W środku nocy obudził nas szum i bębnienie deszczu w okno dachowe. W półśnie wyartykułowałam do siebie: 'No, to by było na tyle, jeś...
Środa z założenia miała być dniem spokojniejszym, bez szczególnych wyryp i biegania z językiem wywalonym na brodę. Równie dobrze mogło tego...
Nastał kolejny dzień, nasz urlop nabierał rozpędu, pogodowa aura w dalszym ciągu dawała znać, że nas lubi, a kolejne punkty z naszego planu wyczekiwały spotkania z nami. Ponieważ za sobą mamy dwa (a w zasadzie to dwa i pół) szczytowania - jedno na Rauher Kopf, a drugie na Greitspitze - tym razem obieramy sobie za cel miejscówkę płaską, co nie znaczy, że nisko położoną. Co to, to nie. Wtorek sponsorowało wyjście nad Madleinsee 2437 m n.p.m., leżące - jak się później okazało - w miejscu niezwykle urokliwym i generującym wzmożony ślinotok.
Nastał kolejny dzień, nasz urlop nabierał rozpędu, pogodowa aura w dalszym ciągu dawała znać, że nas lubi, a kolejne punkty z naszego pl...
Po bardzo owocnym i widokowym dniu, kiedy to z bananem na gębach wtarabaniliśmy się na Rauher Kopf , minęła noc, a słońce znów śmiało zaglą...
#PomocMierzonaKilometrami - Z czym to się je?
Ale ja nie biegam!
Zrób coś dla siebie, robiąc coś dla innych - #PomocMierzonaKilometrami
Człowiek to z natury stworzenie dobre, w większości lubiące pomagać innym. A gdy nikt go do owego pomagania nie przymusza, nie nachodzi w m...
W końcu nadszedł czas na pierwszą - wyczekiwaną niczym upragniony urlop - relację. Będzie leśnie, słonecznie, sielsko i - przede wszystkim ...
Osobiście szczerze polecamy nocleg w kameralnym pensjonacie Gidis Hof. Nie będziesz zawiedzony.
Planowanie tegorocznego urlopu zaczęłam kreślić już w styczniu. Miało być inaczej niż zwykle. Mniej przytyrki, a więcej relaksu. Nie za...
PROLOG
Był luty i dzień, jakich wiele. Tamten jednak zapisał się w historii górskiej blogosfery, dając początek czemuś większemu. To właśnie wtedy - 22 lutego - Gosia aka Ruda z wyboru rzuciła na swym twarzoksiążkowym fan page'u następującymi słowami:Halo halo górskie blogery! Większość z Was doskonale kojarzę i już sobie wypisałam w swoim magicznym notatniku, ale na pewno o kimś zapomniałam. Także tego, kto bloga o tematyce górskiej prowadzi, ten się chwali w komentarzu! Bo mi się coś urodziło w głowie. Na razie ciiiiii...
Cisza ze strony Rudej nie trwała długo, a jej dalsze działania zaowocowały utworzeniem twarzoksiążkowej grupy, gdzie zwołała gromadkę górskich wariato-ludzików i przedstawiła im swój pomysł, coby porządzić bardziej, razem. Wszak w kupie siła!
I tak doszliśmy do sedna - Miało się odbyć pierwsze spotkanie górskiej blogosfery. #BloGórsfera miała stać się faktem. <Jupijajej!>
Wszyscy, jak jeden mąż, wyrazili zainteresowanie i byli napaleni, jak szczerbaty na suchary, jarając się przy tym, jak trawy jesienią i mając już wizję naszego spotkania w górach. Namacalnie o góry się jednak nie otarliśmy, ale swoimi osobami, górską zajawką i pasją, przenieśliśmy je na ten ostatni weekend w miejsce zupełnie niepagórowate, z którego mimo wszystko stworzyliśmy naszą małą, górską mekkę. Po ostatnich wydarzeniach, Radom już nigdy nie będzie tylko Radomiem ze swoją chytrą babą.
