsi śmiałkowie, którzy chcieli je poznać, eksplorując przepaściste tereny i wysokie turnie, zaczęły stawać się celem. Celem indywidualistów, ambitnych śmiałków i zorganizowanych wypraw. Generowały pragnienia, by zrobić coś, czego nikt wcześniej nie dokonał, stanąć wyżej, na kolejnym szczycie, przezwyciężać słabości, być lepszym, być pierwszym. Pokonać górę.
Z upływem lat te wysokogórskie pragnienia pozostawały silne, ewoluowały, bo ambicja wspinaczy nie pozwalała im zadowolić się tylko zdobyciem szczytu. Zdobywców przybywało, więc śmiałkowie chcieli wspinać się szybciej, bez tlenu, tak, by to szczytowanie było bardziej spektakularne w oczach obserwatorów.
I choć na przestrzeni lat zmieniała się i rozwijała technologia, która wspomagała wyprawy i eksploracje, to dwa aspekty towarzyszyły wspinaczom niezmiennie i od zawsze - ambicja i konflikty. Jeśli ktoś myśli, że kłótnie, niedopowiedzenia, czy niewyjaśnione aspekty tragicznych wypraw są znakiem czasów obecnych i wypraw w większości komercyjnych, gdzie sponsor goni sponsora, jest w błędzie. I to dużym, bo już dziesiątki lat wcześniej górskie tragedie niosły ze sobą nie tylko ludzki dramat, ale i wzajemne oskarżenia oraz domniemania, co się faktycznie wydarzyło, czy musiało się wydarzyć i kto ponosi lub powinien ponieść odpowiedzialność.
"Dramat braci Messnerów" autorstwa Jochena Hemmleba dotyczy ekspedycji na Nanga Parbat, która miała miejsce w roku 1970. Publikacja jest podzielona na dwie części - w pierwszej traktuje o wydarzeniach podczas wyprawy, a w drugiej przywołuje wydarzenia, jakie miały miejsce po jej zakończeniu. A działo się i to przez kolejnych czterdzieści lat. Trzeba to napisać otwarcie.
Wyprawa zapewne nie odbiłaby się aż takim echem i nie wracała przez wiele lat, gdyby nie jej tragiczny finał, który przyćmił sukces zdobywców - Bracia Messnerowie zdobyli szczyt, ale wrócić udało się tylko starszemu, Reinholdowi. Młodszy, Günther zginął podczas schodzenia. Gdy Reinhold zostaje odnaleziony, zaczyna się "teatr" kontrowersji, pytań, oskarżeń i szukania kozła ofiarnego, a coraz to nowe doniesienia i komentarze uczestników wyprawy podsycały medialny kocioł.
Autor zadał sobie trud, by dotrzeć do wszystkich możliwych śladów, dowodów, wypowiedzi, zapisków i dzienników prowadzonych przez członków wyprawy. Zestawia razem opinie, analizuje fakty, stara się znaleźć odpowiedź na niejasności, dowiedzieć się, z czego wynikały sprzeczne relacje i przekłamania, które konflikt pomiędzy Messnerem a kierownikiem wyprawy doprowadziły przed sąd. W tym miejscu należy dodać, że autor w żaden sposób nikogo nie ocenia. Do końca książki stawia na bezstronne i rzetelne przedstawienie ówczesnych wydarzeń.
Choć "Dramat braci Messnerów" to książka typowo dokumentalna to nie wywołuje znudzenia w trakcie lektury. Mało tego, informacje są podawane w taki sposób, że zachęcają do samodzielnej analizy. Sama nie raz wracałam do wcześniejszych akapitów, zestawiałam je z przypisami autora, tworząc spójny obraz historii.
Moim zdaniem, nawet jeśli nieszczególnie interesuje Cię tematyka wysokogórska, to ta pozycja Cię zaciekawi do tego stopnia, że sam zaczniesz analizować poszczególne fakty. Osobiście polecam!
#KONKURS
Jeśli zaciekawiła Cię recenzja już teraz możesz zgarnąć czytadło dla siebie, bo dzięki uprzejmości Wydawnictwa Sklepu Podróżnika mam do rozdania trzy egzemplarze tej książki.
Co musisz zrobić? Przekonać mnie, że to właśnie do Ciebie powinien trafić egzemplarz. Ale, żeby nie było tak całkiem prosto, Twoje uzasadnienie musi zawierać frazę GÓRSKA AMBICJA. Odpowiedzi wrzucajcie w komentarzach. Forma dowolna - trafne zdanie, rymowanka, dłuższa wypowiedź, na wesoło, na poważnie - Nie zamierzam Was ograniczać w tej materii.
Konkurs trwa do 31 marca, do godziny 23:59. Po tym czasie wybiorę trzy - moim zdaniem - najciekawsze komentarze.
Wyniki podam w ciągu trzech dni od zakończenia konkursu pod tym wpisem oraz na fejsbuczkowym fanpage'u.
Do dzieła! 3... 2... 1... Start! A my tymczasem szykujemy kopytka na beskidzkie szlaki.
Dramat braci Messnerów
- 10.3.16
[RECENZJA + KONKURS] DRAMAT BRACI MESSNERÓW - Jochen Hemmleb | Ludzkie ambicje, konflikty i niedopowiedzenia
Góry wysokie elektryzowały i przyciągały ludzi od zawsze swoją niedostępnością. Jednak, gdy tylko pojawili się pierwsi śmiałkowie, którzy c...