, , ,

Kwietniówka - dzień II - Źródło Łaby

15.7.12

Wyspani, lekko zrumienieni przez szalejące dnia poprzedniego słońce, wstaliśmy skoro świt, gotowi do ponownego wyruszenia na szlak. W końcu trzeba było wykorzystać pogodę do granic możliwości.

Tego dnia za cel obraliśmy sobie źródło Łaby i w zależności od czasu wejście na Szrenicę od strony Czech. Plan był gotowy, więc wyruszyliśmy z Harrachova szlakiem żółtym, mijając po drodze Muzeum Narciarstwa - niestety było zamknięte. :/ Po około godzinnym spacerku dotarliśmy do Mumlavskiej Boudy.  
Tutaj weszliśmy na szlak niebieski, prowadzący wzdłuż rzeki Mumlava i wiodący nas do skrzyżowania ze szlakiem żółtym, którym biegnie Česká cesta. Zanim tam jednak ruszyliśmy, "zmarudziliśmy" trochę w pobliżu Mumlavskiej Boudy, a dokładniej przy Mumlawskim Wodospadzie (Mumlavský vodopád). Słońce sprawiło, że zalegający w wyższych partiach śnieg zaczął się szybko topić, a to spowodowało spiętrzenie wód Mumlavy. Sam wodospad spadał wręcz dziką kaskadą. Unoszone przez ruch powietrza kropelki wody idealnie chłodziły. Idealny, górski, poranny prysznic. ;)


 Mumlava


Mumlavsky Vodopad

Po zrobieniu kilku zdjęć, ruszyliśmy dalej leśną ścieżką, która za chwilę zniknęła pod zalegającym śniegiem. Jak na złość zapomniałam (chyba po raz pierwszy w życiu) stuptutów, więc śnieg nieustannie próbował zaprzyjaźnić się z moimi spodniami i wnętrzem butów :D A śnieg, jak to śnieg, szczególnie taki nadtopiony, kiedy nie do końca wiadomo co jest pod spodem, co jakiś czas powodował, że zapadaliśmy się powyżej kolan. Nie powiem, męczące. Zdecydowanie wolę brodzenie w świeżym puchu - choćby go było do pasa :D

Słońce dawało czadu, więc nawet w lesie nie dało się zdjąć okularów, bo tak odbijało się od śniegu, że nic nie było widać. Swoją drogą, dobrze, że nie zapomniałam zabrać patrzałek ochronnych, bo bym chyba oślepła. Nie powiem, zbyt wyjściowo później nie wyglądałam, bo się lekko na facjacie jednak odbiły :D
Po około półtorej godziny dotarliśmy do skrzyżowania szlaków pod tytułem Krakonošova snídaně.



Dalej szliśmy szlakiem niebieskim, który bez śniegu wiódłby częściowo wzdłuż Velkej Mumlavy. Z uwagi na zalegający śnieg, tylko co jakiś czas dało się słyszeć szum potoku.

 Coraz wyżej - gorączka śnieżnej wiosny ;)




Po około godzinie dotarliśmy do kolejnego rozdroża - U čtyř pánů. Już z daleka widzieliśmy stojącą tam wiatę. Nasze brzuchy też ją chyba zobaczyły, bo nagle przypomniało im się o wałówce niesionej w plecakach. Niestety usiąść pod wiatą się nie dało, bo śnieg wypełniał ją po sam czubek.

 Nie mogło zabraknąć widoku na "Królewnę"


W oddali stacja przekaźnikowa RTV

Wypłaszczenie teren zrobiło swoje i wiatr wiał bardzo mocno - jak to dobrze, że oprócz wody na podorędziu mieliśmy herbatkę w termosie ;) Tak więc po łyku herbaty i heja dalej. 
  Po około 15 minutach dreptania żółtym szlakiem dochodzimy do źródła Łaby. Niestety źródła nie dało się zobaczyć, bo schowane było jeszcze pod grubą warstwą śniegu. W związku z tym z fotki uwieczniającej przekroczenie Łaby suchą stopą - nici.



Gdy wyruszaliśmy na szlak, planowaliśmy wejście na Szrenicę, jednak wiatr zweryfikował te plany. W końcu to żadna frajda, iść tylko po to, by iść i nie móc się nawet rozejrzeć, bo wiatr zbyt boleśnie smaga facjatę.
Tak więc przy źródle zrobiliśmy nawrotkę i ruszyliśmy w drogę powrotną do Harrachova. Tym razem zahaczyliśmy o szlak biegnący koło Voseckiej Boudy.




 Spod Źródła Łaby ruszyliśmy szlakiem zielonym i po około 45 minutach byliśmy przy schronisku. Mimo, że jeszcze było nieczynne, bo byliśmy tam przed sezonem (tak, tak, w Czechach większość schronisk otwarta jest tylko sezonowo. Nie to co u nas...), było to idealne miejsce na odpoczynek w promieniach wiosennego słońca i wszamanie kolejnej kanapki. - Wychodzi, że ja ciągle coś szamię :D
 Po około 3 godzinach z małymi postojami dotarliśmy do szlaku niebieskiego, którym to w ciągu godziny dotarliśmy do Harrachova, gdzie uderzyła nas masa gorącego powietrza. Zżerani ciekawością i chęcią ochłody, podeszliśmy raz jeszcze do Mumlavskiego Wodospadu. Siła i ilość wody były jeszcze większe niż rano, a chłodek tam panujący, cudowny.


Osobiście, mimo, że to nie pierwszy widziany przeze mnie wodospad, byłam pod wrażeniem siły natury.
Można więc odhaczyć kolejny udany, górski dzień pełen słońca i śniegu, w który z chęcią włożyłoby się spieczoną słońcem facjatę.

Sprawdź też:

OSTATNIE

ARCHIWUM