BOHATEROWIE OPOWIEŚCI
9 lipca A.D. 2016 z różnych stron Polski, pokonując mniej lub więcej kilometrów (tym razem nie na piechotę, a korzystając z dobrodziejstw transportu publicznego i posiadanych wehikułów), do Radomia dotarli następujący blogo-górscy bohaterowie:Gosia - Ruda z wyboru, sprawczyni całego zamieszania, matka wydarzenia
Ania i Mateusz - Zabieszczaduj
Ania i Jarek - Czar Gór
Sylwia i Piotrek - Góromaniacy
Magda i Tomek - Wieczna Tułaczka
Agata i Bartek - My Way To Heaven
Krzysiek - Pionowe Myśli
Bartek aka Morguś - Morgusiowe Wędrówki
Karola i Piotrek zwany Frankiem - Życie Me, my w sensie
Kasia - Szukając Słońca
Mateusz i Darek - Zieloni w Podróży
Gośćmi specjalnymi, którzy uświetnili nasze spotkanie, porwali opowieścią, służyli radą, uczyli i inspirowali byli:
Andrzej Marcisz - petarda taternictwa i wspinaczki z olbrzymimi sukcesami na swoim koncie. Człowiek, dla którego tatrzańskie skały, granie i turniczki nie mają żadnych tajemnic. Zrealizował wariant wspinaczkowego przejścia Głównej Grani Tatr Wysokich. SZACUN! Pasjonaty z osiągnięciami zawsze miło posłuchać.
Magda Jelonkiewicz-Bałdys ze Skills Factory - nasza wydarzeniowa mugol-ka, która nas pocoachowała, opowiadając o personal brandingu, podrzuciła garść, a nawet szuflę wskazówek, pozwoliła otworzyć głowy na nowe.
W pozostałych rolach:
Wszelkiej maści radomskie człowieki, jakie pojawiały się na naszej drodze - ściankowicze, tkalniozagadkowcy, etc.
AKT I - ZNALEŹĆ WYJŚCIE
Miejsce akcji: Tkalnia ZagadekCo zrobić z osiemnaściorgiem ludzi, którzy znają się wyłącznie z internetów, a swoje twarze kojarzą tylko ze zdjęć zamieszczanych na blogach? Podzielić ich na trzy mieszane grupy i pozamykać w pokojach. Niech sobie radzą. Niech współpracują i znajdą wyjście.
O takie zadanie wystarała się dla nas Gosia, a ludzie z Tkalni Zagadek zgodzili się nas ugościć w swoich tajemniczych pokojach pełnych ukrytych szyfrów, gdzie zostaliśmy zamknięci. Mieliśmy do rozwiązania szereg zagadek i łamigłówek. Aby się wydostać musieliśmy współpracować i wspólnie dopasowywać elementy układanki. Nierzadko szukając odpowiedzi zupełnie od tyłka strony. Bez tego, wyjście z pokoju nie stałoby się naszym udziałem. A wtedy... żegnaj kolacjo, żegnaj piwo, żegnaj kiełbasko, żegnajcie chipsiki. Napiszę Wam jednak w sekrecie, że nasza #drużynajedynek rulezzz.
Jeśli jeszcze nie mieliście okazji brać udziału w takiej zabawie, polecamy, bo jest masa frajdy przy szukaniu wskazówek i odpowiedzi. A sama Tkalnia działa nie tylko w Radomiu i ma swoje pokoje również w innych miastach.
AKT II - NAUKA I INSPIRACJA
Miejsce akcji: Pięterko w Centrum Wspinaczkowym GrotaNasze wymięte zagadkami mózgi złapały trochę oddechu, by już za moment dać się ponieść inspirującej opowieści Andrzeja Marcisza, z której wynikało dla nas jednoznacznie, że pasja ma moc niesamowitą i pcha człowieka do rzeczy, które na pierwszy rzut oka mogą wydawać się zupełnie szalone i niemożliwe do zrealizowania. A jednak - da się. Solidna dawka zdjęć tatrzańskich widoków, połączona z wieloma opowiadaniami sprawiła, że upływający czas przestał mieć znaczenie. Było trochę o wspinaniu, kilka livehack-ów i ogromne pokłady wiedzy o Tatrach.
Po tatrzańskiej prelekcji - mimo wakacji i czasu urlopowego - przyszła pora na naukę, którą starała się nam bezboleśnie zaaplikować Magda Jelonkiewicz-Bałdys ze Skills Factory.
