... od bardzo dawna. Zmieniali sie trenerzy, odchodzili starzy i przychodzili nowi gracze. Była w piłkarskim niebie, by niedługo pote...
Wielu z Was już pewnie zdążyło się zorientować, że lubię śledzić wydarzenia na arenach sportowych. Chłonę sportowe emocje, jak gąbka wodę, nawet jeśli towarzyszą one dyscyplinom, co do których nie pałam szczególnym entuzjazmem, a czasem i nie do końca ogarniam reguły. Niemniej jednak zawsze doceniam wysiłek tych, którzy stają w sportowe szranki i starają się być jeszcze lepsi, pokonując przede wszystkim siebie. Kibicuję naszym i nie-naszym, rozumiem emocje, euforię, będącą skutkiem sukcesu, i rozgoryczenie, a nawet gniew, będące wynikiem porażki. Ilu ludzi, tyle emocjonalnych reakcji.
Niektórzy jednak nie są w stanie tego ogarnąć. To, że ktoś świadomie wybrał grę w barwach Polski, nie może skutkować tym, że reszta niesportowego świata będzie po takim delikwencie jeździć, jak po burej suce tylko dlatego, że przegrał. Jako kibice nie mamy prawa wymagać, no chyba, że w jakiś sposób przyczyniliśmy się do rozwoju danego talentu sportowego - Ktoś z Was przyłożył rękę do czyjegoś sportowego sukcesu? Ja, nie. Możemy jedynie mieć nadzieję na dobre występy naszych reprezentantów, których i tak mamy garstkę - niezależnie od dyscypliny.
Mimo, że jest, jak jest, ostatnie wydarzenia w świecie tenisa pokazały, jak szybko niesportowy świat staje się nieprzychylny temu, któremu się nie powiodło. Dzisiaj media huczą, dziennikarzyki robią nagonkę na Jerzego Janowicza, który podczas konferencji prasowej po przegranym meczu powiedział kilka dosadnych słów, odnosząc się do sytuacji, w jakiej znajduje się sport w naszym kraju. Nie powiem, może zabrakło mu pokory, może trochę przesadził, wszak to nie jego zadanie, by to oceniać. Być może powinien bardziej panować nad swoimi emocjami, lepiej dobierać słowa, ale ma pełne prawo do tego, by powiedzieć, co myśli i czuje. Nie zrobił nic, za co miałby przepraszać "ugodzony", niesportowy świat.
Zaraz pojawią się głosy, że skoro gra z godłem na piersi, to musi spełniać oczekiwania pierdyrialda ludzi. Nic nie musi! Może chcieć, a my możemy być dumni, że chce godnie reprezentować właśnie nasz kraj, że mimo tych wszystkich kłód, jakie są rzucane młodym sportowcom pod nogi, on i wielu innych (ostatnimi czasy może poza reprezentacją piłki kopanej) się nie poddają i starają się dawać z siebie wszystko.
Każdy reprezentant, czy to w tenisie, skokach, biegach, pływaniu, pracuje na własny rachunek. Trenuje, po pierwsze, przede wszystkim dla siebie. Kibic jest ważny, to oczywiste, bo nakręca, bo może zmotywować, bo fala dopingu może ponieść wysoko i daleko. Absurdalne jednk są sytuacje, gdy gawiedź się obraża, gdy komuś raz, czy drugi powinie się noga. Dla tych, którzy się jeszcze nie zorientowali - tak już jest w sporcie, że jedna ze stron wygrywa, a druga przegrywa. My, jako kibice, też musimy umieć znosić gorycz porażki. Dopóki więc sami czegoś nie osiągniemy, albo nie przyczynimy się do czyichś sukcesów, możemy jedynie wierzyć i mieć nadzieję na dobry wynik, ale nie wymagać go za każdym razem.
Gdyby każdy pilnował swojego ogródka, świat byłby piękniejszy - niech więc każdy robi swoje, tak dobrze, jak potrafi.
Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, cherylholt
Wielu z Was już pewnie zdążyło się zorientować, że lubię śledzić wydarzenia na arenach sportowych. Chłonę sportowe emocje, jak gąbka w...
Odkąd pamiętam, oglądam mecze piłkarskie i śledzę wydarzenia stadionowe nie tylko z polskiego podwórka. Dokładniej rzecz ujmując jest to zwykle podwórko zagraniczne, bo na naszym rodzimym to już chyba nie ma na co patrzeć (ekstraklasa mnie nigdy nie kręciła). Niemniej jednak, jakby nie było, z naiwnym uporem maniaka zawsze byłam za naszymi. Do wczoraj! Od wczoraj mam ochotę zmienić kibicowskie obywatelstwo.
