Życie ma to do siebie, że każdego dnia gwarantuje nam pakiet doznań wszelakiej maści. I choć zwykle musimy uporać się z codziennymi obowiąz...
Był pieruńsko mroźny i śnieżny grudzień. Starzy górale powiadają, że na planowaną datę styczniową miało być jeszcze zimniej, więc co poniektórzy taki poświąteczny obrót spraw przyjęli być może nawet i z pewną dozą radości.
Tego dnia, we wtorek, 28 grudnia 1982, ściany wałbrzyskiej porodówki przyjęły na swe tynki dziki - jeśli wierzyć opiniom świadków - wrzask gremlina w mej szanownej osobie. Gremlina rozdartego, jak sto pięćdziesiąt, to fakt, ale czystego jak łza - o ile akurat nie był zajęty paskudzeniem w pieluchę - i gotowego na kształtowanie, formowanie i programowanie weń przyszłych zachowań i zapędów.
Właściwie to ciekawa jestem, kto był w tym wszystkim najbardziej aktywny. Jakoś nikt się otwarcie przyznać nie chce. Czyżby więc wgrane oprogramowanie okazało się być nie takie, jak zapewniał producent? - Cóż, bywa.
Jakby jednak nie było, poznawanie otaczającego świata okazało się być zajęciem arcyciekawym, co poskutkowało - oprócz prób wtykania sobie w otwory nosowe, uszne i gębowe różnych przedmiotów - rozwinięciem zainteresowań, które zmieniały się, jak w kalejdoskopie.
Mimo że za czasów bycia mikro-gremlino-dziecięciem owe zainteresowania nie były jakieś szczególne - wszak darcie paszczęki, gardzenie cycem na rzecz butli i napełnianie pieluch zapachami dnia to nic porywającego - dało się już zauważyć pierwsze górskie zapędy. W końcu, żeby uciekać z łóżeczka, trzeba było mieć opanowane różne triki alpinistyczne. 
Gdy minął okres sraj-pieluchy i nie było już z czego uciekać, moje małe nóżynki chciały mnie wszędzie nosić, więc z uporem, jak na kozę górską przystało, domagałam się u dziadka zabierania mnie ze sobą. W końcu moje wysiadywanie na zydelku w przedpokoju zostało nagrodzone i dziadek zabrał mnie na wałbrzyskie, leśne ścieżki spacerowe. Jako, że tuptanie mi nie przechodziło dostałam nawet moją prywatna ciupaskę prosto z Zakopanego, którą dzielnie targałam ze sobą na odkrywanie leśnych traktów.
Lata młodszej podstawówki upływały na odkrywaniu wątpliwych talentów, więc obowiązkowe były śpiewy i nagrywanie tych poczynań na kasety magnetofonowe. Do tego dochodziło "doskonalenie warsztatu muzycznego" w szkolnym zespole, które ostatecznie skończyło się na jednym z występów. Jeśli dodać do tego taneczne wygibasy, mogę stwierdzić zdecydowanie, że obserwatorzy mieli kabaret za darmo. Z zapędów muzycznych sprawnym susem przeskoczyłam do upodobań sportowych i znowu wielu pukało się w czoło. Dlaczego? Ano dlatego, że mało kto sobie potrafił wyobrazić niewyrośniętego kurdupla biegającego z piłka do koszykówki. Jak się pewnie domyślacie, drugim Michaelem Jordanem nie zostałam.
W końcu trzeba było dorosnąć, albo przynajmniej udawać. Przyszedł czas ogólniaka, gdzie przepadłam, i to bynajmniej nie naukowo. Trafiłam na ludzi, którzy ostatecznie zaszczepili we mnie miłość do szlaków, przestrzeni, tego, co krzywe, drewniane, granitowe, strzeliste - do gór wszelkich, które chłonę niezmiennie i zarażam moim zajaraniem innych, bo to fajne, bo tak piknie jest.
Z perspektywy czasu już wiem, że równie dobrze mogłabym się od razu urodzić z czekanem w łapie, rakami na stopach i plecakiem na plecach, bo to ja, tak po prostu. Chociaż, może wtedy wszystko potoczyłoby się zupełnie inaczej? Kto to wie... Jakby jednak nie było, mogę o sobie powiedzieć, że należę do pewnego grona szczęśliwców, którzy mieli możliwość poznawania nowych rzeczy i rozwijania swoich pasji. Niestety, nie każdy dzieciak ma tak miło i łatwo.
Dlatego też Maciek z bloga Recznik.in podrzucił pomysł akcji #robilemzadzieciaka, która ma na celu wsparcie podopiecznych ośrodka Dzieło Pomocy Dzieciom w Krakowie i pomóc im w odkrywaniu pasji. TUTAJ znajdziecie wszystkie potrzebne dane, jeśli zechcecie dołożyć coś od siebie.
Podobnie, jak przy ostatniej akcji z jakami, tak i teraz włączają się w nią blogerzy. Mnie wciągnęła Agata z Qrkoko, władczyni szydełka, ja natomiast wzywam Magdę z Wiecznej Tułaczki, Gosię z Tatr dla Średnio zaawansowanych oraz Dorotę z bloga Kameralna. Standardowo na przyłączenie się do akcji macie 24 godziny, ale jeśli się nie wyrobicie, nikt Was bił ni będzie. Po prostu, czyńcie dobro i posyłajcie je dalej.