A jak działać z górskimi człowiekami bezboleśnie? Dać im długopisy, kartki, flamastry i kredki, a potem obserwować, jak z ludzkiego i kredkowego chaosu wyłania się obraz każdego z uczestników, tak by wszyscy mogli skonfrontować swoje wyobrażenia, jakie mieli o innych na podstawie śledzonych wcześniej blogów. Co mi dały te warsztaty? Kopa w tyłek, by dalej działać i podbudowały zdecydowanie moją zwykle wycofaną i nieśmiałą osobę. Ale, jak się trafia na "swoich" to nie może być inaczej.
AKT III - INTEGRACJA
Miejsce akcji: Teren Centrum Wspinaczkowego Grota, przy udziale grilla, naprędce zorganizowanego umeblowania i zdobyczy jedzeniowo-pitnych.Jakby nie było, nie samą nauką człowiek żyje, a i głównym założeniem Gosi było zebranie nas razem, żebyśmy przestali być dla siebie tylko ludzikami z internetów. Mieliśmy się poznać i zintegrować. Skoro inni blogerzy potrafią się skrzyknąć, to "górale" nie mogą być gorsi i pozostawać w tyle.
Integracja przebiegała cały czas. Od wizyty w tkalni, poprzez wspinaczkę na ściance, po warsztaty, aż na grillopogaduchach kończąc.
Zanim jednak wszyscy zasiedliśmy na szamanko, musieliśmy iść co nieco upolować, coby mieć czym grillowe ruszta obłożyć.
Tak więc ekipa w zwartym szyku udała się na okoliczne łowiska spod znaku siedmiokropki i rere-kumkum. Droga została przebyta sprawnie. Obyło się bez poręczowania i zakładania obozów pośrednich, a wyprawa zakończyła się sukcesem i już po niedługim czasie na rusztach spiekały się na murzynka kiełbatrony*, a gardła chłodziła złota ambrozja.
*kiełbatron - Nie mylić z Megatronem, ani innym Deceptikonem. To po prostu określenie na kiełbaskę autorstwa Madzi z Wiecznej Tułaczki, które z powodzeniem zostało przejęte i używane przez resztę ekipy.
EPILOG, a właściwie PODZIĘKOWANIA
Przede wszystkim dla Gosi za pomysł i chęci jego realizacji, bo ogarnięcie ludzi i miejsc to nie jest takie hop-siup. Wyszło świetnie. Mimo kilometrów, jakie musieliśmy przejechać (czemu ten Radom tak daleko, ja się zapytowywuję?!), nie żałujemy ani chwili z tych, które spędziliśmy z gronem pozytywnych ludzi, wśród których mogliśmy być sobą, śmiać się z głupot i cieszyć chwilą bez krępacji. Ludziska, dzię-ku-je-my!Oczywiście spotkanie w takiej formie nie odbyłoby się bez wsparcia innych osób. Dlatego raz jeszcze - SERDECZNE DZIĘKI!
- dla Andrzeja Marcisza i Magdy Jelonkiewicz-Bałdys, którzy podrzucili nam garść informacji i inspiracji
- dla CW Grota, bo dzięki tej ekipie mieliśmy się gdzie podziać, przespać i przeżyć swoje pierwsze ściankowe razy
- dla Tkalni Zagadek, dzięki której mogliśmy odkryć w sobie detektywa
- dla Nikwax za pakiet maścideł do czyszczenia i impregnacji naszego górskiego i outdoorowego odzienia
- dla Helios za wsparcie
- dla wspaniałych ludzi z internetów, którzy wsparli projekt na PolakPotrafi
PROLOG Był luty i dzień, jakich wiele. Tamten jednak zapisał się w historii górskiej blogosfery, dając początek czemuś większemu. To wł...
Jak dobrze przygotować się do trekkingu?
Latem, przy sprzyjającej pogodzie, górskie szlaki przeżywają prawdziwe oblężenie. I dobrze. W końcu nic tak nie ładuje baterii, jak ak...
W sezonie, na każdym kroku, pełno jest stoisk, które oferują okulary przeciwsłoneczne wątpliwej jakości, których miejsce może być co najwyżej na głowie w ramach opaski na włosy, a nie ochrony wrażliwych oczu.