Wczorajszy pożal się boże "występ" naszej reprezentacji utwierdził mnie tylko w tym, że nie warto poświęcać dla nich ani czasu, ani kasy. Nasza reprezentacja piłki nożnej nie istnieje, trzeba to powiedzieć otwarcie. To dno i trzy metry mułu. To drużyna dzieci błądzących we mgle. Tak grający zespół nie powinien reprezentować kraju, bo w takim wykonaniu jest to po prostu żałosne.
Zapewne posypią się znowu gromy na selekcjonera. Po części będą one zasłużone, choćby za niektóre powołania zupełnie od czapy. Ale z drugiej strony to przecież nie selekcjoner grał, to drużyna się nie spisała, to drużyna właśnie nie potrafi się dograć od nie pamiętam kiedy.
Jak to jest, że zawodnicy potrafią grać na wysokim poziomie w ligach europejskich, a w reprezentacji zapominają, jak się kopie piłę?! Zostawiają swoje umiejętności na granicy, w samolocie, a może na imprezie przedmeczowej/pomeczowej, etc.?! A może po prostu się nie starają, bo nie mają po co skoro związek i tak kasę wyłoży.
Zdjęcie pochodzi z pixabay.com, CC0, jarmoluk
Odkąd pamiętam, oglądam mecze piłkarskie i śledzę wydarzenia stadionowe nie tylko z polskiego podwórka. Dokładniej rzecz ujmując jest...
O tym, że miałam parcie na to, by zacząć biegać, wspominałam na blogu już jakiś rok temu. Jak widać, miękka faja ze mnie, bo do całej sprawy zabierałam się jak pies do jeża i guzik z tego przez cały rok wyszło.
Ze względu na siedzącą pracę, która notabene potrafi człowieka zmęczyć i dodatkowo sprawić, że będę cierpieć na płaskodupie, powiedziałam dosyć. Tym razem do sprawy podeszłam inaczej i najpierw zakupiłam buty biegowe. Znając moje wrodzone, delikatne skąpstwo i praktyczność, nie mogłam przecież pozwolić, by rzeczone obuwie się zmarnowało na skutek braku używalności. Na prędce dokupiłam najprostsze spodnie oraz bluzę (dzięki ci panie za taki przybytek, jak Decathlon) i tym sposobem stałam się posiadaczką swojego pierwszego stroju do biegania.
OK, przyodziewek jest, chęci są, miejsca do truchtania też co niemiara, więc nie pozostało mi nic innego, jak się sprawdzić.
Mądrzy z biegowego światka powiadają, żeby spróbować biec bez przerwy 12 minut - bua, ha, ha, chyba 12 metrów. :D
A tak na poważnie, to po przebiegnięciu może z 500 m mój mózg zaczął otrzymywać sygnały od poszczególnych części mego ciała:
- Ręce zdawały się krzyczeć: Po kiego licha ta wariatka tak nami macha?!
- Płuca nie miały sił, by krzyczeć, ale za wszelką cenę chciały wyleźć przez cycki i chyba kopnąć mnie w dupę.
- Serce po początkowych próbach wyjścia gardłem, chciało ostatecznie wyleźć ze mnie uszami.
Na nieszczęście mych członków przeżyłam i mało tego, uparcie staram się biegać dalej. Kolejne przebieżki lądują na moim koncie. Za każdym razem staram się pobiec ciut dalej, ciut dłużej. Jestem przekonana, że z czasem będę mogła pobiec też szybciej, bo póki co to mój bieg nie jest dużo szybszy od marszu. A może ja po prostu za szybko chodzę? - Tej opcji będę się trzymać. ;) A póki co się zastanawiam, kiedy będę w stanie przebiec 10 km. Mam nadzieję, że niedługo. W końcu nic tak nie motywuje, jak progres.
O tym, że miałam parcie na to, by zacząć biegać, wspominałam na blogu już jakiś rok temu. Jak widać, miękka faja ze mnie, bo do całej ...
Zima w tym sezonie nie poszalała mocno i oszczędziła nam olbrzymich ilości białego puchu, - w sumie szkoda, bo lubię bardzo, gdy świat skrywa się pod śnieżną pierzynką - stwarzając nam tym samym możliwość do częstszych wizyt na świeżym powietrzu.