A Wy, drodzy czytelnicy, nie spoczywajcie na laurach. Komentarze są Wasze, cobyście i Wy podzieli się drogą do Waszych pasji. Niech więc piszą się historie pasji przy brzęczących dźwiękach milionów monet.
Był pieruńsko mroźny i śnieżny grudzień. Starzy górale powiadają, że na planowaną datę styczniową miało być jeszcze zimniej, więc co poniek...
Coś Wam powiem w sekrecie - te "wstrętne i zadufane w sobie Blogery" to super człowieki, które wypełniają Blogosferę pozytywnymi akcjami, mającymi na celu zwrócenie uwagi na problemy innych.
Mniej więcej w tym samym czasie, kiedy u mnie pojawił się wpis zachęcający do zostania wolontariuszem w Drużynie SuperW, Janek ze StayFly rozpoczął akcję: #wyzwanie10jaków, którą zaktywizował blogerski światek do wsparcia Akademii Przyszłości.
O co chodzi? Skąd te jaki? Już spieszę z wyjaśnieniem. Jak [Bos grunniens] to taki krętorogie zwierzątko, żyjące w stanie dzikim, jak i udomowionym. Z naszej człowieczej perspektywy zwierz ów ma delikatnie mówiąc przewalone. Mimo, że jaki osiągają dorosłość dopiero po 6-8 latach, to matki pozostawiają swoje potomstwo po roku. Powiecie, że to świat zwierząt, że selekcja naturalna, że przeżywa i tym samym wygrywa najsilniejszy. Ok, racja, ale analogiczne sytuacje nie są obce wśród ludzi, w wielu rodzinach, w których dzieci pozostawione same sobie, mają wyjątkowo trudny start w dorosłość. W pojedynkę muszą stawiać czoła problemom i wyzwaniom codzienności często bez podstawowego wsparcia, czy pomocy naukowych.
Z pomocą takim dzieciakom ruszyło Stowarzyszenie Wiosna, które powołało do życia Akademię Przyszłości, rekrutującą wolontariuszy - Tutorów, którzy zaopiekują się swoimi podopiecznymi, pokażą, że można inaczej, pomogą wybrać drogę, będą wsparciem, etc..
Stąd też pojawił się pomysł na #wyzwanie10jaków, które, poza tym, że trochę pomęczy nasze mózgowia, to dodatkowo zwrócą uwagę na problem. Wyzwanie polega na tym, by w innych słowach oddać nasze znane i utarte wyrażenia.
Stąd też pojawił się pomysł na #wyzwanie10jaków, które, poza tym, że trochę pomęczy nasze mózgowia, to dodatkowo zwrócą uwagę na problem. Wyzwanie polega na tym, by w innych słowach oddać nasze znane i utarte wyrażenia.
Moja nominacja przyszła od PAnny eM. Nie mogłam jej nie przyjąć, bo w takie akcje trzeba się wkręcać. No to jedziemy z koksem...
1. Klnie jak szewc - Klnie, jak górołaz po natrafieniu na mgłę na szczycie
2. Zabiera się jak pies do jeża - Zabiera się, jak ja do mycia okien
3. Proste jak drut - Proste, jak moje cienkie "trzy piórka" na głowie
4. Idzie jak krew z nosa - Idzie, jak paczka pocztowa w okresie świątecznym
5. Brzydki jak noc listopadowa - Brzydki, jak chińskie ciupaski sprzedawane nad Bałtykiem
6. Nudne jak flaki z olejem - Nudne, jak Moda na Sukces
7. Kłamie jak z nut - Kłamie, jak leniwy współpracownik o rzekomo wykonanej robocie
8. Wyskoczył jak Filip z konopi - Wyskoczył, jak Adaś Małysz z progu
9. Tani jak barszcz - Tani, jak górski nocleg na dziko
10. Siedzi cicho jak mysz pod miotłą - Siedzi cicho, jak student na ćwiczeniach z wyrazem twarzy "tylko mnie nie pytaj, tylko mnie nie pytaj"
Moje bezpośrednie nominacje lecą do Asi z Króliczka Doświadczalnego, Kamila z Mr K. Passion i Marylki z Addicted to Passion. Liczę na Wasze lotne umysły i poczucie humoru. :) Macie 24 godziny na Waszą jakową twórczość. Jak się nie zmieścicie w ustalonym czasie, zasilacie 10 złociszami konto Akademii Przyszłości. A najlepiej zrobić i jedno i drugie.
Żeby nie było, że to koniec. Nic z tych rzeczy. Nominuję Was wszystkich i każdego z osobna do poćwiczenia Waszych mózgów - piszcie u siebie, piszcie w komentarzach, niech się akcja niesie.
Żeby nie było, że to koniec. Nic z tych rzeczy. Nominuję Was wszystkich i każdego z osobna do poćwiczenia Waszych mózgów - piszcie u siebie, piszcie w komentarzach, niech się akcja niesie.
Coś Wam powiem w sekrecie - te "wstrętne i zadufane w sobie Blogery" to super człowieki, które wypełniają Blogosferę pozytywnymi...