Okulary przeciwsłoneczne, jak sama nazwa wskazuje, mają chronić oczy przed szkodliwym promieniowaniem UV. Takiej ochrony nie ma jednak co oczekiwać po "plastik-szkiełkach" z bazarku made by bardzo-małe-żółte-rączki. Takimi cudami możemy tylko napytać sobie biedy, a skutki mogą objawić się w postaci wrażliwości na światło, łzawienia i poważnych chorób oczu. Nie warto ryzykować. Lepiej więc nie mieć nic na nosie, niż nosić okularopodobne badziewie.
Gdzie kupić bezpieczne okulary przeciwsłoneczne?
Najlepsza opcja to zakup w salonie optycznym, lub sklepie sportowym, w których znajdziemy okulary bezpieczne, dobrej jakości (niekoniecznie bardzo drogie) i posiadające odpowiednie atesty i certyfikaty. W przypadku okularów to właśnie atesty i certyfikaty powinny wieść prym przed wyglądem. Serio, estetyka świstaków i kamzików nie ucierpi, jeśli Wasze górskie bryle nie do końca będą pasowały do koszulki i sznurówek.W przypadku bezpiecznych okularów przeciwsłonecznych metka ma znaczenie. To właśnie tam znajdziemy informację producenta ze specyfikacją produktu, etc. Jeśli na metce będą widniały nazwa producenta, oznaczenie kategorii okularów, moc filtra UV oraz informacje o europejskich normach: EN 166:2001, CE, 89/686/EWG EN 1836+A1:2009 ISO 9001:2000 będziesz mieć pewność, że kupujesz towar sprawdzony, atestowany i bezpieczny.
Jakie okulary wybrać?
Wśród okularów przeciwsłonecznych wyróżnia się pięć kategorii soczewek w zależności od ilości przepuszczanego światła. Im ciemniejsza soczewka, tym okulary będą przepuszczały mniejszą ilość promieni UV, a tym samym stanowiły większą ochronę dla naszych oczu.0 - Ilość przepuszczanego światła: 80-100% - szkła przezroczyste
1 - Ilość przepuszczanego światła: 43-80% - szkła o jasnym zabarwieniu, do stosowania w pochmurne dni oraz w ramach ochrony np. przed owadami podczas jazdy na rowerze.
2 - Ilość przepuszczanego światła: 18-43% - szkła żółte lub pomarańczowe, do stosowania w pochmurne dni, oraz przy sztucznym oświetleniu.
3 - Ilość przepuszczanego światła: 8-18% - szkła brązowe, niebieskie, grafitowe, do stosowania na co dzień, a dzięki znacznemu przyciemnieniu soczewki nadają się już na górskie wypady. Uchodzą za okulary najbardziej uniwersalne.
4 - Ilość przepuszczanego światła: 3-8% - szkła szare, bardzo ciemno barwione, do stosowania w warunkach ekstremalnych, na dużych wysokościach, na lodowcach, w miejscach bardzo nasłonecznionych oraz zaśnieżonych.
Gdy już wybierzemy okulary z odpowiedniej dla nas kategorii, warto zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz - to, jak okulary "siedzą" na nosie. W górach, szczególnie na większych wysokościach, gdzie nierzadko będzie towarzyszył nam wiatr i ostre słońce operujące z każdej strony, dobrze mieć okulary, które będą przylegały do twarzy, tak aby wiatr czy promienie słoneczne nie mogły dostać się do oka przez wolne przestrzenie pomiędzy oprawkami, a naszą twarzą.
Okulary przeciwsłoneczne w górach nie są zbędnym gadżetem. Mają chronić, poprawiać komfort widzenia i redukować odbicia.
Dlatego teraz - skoro już poczytaliście, co i jak - sprawdźcie grzecznie Wasze szkiełka i jeśli przypadkiem się okaże, że jesteście w posiadaniu jakiegoś optycznego bubla, sprawcie sobie nowe "patrzałki". Dla bezpieczeństwa, dla zdrowia, żeby nic nigdy nie stanęło Wam na przeszkodzie w oglądaniu tych wszystkich górskich widoków przecudnej urody.
Ochrona przeciwsłoneczna w górach jest ważna i potrzebna, ale żeby była naprawdę kompletna nie wystarczą nakrycie głowy i specyfiki w krem...