Oczywiście da się słyszeć głosy, że zima jest, że jest zimno (oczywiści, w końcu do lata jeszcze trochę), że najlepiej siedzieć w domu pod ciepłym kocem z kubkiem herbaty w ręce. Wszystko to jest ok, ale warto również zimą zmobilizować się do aktywności na świeżym powietrzu. Niektórzy zapewne powiedzą, że skoro jest zimno to i przy tym nieprzyjemnie, a co to w końcu za atrakcja, by świadomie marznąć i to w dodatku w górach. I tu się zgadzam - narażanie się na marznięcie nie jest niczym fajnym, powiedziałabym nawet, że jest głupie - no chyba, że ktoś jest jakimś sado-masochistą, który lubi, jak mu wszystko kostnieje i robi się sine z zimna.
Oczywiście są osoby, których nie trzeba przekonywać do takich wojaży, wędrówek i spacerów, nawet jeśli zimą wymagają one lepszego doboru ekwipunku, ubioru i samego przygotowania.
Jeśli nie należysz do tych osób i ten gorszy czas najchętniej przezimowałbyś na sofie, zachęcam do zmian i wyjścia z ciepłego, domowego azylu, bo warto, o czym przekonują poniższe punkty.
1. Wzmocnisz swój system odpornościowy, co jest szczególnie przydatne w zimowym okresie wszelakich przeziębień, grypy i innego chorobowego paskudztwa.
2. Ruch i światło dzienne/słoneczne zapobiegają depresyjnym nastrojom, które lubią nas dopadać przy nieszczególnej aurze. Zamiast więc siedzieć i narzekać, rusz się, wyjdź na szlak. ;)
3. W ciszy zimowych krajobrazów pozwolisz odpocząć swojej duszy i nerwom, a także oczyścisz umysł.
4. Oddychanie na mroźnym, zimnym powietrzu pozwoli Ci się lepiej odprężyć. Również wtedy, gdy wędrówka, sama w sobie, okaże się męcząca.
5. Zachowasz swoją kondycję i na wiosnę nie będziesz musiał/-a się martwić powrotem do formy.
6. Taka wędrówka to również nowe wrażenia wizualne, bo te znane miejsca i krajobrazy zimą/pod śniegiem wyglądają zupełnie inaczej, pobudzając Twoją wyobraźnię. Ja osobiście na widok zimowych krajobrazów - górskich w szczególności - mam turbo ślinotok. ;)
7. Podczas mroźnej aury zwykle mamy bardzo dobrą widoczność w terenie. Warto więc wykorzystać takie krystaliczne powietrze do obserwacji obiektów, które zwykle skrywają się gdzieś w chmurach/mgle/smogu, etc.
8. Możesz liczyć na pustkę na szlakach (czasami jest aż tak pusto, że nie ma kogo zmolestować, by zrobił nam zdjęcie), które w miesiącach letnich są wyjątkowo oblegane.
Przekonani do aktywności? Mam nadzieję, że tak.
A co zrobić, jeśli nie mamy w pobliżu górskich szlaków? Nic prostszego. Wystarczy wyjść na zwykły spacer (pod warunkiem, że nie będzie to spacerowy maraton w galerii handlowej), przejść się do lasu, miejskiego parku lub po prostu poszwendać się po osiedlowych dróżkach. Grunt to ruszenie swoich czterech liter i czerpanie z tego radości.
Zima w tym sezonie nie poszalała mocno i oszczędziła nam olbrzymich ilości białego puchu, - w sumie szkoda, bo lubię bardzo, gdy świat ...
Nasza reprezentacja w piłce ręcznej
W świat sportowej atmosfery wprowadził mnie - chyba nawet nieświadomie - mój dziadek, który zawsze z lubością oglądał różne relacje sportowe, z naciskiem na mecze piłki nożnej, które niezwykle przeżywał. A ja, dziewczątko, które ledwo od podłogi odrosło, z zaciekawieniem spoglądałam w kierunku TV, w którym to działy się te wszystkie porywające wydarzenia sportowe. Na początku towarzyszyła mi pewna doza nieśmiałości, a z czasem z zachwyt, który kazał mi porzucić nudną lalkę, tudzież misia, i tak oto z otwartą paszczęką siedziałam i wgapiałam się w ekran.
