Sobota, po zakupach, po ogarnięciu chaty, zasiadłam sobie z cappuccinkiem przy kompie, w celu poczytania wiadomości, żeby być w miarę na bieżąco z tym, co się dzieje dookoła i trochę dalej.
Dobrze nie zaczęłam czytać, a już mną zatrzęsło i to poważnie. Tak, że aż musiałam wstać od kompa, przejść się, przetrawić informację i dopiero wrócić do czytania.
Otóż, jak donosi gazeta.pl, rodzina wędrująca w Tatrach zostawiła rozum i logiczne myślenie w domu, a na szlak wyruszyła wyposażona w egoizm i brak wyobraźni.
Wspomniana rodzinna grupa turystów wędrowała jednym z najtrudniejszych (jeśli nie najtrudniejszym) i najbardziej wymagających szlaków w naszych Tatrach - Orlą Percią.
Śmigłowiec TOPR nad Tatrami - fot. Marek Podmokły/AG
Ratownicy TOPR-u odebrali zgłoszenie, że turystka - jedna z osób wspomnianej grupy - nie jest w stanie iść dalej z uwagi na wycieńczenie organizmu i kłopoty z sercem. Jak można przeczytać w artykule gazety, ratownicy gotowi nieść pomoc turystom, zaproponowali, że przyjdą, aby sprowadzić osłabioną turystkę w bezpieczne miejsce. Na tę informację, zgłaszający sprawę mąż, zażądał, aby przyleciał helikopter, gdyż stan jego żony się pogorszył. Ratownicy, nie wdając się w niepotrzebne dyskusje z turystą, wysłali na miejsce helikopter z ekipą ratunkową. Jak się okazało, wspomniana turystka nie była wycieńczona, a ów mąż był gotów zrobić sobie turystyczną atrakcję z helikoptera TOPR-u żądając, by ratownicy zabrali ze sobą całą ich grupę.
Normalnie nóż mi się w kieszeni otworzył, jak to przeczytałam. Gdzie Ci ludzie zostawili swoje mózgi?! Przecież w tym samym czasie helikopter mógł być potrzebny w innym miejscu, być może ratownicy nie zdążyliby wtedy dolecieć do innego, potrzebującego turysty na czas. Co wtedy? Kto by za to odpowiadał? Wszyscy zaczęliby pomstować na TOPR, że nie pospieszył na ratunek. Nikt by wtedy nie zaprzątał sobie głowy tym, że TOPR pospieszył "ratować" bezmyślnych żartownisi, którzy byli żądni dodatkowych atrakcji.
Kto w takiej sytuacji zapłaci za akcję TOPR z użyciem śmigłowca? Bo zapewne nie ci feralni turyści, choć moim skromnym zdaniem powinni ponieść konsekwencje takiego zachowania i opłacić tę "akcję ratunkowa".
Ja osobiście z takimi turystami wątpliwej przyjemności spotkania nie miałam. W sumie to i dobrze, bo jeszcze bym takiego delikwenta uszkodziła ;/
A Wy? Mieliście taką wątpliwą przyjemność spotkać takie "egzemplarze" podczas Waszych wędrówek?
Sobota, po zakupach, po ogarnięciu chaty, zasiadłam sobie z cappuccinkiem przy kompie, w celu poczytania wiadomości, żeby być w miarę na bi...
Przy schronisku wchodzimy na szlak niebieski, który prowadził nas aż do
Po około 15 minutach dreptania żółtym szlakiem dochodzimy do źródła Łaby. Niestety źródła nie dało się zobaczyć, bo schowane było jeszcze pod grubą warstwą śniegu. W związku z tym z fotki uwieczniającej przekroczenie Łaby suchą stopą - nici.
Spod Źródła Łaby ruszyliśmy szlakiem zielonym i po około 45 minutach byliśmy przy schronisku. Mimo, że jeszcze było nieczynne, bo byliśmy tam przed sezonem (tak, tak, w Czechach większość schronisk otwarta jest tylko sezonowo. Nie to co u nas...), było to idealne miejsce na odpoczynek w promieniach wiosennego słońca i wszamanie kolejnej kanapki. - Wychodzi, że ja ciągle coś szamię :D