Kibicowanie weszło mi w krew i tak już zostało. Stałam się babskim, sportowym freakiem, prowadzącym nawet kiedyś swoje statystyki, które pozwalały mi na patrzenie na sport z szerszej perspektywy. Niestety, a może stety, zarzuciłam prowadzenie swoich dzienników sportowych, fanatyzm mi nie grozi, choć i tak niektórzy wołają na mnie kibol. :D
Jeśli chodzi o sporty drużynowe, na pierwszy ogień poszła piłka nożna, której wiernym kibicem był rzeczony dziadek, a i w ówczesnym programie TV raczej innych meczy nie można było uświadczyć.
Mimo porażek, których byliśmy świadkami, trwało się przy drużynie narodowej, śledziło zmagania polskiej ligi, na którą patrząc z obecnej perspektywy, można jedynie stwierdzić, że to piłkarzyny od siedmiu boleści, wypatrujące jedynie dobrego kontraktu.
W czasie sportowej miłości do drużynówek przyszedł też czas na siatkówkę oraz, co spowodowało fascynacyjne apogeum, na piłkę ręczną.
Sławek Szmal - fenomen w polskiej bramce
Już same emocje, jakich dostarcza nam drużyna piłkarzy ręcznych, kwalifikują ją do bycia naszą dumą narodową. To właśnie ta dyscyplina,w odróżnieniu od piłki nożnej, zasługuje na miano naszego sportu narodowego. Sportu, który tworzą ludzie z pasją, na przekór wszystkim trudnościom, na jakie napotykają na początku swojej sportowej drogi. Jeśli bowiem spojrzymy na możliwości jakie mają na starcie swoich treningów młodziki piłki ręcznej, aż dziw bierze, że w naszym kraju mamy tak wspaniałą drużynę, która w dalszym ciągu jest mocna, nawet po rotacjach, po zmianach - wszak nie ma już wszystkich starszych graczy, do kadry trafił nowy narybek, który radzi sobie świetnie, bez kompleksów i jest głodny wygranych.
Jeśli zestawimy tutaj wspieraną piłkę nożną, całe spektrum możliwości, jakie mają młodzi, jeśli chodzi o stypendia, treningi (siatka orlików się rozrasta), etc. to aż przykrość i złość bierze, że nic z tego nie wynika. Talenty się marnują, a jeśli już trafią do reprezentacji, to sodówka im uderza do tego stopnia, że mają wszystko w dupie i bardziej od wyników liczą się dla nich lukratywne kontrakty. Dlatego też bardzo bym sobie życzyła reprezentacyjnych wyników porównywalnych chociażby do tych z roku '82 lub '74. Czy to jest jeszcze w ogóle możliwe przy takim nastawieni działaczy, ale i samych piłkarzy - chyba nie.
Dość jednak o "nodze". Na całe szczęście dla kibiców reprezentacyjnych, z odsieczą przyszła kadra piłki ręcznej. Choć i w tym przypadku nie zawsze było różowo. Był brązowy medal w roku '76 (igrzyska olimpijskie) i '82 (mistrzostwa świata), potem praktycznie nic szczególnego się nie działo (11 i 14 miejsce w mistrzostwach świata, odpowiednio w latach '90 i '86), aż w końcu, w roku 2002 reprezentacja zdała się powracać. Było miejsce 15 na mistrzostwach europy, a potem, rok po roku reprezentacja zaznaczała swoją obecność na arenach piłki ręcznej, dostarczając kibicom niezapomnianych wrażeń i emocji, gdzie gniew i rozpacz mieszały się z wybuchami euforii i radości. Kto nie pamięta "Jednej Wenty" czyli 15 sekund, które dały Polakom zwycięstwo w meczu z Norwegią w roku 2009, kiedy Polska zdobywała brązowy medal na mistrzostwach świata w Chorwacji. Popłakałam się, a radochę miałam taką, jak dziecko, które dostanie upragnioną zabawkę.
Wczorajszy mecz z Rosją pokazał to, czego świadkami jesteśmy od dawna - niespożyte siły, wyjątkową ambicję i determinację, która pozwala na wyjście z opresji. Jeśli dodamy do tego fenomenalnego bramkarza, możemy być spokojni, że każdy taki mecz to będzie sportowo-orgazmiczne przeżycie. A to, że przeciętny kibic miał wczoraj stan przedzawałowy średnio 15 razy w meczu, potwierdza tylko, że piłka ręczna to świat najprawdziwszych sportowych emocji, których Wam i sobie życzę jak najczęściej.
Nasza reprezentacja w piłce ręcznej W świat sportowej atmosfery wprowadził mnie - chyba nawet nieświadomie - mój dziadek, który zaws...